Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

My wszyscy stąd

Krystyna Pohl
Mina Gampel na wystawie własnych obrazów.
Mina Gampel na wystawie własnych obrazów. Marcin Bielecki
Ludzie nie kryją łez. Wielu z nich nie widziało się lat. To uczestnicy Międzynarodowego Zjazdu Emigracji Żydowskiej w Szczecinie.

Ponad 250 Żydów, którzy musieli opuścić Szczecin i Polskę w latach 60. i 70., przyjechało do rodzinnego miasta. To był zjazd całego świata - mieszkają teraz w Izraelu, USA, Kanadzie, Szwajcarii, Francji, Skandynawii, Niemczech, a także w Australii i odległym Urugwaju.

Przyjechali, by jak w wierszu Eliasza Rajzmana, żydowskiego poety ze Szczecina, poszukać śladów. Śladów korzeni, młodości, rodzinnych domów, znajomych ulic. By ocalić wspomnienia i przyjaźnie, które przetrwały mimo rozłąki.

Pamiętamy!

Najwięcej wzruszeń przeżyli w budynku dawnej żydowskiej szkoły podstawowej im. Icchaka Lejba Pereca. Istniała w latach1946-1969.

Wystawa fotograficzna przypomniała szkolne lata, wakacje, kolonie, uczniowskie przedstawienia, sportowe zawody. Była zatytułowana: "Czy to jeszcze pamiętasz?" - Po co to pytanie - dziwili się goście. - Przecież wszystko pamiętamy.

- Ilekroć tu jestem, wzruszam się tak samo - przyznaje Leon Ejdelman, który z Nowego Jorku przyjechał z 22-letnim synem. - Syn jest oszołomiony, gdy patrzy na nasze powitania, emocje towarzyszące odnajdywaniu siebie i kolegów na zdjęciach. Sam jestem zdumiony, jak silne okazały się te dziecięce przyjaźnie z podstawówki. Nie zniszczył ich ani upływający czas, ani odległości, bo los rozrzucił nas w różne zakątki świata.

- Pewnie dlatego, że gdy nasi rodzice postanowili emigrować, to my przysięgaliśmy jeden drugiemu, że będziemy pamiętać, pisać - uważa Hanka Edelman, z domu Tuchman. - Mnie los rzucił aż do Montevideo w Urugwaju. Wyjechałam z rodzicami i trzema siostrami w 1959 roku. Miałam tylko dwanaście lat. Tata wybrał ten kraj, bo tylko tam była nasza rodzina ocalała po wojnie. Nauczyłam się języka hiszpańskiego, skończyłam szkołę, wyszłam za mąż za Urugwajczyka, urodziłam trójkę dzieci i tęskniłam za Szczecinem. Ciągle opowiadałam mężowi, jakie to piękne i niezwykłe miasto. Siedem lat temu po raz pierwszy przyjechałam tu z siostrą. Tym razem jestem z mężem i gdy zobaczył, powiedział krótko: "Ja ciebie rozumiem".

Nie chciano nas tutaj

Fakty

Pierwsi Żydzi osiedlili się w Szczecinie w 1811 roku. Ponad 60 lat później wybudowali okazałą synagogę. Spalono ją w 1938 roku, w czasie pogromów Nocy Kryształowej. Przed wojną społeczność żydowska w Szczecinie liczyła ponad trzy tysiące osób. Po wojnie, w drugiej połowie lat 40., Szczecin stał się jednym z największych w Polsce skupisk żydowskich i głównym punktem przerzutowym Żydów na Zachód. Mieszkało tu około 40 tysięcy Żydów. W latach 50. było ich już tylko sześć tysięcy. Odegrali istotną rolę w rozwoju gospodarczym miasta. Uruchomili m.in. spółdzielczość pracy, handel. Po marcu 1968 r. z Polski wyjechało ponad 20 tysięcy Żydów, ze Szczecina - około 700, przede wszystkim byli to ludzie młodzi. Dziś żydowska społeczność w Szczecinie liczy około 160 osób.

Najmniej zmieniło się Niebuszewo, dzielnica, w której w większości mieszkali. Uważają, że zrobiła się jeszcze bardziej szara i zaniedbana. Natomiast Szczecin bardzo się zmienił i wypiękniał. Tak powtarzają jednogłośnie.

Andrzej Lawitz, informatyk mieszkający w Szwecji, jest w budynku dawnej szkoły po raz pierwszy od 1969 roku. Wtedy miał 15 lat i wraz z rodzicami musiał opuścić Polskę.

- Byliśmy w ostatniej grupie wyjeżdżających - opowiada. - Po marcu roku sześćdziesiątego ósmego nagonka antyżydowska była nie do wytrzymania. Na rękawie, tak jak inni uczniowie, nosiłem tarczę z napisem SP nr 28 im. I.L.Pereca. Nie było łatwo z taką tarczą przejść przez miasto. Tata miał sklep należący do spółdzielni Konsumy. Władza starała się udowodnić, że prowadzi jakieś lewe interesy. Bez wyroku rok przesiedział w więzieniu. Rodzice doszli do wniosku, że tak dłużej nie da się żyć i wyjechaliśmy.

Raja Csamperlik z domu Bitter kilka razy powtarza, że ją z Polski wyrzucono. Nigdy i nigdzie nie chciała wyjeżdżać. Studiowała rusycystykę, należała do partii.

- Ale na każdym kroku dawano nam do zrozumienia, że Żydzi są w Polsce niepotrzebni - mówi z goryczą i opowiada o pożegnaniach i trudnych początkach w Izraelu. - W latach 68 i 69 niemalże każdego dnia odprowadzaliśmy kogoś na dworzec. To było takie smutne i bolesne. Któregoś dnia odprowadzono mnie i siostrę. Znalazłyśmy się w Izraelu, potem przyjechali rodzice. Było ciężko, doskwierała tęsknota, niezrozumiały i trudny okazał się język hebrajski. Uczyłam się go w kibucu, tam też poznałam męża, Żyda z Rumunii. Jestem pedagogiem, pracuję z trudnymi dziećmi. Mamy dwóch dorosłych synów i z nimi przyjechałam.

Dawid Falkowicz, świetny szachista, skończył w Szczecinie szkołę podstawową Pereca, ogólniak piątkę i Wyższą Szkołę Pedagogiczną. Był nauczycielem w liceum żydowskim we Wrocławiu. Uczył historii powszechnej i historii Żydów. Ostro zareagował na słynne przemówienie Gomułki w marcu 1968 roku. W kuratorium usłyszał: "Niech pan nie przestawia mebli w cudzym domu". Został usunięty ze szkolnictwa niemalże z wilczym biletem. Nie miał wyjścia, musiał wyjechać. Wybrał Izrael. Wyjeżdżał płacząc.

- Było mi bardzo przykro, że nikt nie chce mnie w kraju, który uważałem za moją ojczyznę.

Zawsze chcemy wracać

Piękna Róża Adamczyk z domu Klajman zaplata długi czarny warkocz i z błyskiem w oku opowiada o flamenco, którego uczyła się w Hiszpanii. Taniec i malarstwo to jej pasja. Na co dzień jest lekarzem neurologiem w Nowym Jorku.

- Ale jestem szczecinianką - mówi. - I zawsze nią będę. Szczecin zawsze będzie moim rodzinnym miastem, a Polska ojczyzną. Tu się urodziłam w czterdziestym siódmym, tu byłam harcerką, chodziłam do szkoły i zaczęłam studiować medycynę. Miałam 18 lat, gdy z rodzicami wyjechałam do Nowego Jorku. Siostra została w Szczecinie. Była mężatką, matką dwójki dzieci. Pierwsze lata emigracji były bardzo trudne. W nocy uczyłam się angielskiego, w dzień pracowałam w szpitalnym laboratorium. Ale potem byłam szczęśliwa, gdy udało mi ukończyć studia medyczne. Po pewnym czasie do Nowego Jorku przyjechał Andrzej Adamczyk, Polak, moja miłość ze szkolnej ławki. Wzięliśmy ślub.

Danuta Rozenszein urodziła się w Wilnie i stamtąd przyjechała do Szczecina z rodzicami w 1959 roku. W sześćdziesiątym ósmym z mężem Olkiem musiała Szczecin opuścić. Wyjechali też teściowie, ale matka Danuty została. Nie chciała po raz kolejny zmieniać kraju.

- Mieszkałam w Szczecinie tylko dziewięć lat, a tak bardzo tęskniłam - przyznaje Danuta. - W 77 roku przyjechałam w odwiedziny po raz pierwszy. Szczecin zawsze będzie dla mnie najpiękniejszy. Nie mam tu rodziny. Ale przyjaciele i znajomi są tak bliscy jak rodzina. Serce mnie tylko boli, że tak niewiele zostało po pięknym żydowskim cmentarzu, a zabytkowe macewy były wykorzystywane jako płyty chodnikowe.

Robią kariery

Dramatyczne losy emigrantów nie przeszkodziły im w realizacji zawodowych planów i ambicji. Są lekarzami, prawnikami, inżynierami, architektami, przedsiębiorcami, naukowcami, specjalistami w różnych dziedzinach. Przyznają, że było trudno, że ciężko pracowali, by odnaleźć się w nowej rzeczywistości, ale przypominają, że w żydowskiej tradycji nauka zawsze była na pierwszym miejscu.

Falkowicz zawsze chciał być nauczycielem. Trzy lata uczył się języka hebrajskiego. Wykłada historię w Akademii Lotniczej Hajfie. Jerry Brenholz znalazł się w Detroit. Mówi, że angielskiego uczył się po szesnaście godzin dziennie. - Nauka języka, płynne opanowanie go w mowie i piśmie było dla każdego z nas największym wyzwaniem - przypomina.

Brenholz ma dzisiaj własną firmę komputerową, współpracującą z Doliną Krzemową. Niedawno przekazał 25 tysięcy dolarów na budowę muzeum żydowskiego, które powstaje w Warszawie. Był na uroczystości wmurowania kamienia węgielnego.

Cyla i Aleksander Gellerowie wyjechali w 1969 roku zaraz po ślubie. Ona była chemiczką, on absolwentem Politechniki Szczecińskiej. Wybrali Izrael i Hajfę.

- Przez długi czas nie mogłam się zdobyć na naukę hebrajskiego - przyznaje Cela. - Byłam przekonana, że ta antyżydowska nagonka skończy się w Polsce i wrócimy do Szczecina. Gdy na świat przyszły dzieci, nie było wyjścia, musiałam się języka nauczyć. Dziś córka ma 37 lat, a syn 35. Cyla pracuje jako chemik w amerykańskiej firmie, a Aleksander jest projektantem w przemyśle elektrycznym.

Mietek Lisak był na czwartym roku Politechniki Szczecińskiej, gdy w 1969 roku musiał opuścić Szczecin. Wyjechał do Szwecji. Tam w Goeteborgu dokończył studia, zrobił doktorat. Od kilku lat jest profesorem. Zajmuje się fizyką plazmy, reprezentuje Szwecję w Unii Europejskiej w dziedzinie energii termonuklearnej. Jest członkiem Akademii Nauk Szwecji i członkiem komitetu przyznającego nagrody Nobla.

Mina Gampel ze Stuttgartu jest znaną malarką. W tamtejszej akademii sztuk pięknych uczy malarstwa. Wystawa jej 70 prac była ważnym wydarzeniem kulturalnym tegorocznego zjazdu szczecińskich Żydów. W 1957 roku wyjechała z rodzicami do Izraela. Dziesięć lat później zamieszkała w Niemczech.

Ma trzech synów i każdy mieszka w innym kraju, w Hiszpanii, Niemczech i Izraelu. W czasie zjazdu w Szczecinie spotkała się z siostrą, która mieszka we Francji. - Już przyzwyczaiłam się do tego, że nasza rodzina jest rozsiana po całym świecie - mówi. - Ale dobrze, że jest internet i rodzinne uroczystości. W zeszłym roku spotkaliśmy się na weselu w USA, a w przyszłym zobaczymy się w Izraelu.

Za cztery lata

Wydarzeniem była też wystawa poświęcona Eliaszowi Rajzmanowi, żydowskiemu poecie ze Szczecina. - Powinniśmy zgromadzić fundusze, aby opracować jego twórczość, która jest w zbiorach Książnicy Pomorskiej - zaproponował Jakub Kaul z Izraela. Apel spotkał się z odzewem. Zbiórka na świecie już się zaczęła.

I Zjazd Emigracji Żydowskiej w Szczecinie odbył się w 2003 roku. Jego pomysłodawcą był Mietek Klajman, ten, który na początku lat 60. założył w Szczecinie pierwszy zespół big - beatowy Następcy Tronów. Od 1969 roku mieszka w Nowym Jorku i zajmuje się branżą tekstylną.

- Pomyślałem, żeby w rocznicę założenia zespołu spotkać się w Szczecinie i zrobić taki niewielki zjazd jego byłych członków i sympatyków - opowiada. - Róża Król, szefowa Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w Szczecinie podjęła się organizacji. Wieść błyskawicznie rozniosła się po świecie i do Szczecina przyjechało ponad 160 osób.

Spotkanie tak bardzo się podobało, że postanowiono zrobić następne. Gdy parę dni temu uczestnicy drugiego zjazdu żegnali się w Szczecinie, mówili : "Do zobaczenia za cztery lata, na trzecim zjeździe".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński