MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Napieralski: Nie jestem betonem

Ynona Husaim-Sobecka
Grzegorz Napieralski, przewodniczący Sojuszu Lewicy Demokratycznej mówi jak chce naprawić swoją partię.

- Współpracownicy twierdzą, że świetnie się pan porusza w strukturach partyjnych. Czy rzeczywiście zna pan większość działaczy?

- Wszystkich w partii oczywiście nie znam, bo to 20 tysięcy ludzi. Ale bardzo dużo osób poznałem. Przecież w partii funkcjonuję już od dawna. Jestem osobą, która utrzymuje kontakt osobisty, telefoniczny i mailowy. Zarzucano mi, że rzekomo jeżdżę po kraju budować swoją pozycję. Pamiętam, że gdy byłem szefem rady miejskiej SLD w Szczecinie za każdym razem cieszyłem się, gdy przyjeżdżał do nas któryś z liderów warszawskich. Dlaczego mam teraz nie jeździć, jeżeli ktoś mnie zaprasza? Ponieważ jestem człowiekiem aktywnym, staram się być wszędzie.

- Jest pan uważny przez swoich kolegów partyjnych za mistrza zakulisowych rozgrywek. Jak się zdobywa taki tytuł?

- Nie wiem. Ale pamiętam kampanię wyborczą i w takich rozgrywkach zakulisowych zauważyłem innego kolegę partyjnego, który wykonywał ogromną pracę, by Wojciech Olejniczak wygrał. To on jest mistrzem takich gier i gierek. Krzysztof Janik chodził, przekonywał, zapraszał, wymyślał różnego rodzaju tezy. Ja zrobiłem coś innego. Pytałem ludzi, którzy byli delegatami czy powinienem startować. Jak widzą Sojusz? Co by chcieli zmienić? Stąd decyzja o starcie i moja wygrana.

- Czy za Wojciecha Olejniczaka SLD był za grzeczny? Był - jak to pan określił - polityczną spluwaczką?

- To prawda. Jako SLD poddawaliśmy się bardzo często takim obraźliwym porównaniom, czy atakom. Mówi się, że SLD to aparat i beton. Proszę mi powiedzieć, w której polskiej partii nie ma aparatu partyjnego? Wszędzie jest. Struktury w partii buduje się identycznie: gminna, powiatowa, wojewódzka, koła. Wszystko jest takie same. Tylko nasz aparat jest zły. Ale taki sam aparat w Platformie jest dobry. O SLD mówi się, że to formacja złych ludzi. Zgadza się, pojawili się u nas źli ludzie, szczególnie kiedy szliśmy do władzy w 1999 roku. Źli ludzie są też w Platformie i PiS. Tylko u nas się to wytyka. Jak się aresztuje Lipca, czy innego działacza PiS, to PiS twierdzi, że takie rzeczy się przecież zdarzają. Ale u nas, to skandal i tragedia. W pewnym momencie SLD stało się formacją za wszystko atakowaną: za stosunek do historii, do kościoła katolickiego, kodeksu pracy, podatków. Teraz mówię: zero kompleksów w SLD. Mamy znakomitych ludzi kultury, sztuki, profesorów, świetnych samorządowców, młodych ludzi. Dlaczego mamy się tego wstydzić?

- SLD słynęło z tego, że jeszcze przed wyborami było wiadomo kto wygra. Kiedy pan uzyskał taką pewność?

- Jak ogłosili wyniki. Tego się nie dało wcześniej policzyć. SLD się bardzo zmieniło. To nie jest już formacja, w której szefowie rad wojewódzkich mówili, na kogo głosować.

- Z pana zwycięstwa najbardziej ucieszył się Leszek Miller, kojarzony z partyjnym betonem. Czy to na partyjnym betonie będzie pan budował swoją pozycję?

- Jestem ciężko zdziwiony, że przyklejono mi łatkę betonu. Dlaczego? Proszę popatrzeć, kto był najbliżej Wojciecha Olejniczaka: Krzysztof Janik i Lech Nikolski.

- Także Leszek Miller, którego zatrudnił Olejniczak.

- Miller tak naprawdę był jego promotorem na początku. W klubie parlamentarnym pomagał mu najdłuższy stażem poseł Wacław Martyniuk - kojarzony z aparatem partyjnym. Z jednej strony są starsi działacze, którzy Olejniczakowi wszystko wymyślają, a z drugiej strony Grzegorz Napieralski, który wśród zastępców ma młode osoby.

- Kto jest pana doradcą? Mówi się o Robercie Kwiatkowskim.

- Roberta Kwiatkowskiego broniłem w komisji sejmowej przed atakami polityków podczas afery Rywina. Znam Kwiatkowskiego i twierdzę, że został fałszywie oskarżony. Doradców mam wśród członków partii. Często rozmawiam z Mieczysławem Rakowskim, wielokrotnie z Longinem Pastusiakiem, czy Jerzym Wiatrem. Swoje decyzje teraz konsultuję z młodymi ludźmi.

- Dlaczego Wojciech Olejniczak nie został pana zastępcą?

- Ciężko jest być szefem, a potem zastępcą szefa.

- Czy będzie szefem klubu parlamentarnego?

- To, co się będzie działo miedzy mną a Wojciechem Olejniczakiem, skomentujemy dopiero jak się spotkamy. Nie będziemy się w tej sprawie wcześniej wypowiadali.

- Czy według pana powstanie LiD było błędem?

- To była formuła tylko 4 partii. Nie było w niej miejsca dla organizacji pozarządowych, związków zawodowych i stowarzyszeń. Badania pokazały, że elektorat Partii Demokratycznej, poza kilkoma procentami, poparł Platformę Obywatelską. Ten projekt był o 10 lat za późno. Gdyby do takiego sojuszu doszło w 1997 roku, czyli SLD stworzyło koalicję parlamentarną z Unią Wolności, to byłoby to naturalne. 10 lat później się nie sprawdziło. To był sztuczny sojusz.

- A współpraca z Socjaldemokracją Polską jest jeszcze możliwa?

- W SdPl jest wiele znakomitych postaci. Trzeba jednak pamiętać, że Marek Borowski dwukrotnie zostawił SLD.

- SdPl ma we wrześniu wybory. Marek Borowski zapowiedział już, że odejdzie. Czy wówczas nawiążecie współpracę?

- Nie wchodzę w wewnętrzne sprawy SdPl, choć politycy tamtej partii ustawiają, kto powinien być u nas liderem. Za wcześnie na wielkie deklaracje.

- Z pana rekomendacji Dariusz Wieczorek został szefem partii w naszym województwie. Czy to oznacza, że chce pan zbliżenia ze stowarzyszeniem Ordynacka?

- Ordynacka powinna być blisko SLD. Chciałbym współpracy. W przyszłym tygodniu oficjalnie wystąpię do zarządu Ordynackiej z taką propozycją. Ordynacka to środowisko osób związanych przede wszystkim z uczelniami.

- Czy Włodzimierz Cimoszewicz będzie kandydatem SLD na prezydenta?

- Chciałbym szybko spotkać się z Cimoszewiczem. Zaproponowałem poprawkę do statutu, która przewiduje prawybory w partii. Do tej pory kandydat na prezydenta był wybierany na konwencji w Warszawie. Teraz chciałbym, by kandydata rekomendowały struktury partii i nasi sympatycy. Każdy z nas odbywa mnóstwo spotkań, nawet u cioci na imieninach. Dzięki temu wiemy jakie są w społeczeństwie nastroje. Takie referendum będzie badaniem opinii publicznej.

- Działacze zarzucają panu forowanie rodziny i przyjaciół. Trudno się z tym nie zgodzić, wśród 5 radnych SLD jeden jest pana bratem, drugi szwagrem.

- Proszę nie karać ludzi tylko dlatego, że w pewnym momencie stali się moją rodziną. Paweł Juras był w partii wiele lat wcześniej, niż ja zostałem mężem jego siostry. To jest chłopak, który się stara. Był sekretarzem rady wojewódzkiej, teraz angażuje się w sprawy miejskie. Mój brat startował z ostatniego miejsca. Nie użył mojego nazwiska, ani mojej osoby do kampanii wyborczej.

- Ale macie to samo nazwisko

- Ale inne imiona.

- Szefem struktury miejskiej został dyrektor pana biura Dawid Krystek, a nie radny trzech kadencji. Piotr Kęsik był niemal pewnym kandydatem.

- Trzeba zapytać działaczy w Szczecinie. Warto też zwrócić się do Piotra, dlaczego nie kandydował, tylko poparł Dawida. Piotra znam i się z nim przyjaźnię. Dawid ma dużo czasu, może poświecić go partii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński