Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marzy nam się falochron cały w kolorowym graffiti

Rozmawiała Hanka Lachowska
Robert Balicki - Leo (pierwszy z lewej) ma 24 lata. Skończył technikum żywienia. Szuka stałej pracy. - Chciałbym wyjechać do mojej koleżanki do Irlandii. Zarobić trochę pieniędzy, wrócić do Świnoujścia i kupić mieszkanie, bo czas już chyba powoli myśleć o rodzinie - mówi.
Robert Balicki - Leo (pierwszy z lewej) ma 24 lata. Skończył technikum żywienia. Szuka stałej pracy. - Chciałbym wyjechać do mojej koleżanki do Irlandii. Zarobić trochę pieniędzy, wrócić do Świnoujścia i kupić mieszkanie, bo czas już chyba powoli myśleć o rodzinie - mówi. Sławek Ryfczyński
Rozmowa ze świnoujskimi grafficiarzami - Danielem Kurtyką i Robertem Balickim.

- Od ilu lat zajmujecie się graffiti?

Daniel - Obaj od siedmiu. Każdy z nas zaczynał osobno. Razem pracujemy dopiero od około 4 lat.

Robert - Byłem w ósmej klasie szkoły podstawowej. Do mojej siostry przychodził wtedy na korepetycje kolega, który interesował się graffiti. Ja dopiero zaczynałem. Rysowałem pierwsze projekty. Nieraz zdarzało sie, że robiłem to na lekcjach na ostatniej kartce zeszytu (śmiech). Pokazałem temu koledze kilka moich "prac". Stwierdził, że coś niczego sobie, i że warto byłoby, aby zaczął malować. No i tak to sie zaczęło.

Daniel - W moim przypadku było podobnie. Przyjechał do mnie kolega z Warszawy. Pokazał mi zdjecia graffiti z jego miasta. Spodobało mi się. Akurat szedłem z podstawówki do liceum. Zaczynałem słuchać hip - hopu, czyli muzyki grafficiarzy. Zawsze też lubiłem rysować. No i "kupiłem" graffiti.

- Zaczynaliście od nielegalnych rysunków?

Daniel i Robert - Niestety tak. Ale szybko z tego zrezygnowaliśmy.
- Bo zostaliście przyłapani?

Daniel - Ja nigdy.

Robert - A ja raz tak. To była ściana na jednym z bloków mieszkalnych w centrum miasta. Na szczęście udało mi się z tego wybrnąć. Po prostu zanim sprawa trafiła na policję, dogadałem się z mieszkańcami bloku, którzy zgodzili się na to moje graffiti. No i w ten sposób załogodziłem sprawę. Dostałem wtedy jednak nauczkę.
Doszedłem do wniosku, że przecież można robić to legalnie, zamiast biegać nocą po mieście i próbować gdziekolwiek cokolwiek namalować. Nie o taką adrenalinę w tym wszystkim chodzi.
Podczas legalnego malowania człowiek jest spokojny, może używać całej gamy kolorów. Ma na to czas. Nie musi się rozglądać, czy ktoś nie nadchodzi. Dzięki temu, to właśnie legalne prace są prawdziwym graffiti.

Daniel - To naprawdę wspaniałe uczucie, gdy człowiek nie musi się kryć, tylko legalnie może robić to, co go rajcuje. I jeszcze słuchać przy tym swojej ulubionej muzyki. A jeszcze jak ktoś pochwali! Poza tym im człowiek robi się starszy, tym bardziej jest leniwy (śmiech).

- A co dziś myślicie o tych młodych ludziach, którzy malują byle gdzie i byle co?

Robert - Może nie zabrzmi to ładnie, ale dla nas są to gówniarze, którzy nie wiedzą, czym jest prawdziwe graffiti. Nie ma nic wspólnego z malowaniem sreber.

- Czego?

Robert - Srebrem nazywamy dwukolorowe litery czy jakieś inne znaki, w których dominującą farbą jest właśnie srebrna.
Chętnie pokazalibyśmy im, na czym to polega, ale nie mamy gdzie. Potrzebna byłaby do tego jakaś ściana. Może ktoś z urzędu miasta przeczyta tą naszą rozmowę i znajdzie dla nas jakiś kawałek. W tej chwili nie mamy nawet swojego klubu. Szkoda. Bo takich ludzi, jak my jest sporo w mieście.

Daniel - Ci, którzy malują byle co, często także wulgaryzmy, psują nam renomę. Większość ludzi myśli bowiem, że to my. Prawdziwe graffiti, to nie wandalizm, tylko forma sztuki.

- Często spotykacie się z uznaniem dla swoich prac?

Daniel - Trzeba przyznać, że coraz częściej. I bardzo nas to cieszy.

Robert - Zdarzyło się już kilka razy, że nawet starsze panie mówiły "o jejku, jakie to ładne, kolorowe".

- Świnoujście zdobi już wiele waszych prac...

Daniel - O tak. Pierwsze graffiti powstało na ścianie koło smażalni "Kotwica". Potem była druga smażalnia - "Tropik", restauracja "W sieci", ściana Zakładu Wodociągów i Kanalizacji przy Wybrzeżu Władysława IV, transformator przy ul. Konstytucji 3 Maja (tam namalowaliśmy skorpiona), garaże społdzielni mieszkaniowej "Odra" na tyłach ulicy Piastowskiej, sklep wędkarski przy Bema, a ostatnio brama przy Monte Cassino i kolejny transformator przy Staszica.

Sporo naszych prac jest również na Warszowie, gdzie mieszkam. Chociażby na Domu Marynarza, budynku filii Miejskiego Domu Kultury, garażach przy Barlickiego, smażalnii przy bazie rybackiej.

- Jesteście coraz bardziej znani w mieście. Coraz częściej to nie wy prosicie o możliwość zamalowania jakiejś ściany, tylko sami jesteście proszeni...

Daniel - To prawda. Tak było chociażby z ostatnią bramą przy ulicy Monte Cassino. Na jednej ze swoich wcześniejszych prac zostawiliśmy numer telefonu. No i pewnego dnia zadzwonił pan Grabowski z biura zarządzania nieruchomościami. Powiedział, że jest brama do zrobienia.
Potem spotkaliśmy się z nim i mieszkańcami tego bloku i przedstawiliśmy projekt. Poprosili tylko, aby w naszej pracy znalazł się jakiś świnoujski akcent. No to namalowałem wiatrak na tle zachodzącego słońca. Resztę przyjęli bez zastrzeżeń.

Robert - Malowanie tego graffiti wspominamy wyjątkowo miło. Zajęło nam to trzy dni. Spokój, ściana, farby i muzyka hip - hop. Było super!

Daniel - To jest właśnie ta różnica pomiędzy legalnym a nielegalnym malowaniem, o której mówiliśmy wcześniej.

- Skoro robicie to legalnie, to czy dostajecie za swoją pracę jakieś pieniądze?

Robert - Czasami tak, ale bywa też, że malujemy za darmo. Zleceniodawca daje nam tylko pieniądze na farby.

- A ile można zarobić na pomalowaniu na przykład takiej bramy, jak ta przy Monte Cassino?

Daniel - Profesjonalista wziąłby ze dwa tysiące.

- A wy?

Daniel i Robert - Akurat to robiliśmy za darmo. W zamian pozwolono nam na umieszczenie swoich numerów telefonów. To dla nas reklama.

- A gdybyście mieli wziąć wynagrodzenie?

Daniel - Myślę, że około tysiąca.

- To całkiem dochodowe zajęcie...

Daniel i Robert - No niby tak.
Daniel - Obaj chcielibyśmy zajmować się tym zawodowo. Jesteśmy w trakcie rozmów o współpracy z jedną z miejscowych agencji reklamowych. Najlepiej zarabia się jednak na malowaniu masek.

- Czego?

Daniel - Karoserii samochodów. Za zamalowanie samego wlewu paliwa można dostać nawet 200 złotych. Ale do takiego graffiti trzeba mieć specjalny sprzęt.

- Jaki?

Robert - Aerograf, czyli taki pistolet pod ciśnieniem. Ja na swoim koncie mam już jedną maskę. Kolega prowadzi zakład samochodowy. Ma sporo starych części karoserii. Dał mi taką jedną od bmw. To miało być tak na próbę. Muszę przyznać, że wyszło naprawdę dobrze. Byłem zadowolony z tej pracy. No i innym też się podobało.

- Graffiti to litery, postacie ludzi, zwierząt itp. A wy co najbardziej lubicie malować?

Robert - Moją specjalnością są postacie. Maluję ludzi, zwierzęta. Całe postacie albo tylko ich twarze. Daniel natomiast specjalizuje się w literach.

Daniel - I obaj doskonale się uzupełniamy (śmiech).

- Czy graffiti to wasz sposób na życie?

Daniel - To już wręcz psychoza (śmiech). Z każdej pracy wyciągamy wnioski na przyszłość. Rozmawiamy o tym, co można zrobić jeszcze lepiej.

Robert - Do wszystkiego dochodziliśmy sami. Nie jeździliśmy na dżemy, nie podpatrywaliśmy innych.

- Co to są dżemy?

Robert - To spotkania grafficiarzy, podczas których wszyscy wspólnie coś malują.

Daniel - I jednocześnie doskonałe możliwości do podnoszenia swoich umiejętności, bo można się czegoś nauczyć od innych.

- Na jakim etapie graffiti jesteście po tych siedmiu latach?

Daniel - Cały czas się uczymy. Najlepszym przykładem tego jest chyba fakt, że do sprajów z farbą używa się 32 końcówek. My jesteśmy dopiero przy 6-7. Jeszcze dużo przed nami...

- Gdzie w Świnoujściu chcielibyście jeszcze namalować graffiti?

Robert - Oj, wiele jest takich miejsc. Na przykład ściana budynku przy ulicy Kościuszki, w którym kiedyś mieściła sie poczta. Aż się prosi o graffiti!

Daniel - Albo garaże przy ulicy Grunwaldzkiej, ściana kamienicy przy ulicy Konstytucji 3 Maja, w której kiedyś była cukiernia... Ale naszym największym marzeniem jest falochron.

- Jego pomalowanie zajęłoby sporo czasu...

Daniel - Ale gdyby to się udało, byłby to rekord Guinnessa. W tej chwili najdłuższa ściana z graffiti znajduje się w Łodzi.

Robert - Oczywiście nie zrobilibyśmy tego sami. Marzy nam się ściągnięcie do tej pracy innych grafficiarzy z Polski albo chociaż z naszego województwa. To byłoby coś wspaniałego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński