Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Matka miłości nie zagłuszy, czyli monodram Anny Januszewskiej „Matka Putina” w Teatrze Małym w Szczecinie

Agata Maksymiuk
Agata Maksymiuk
„Matka Putina: monodram Anny Januszewskiej” premierowo pojawi się w Teatrze Małym w Szczecinie już 16 lutego. Aktorka wcieli się w postać Wiery Nikołajewny Putiny, która wbrew oficjalnej wersji Kremla podawała się za biologiczną matkę Władimira Putina. Nam opowiedziała o przygotowaniach do roli.

Wiera Nikołajewna Putina to kobieta, której historię owiewa wiele tajemnic. Wierzysz w jej opowieść - wierzysz, że naprawdę była matką Putina?

- Wierzę, że to prawda. Słowo po słowie przeczytałam tekst Anny Chudek-Niczewskiej. Ciąg tych relacji jest tak spójny i konsekwentny, że nie widzę w nim miejsca, które można podważyć. Nie przyszło mi nawet do głowy, by w jakiejkolwiek kwestii mieć wątpliwości. Nie wyobrażam też sobie, że ktokolwiek mógłby wymyślić tak skomplikowaną historię. Po co miałby to robić? Oczywiście nie znam życia, o jakim opowiada Wiera, dlatego też jest to tak trudne i tak interesujące, ale wątpliwości nie mam.

Był czas, kiedy o historii Wiery (dosłownie) niebezpiecznie było mówić, bo naruszało to wizerunek Putina. Dziś opowieść o jej dziecku jest powszechnie dostępna w wielu publikacjach - internet, czasopisma, książki. Teraz przyszedł moment na teatr?

- W teatrze człowiek zawsze jest na pierwszym miejscu, niezależnie od historii, którą opowiadamy. Moim zadaniem jest sprawić, aby Wiera Nikołajewna, postać, którą gram, była wiarygodna. Dlatego zrobię wszystko, by na scenie była żywym człowiekiem. Dziś ludzie chcą wiedzieć, a dowiedzieć się mogą tylko od drugiej osoby. Kiedyś teatry były cenzurowane. Przychodził cenzor i decydował, czy coś jest polityczne, czy nie i skreślał kwestie. Tu nie mamy takiej sytuacji. Ta historia jest powszechnie dostępna, a skoro tak jest, to znaczy, że nikomu nic złego nie robi. Oczywiście różne myśli chodziły mi po głowie, ale odłóżmy to na bok. Jestem przekonana, że sztuka trafiła w moje ręce nieprzypadkowo. Czuję, że to będzie rola misyjna, a intuicja mnie raczej nie zawodzi.

Matka miłości nie zagłuszy, czyli monodram Anny Januszewskiej „Matka Putina” w Teatrze Małym w Szczecinie
Natasza Młudzik

Czy sztuka rzuci nowe światło na tę historię?

- Chciałabym, aby konfrontacja z życiem Wiery i z jej dramatem uruchomiła nas jako ludzi. Żeby każdy z nas zastanowił się - co my byśmy zrobili w jej sytuacji? Trzeba pamiętać, że człowiek z natury rodzi się dobry. Putin nie urodził się zbrodniarzem. On się nim stał. Można rozważać o tym, dlaczego się nim stał i co takiego wydarzyło się na jego drodze. Ale to nie miejsce na tę dyskusję. Matka zawsze pozostanie matką. Kiedy wypuszcza dziecko w świat, lekko wycofuje się, by nie przeszkadzać, by pozwolić mu żyć i podejmować własne decyzje, ale zawsze je kocha. Matka może się przyglądać, może ocenić, ale swojej miłości nie zagłuszy. Lubimy swój komfort, swoje życie. Ale co w sytuacji, gdy ta wygoda się kończy i nie można obrać innej drogi? Sztuka postawi przed widownią kilka trudnych pytań i trudnych momentów. Zobaczymy, jaki będzie tego efekt.

Od czego zaczęłaś przygotowania do roli? Co było punktem wyjścia, a co elementem, który pozwolił poczuć, że postać jest kompletna?

- Najpierw był dedykowany egzemplarz tekstu. Otworzyłam pierwszą stronę i zaczęłam czytać. Od razu poczułam, że to tekst dla mnie. Kobieta, matka, w dojrzałym wieku i ja aktorka, która nie boi się postaci tego kalibru. Przeczytałam egzemplarz raz i drugi raz, i trzeci. I w końcu usłyszałam, że przestaję być sobą, że to już mówi postać. Z natury jestem
dość liryczna i opowieści o cierpieniu ciągną mnie w liryczną nutę. Tutaj czułam, że to nie może takie być, że to musi być różne ode mnie. Bo gdybym miała przenieść się w rejony, w których żyła Wiera, musiałabym nauczyć się być twardą osobą. Musiałabym nauczyć się być naprawdę silną, żeby żyć z takim ciężarem. Nikomu tego nie życzę. Myślę, że w końcu dotarłam do momentu, gdy Wiera jest gotowa stanąć przed widownią. Czuję, że to spotkanie też ją zmieni i dopiero wtedy jej postać stanie się kompletna.

Jak trudne było zbudowanie obrazu rodzica zbrodniarza?

- To piekielnie trudne doświadczenie. Tekst mnie przeraził. Przeraziło mnie, że taka historia jest możliwa. Jest w niej przemoc, jest bieda i jest zimno. Ja żyję w warunkach komfortowych. Czuję się bezpiecznie, nie jestem głodna, jest mi ciepło. Czytając ten tekst, cierpiałam. Musiałam nad sobą pracować. W teatrze jest zasada - to nie aktor ma płakać, tylko ten, kto go słucha. Zaczęłam od wyspokojenia siebie, inaczej nie byłabym w stanie o tym odpowiedzieć. Dla aktora im postać ciemniejsza i bardziej skomplikowana, tym lepsza do pracy. Tak już jest, że w tych złych szukamy tej iskry nadziei, a w tych dobrych tego, co tę dobroć neguje. Trzeba też pamiętać, że człowiek jest różny w różnych momentach swojego życia. Nic nigdy nie jest czarno białe. A my często obserwujemy tylko wycinek całości.

Dlaczego akurat teraz zdecydowałaś się na wystawienie tej sztuki? Co doprowadziło cię do tego momentu?

- Niezależnie od tego, co robię w teatrze, zawsze poszukuję dodatkowych rzeczy. Te poszukiwania połączyły mnie z tym tekstem. Od pierwszego czytania nie miałam wątpliwości, że to sztuka, którą jak najszybciej trzeba wystawić. Trwa wojna, a tu spotykamy matkę Putina. Sama ochota jednak nie wystarczy, by wejść na scenę. Trzeba wydeptać kilka ścieżek, uzyskać kilka decyzji. Wiele razy usłyszałam - zaczekaj z tym jeszcze. Ale ja wiedziałam, że trzeba to pokazać już. Jeszcze kiedy trwa wojna, kiedy nazwisko Putina wypowiada się z obrzydzeniem. Bo ta historia to nie jest jego historia, to historia jego matki. A takich matek może być więcej. Kobiet, które nie mają wpływu na decyzje swoich dzieci.

Matka miłości nie zagłuszy, czyli monodram Anny Januszewskiej „Matka Putina” w Teatrze Małym w Szczecinie
Projekt plakatu: Anna Januszewska Opracowanie graficzne: Krystian Strzelecki

Spektakl to monodram. Mówi się, że nie ma trudniejszej i bardziej intymnej formy sztuki. Dlaczego zdecydowałaś się na występ bez scenicznych partnerów?

- Lubię wyzwania, mniej więcej 15 lat temu wystawiałam monodram, w którym grałam George Sand. Kostium, cylinder, cygaro w ustach. Pięknie! Tekst znakomity, opanowany perfekcyjnie. A jednak w trakcie, któregoś przedstawienia, dopadł mnie strach. Sekunda wahania. Sekunda niepewności tekstu. Sekunda, która wydawała się wiecznością. Oczywiście, jak to mówią aktorzy - trzeba dać gębie gadać, i tak zrobiłam. Ale w pamięci mi to zostało. To taki niuansik. Bo w ogóle na scenie to jestem u siebie. Ale zanim na nią wejdę czuję niepokój, a w przypadku premiery - tremę. Już teraz jestem przejęta tym, co się wydarzy. Pytasz czemu zdecydowałam się na występ bez partnerów? Partnerów mam w głowie. Poza tym, jeśli wszystko się uda, cały splendor spłynie tylko na mnie (uśmiech).

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński