Wczoraj prokurator zarządził sekcję zwłok zmarłej w poniedziałek rano 32-letniej stargardzianki. Policja wszczęła dochodzenie w sprawie podejrzenia o nieudzielenie pomocy.
Policja sprawdzi dlaczego pogotowie nie przyjęło zgłoszenia, a także czemu mąż chorej nie wezwał do niej pomocy.
W poniedziałek rano 8-letnia dziewczynka zadzwoniła na pogotowie ratunkowe w Stargardzie. "Moja mamusia potrzebuje pomocy. Jest cała we krwi" - miała mówić. Dyspozytorka nie przyjęła zgłoszenia, zapytała o dorosłą osobę. Dziecko powiedziało, że w domu jest tato. Ojciec jednak nie podszedł do telefonu.
- Stałem nad żoną, byłem w szoku, miałem skarpety we krwi - tłumaczy mąż zmarłej.
Pogotowie nie przyjechało. Córeczka zadzwoniła więc do dziadków, którzy mieszkają na drugim końcu miasta. Dziadek przyjechał do domu córki i dwukrotnie zadzwonił na pogotowie. Po kilkunastu minutach przyjechał lekarz. Dał kobiecie zastrzyk i zadecydował o wezwaniu "erki". Karetka przyjechała, ale to nic nie dało. Młoda kobieta zmarła w domu z wykrwawienia. Zgon stwierdzono o godzinie 8.05. O godzinie 18 kierownik stargardzkiego pogotowia zawiadomił policję.
Bezpośrednią przyczyną śmierci było wykrwawienie z dróg rodnych.
Więcej w papierowym wydaniu "Głosu".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?