Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Liczy się tylko statystyka

Mariusz Parkitny
Sędzia Maciej Strączyński
Sędzia Maciej Strączyński Andrzej Szkocki
Rozmowa z sędzią Maciejem Strączyńskim, prezesem Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia.

- W RPA zaczął się proces znanego biegacza oskarżonego o zabójstwo przyjaciółki. Rozprawy odbywają się codziennie, a wyrok ma być ogłoszony w ciągu kilku tygodni. Breivika, który zabił ponad 60 osób sądzono kilka miesięcy. Czemu inni mogą, a my nie? To przecież podważa zaufanie obywateli do wymiaru sprawiedliwości. Ludzie mają dostęp do informacji, internetu i widzą, że w innych krajach sprawiedliwość jest bardziej rychliwa.

Sędzia Maciej Strączyński: Przyczyną jest statystyka sądowa, która dla ministerstwa jest najważniejsza. Jeśli pan wrzuci na google "ministerstwo statystyki", wyskoczy panu Ministerstwo Sprawiedliwości. Otóż za pozytywną statystykę ministerstwo uznaje taką, gdy sprawy sądzi się po małym kawałeczku. Wyobraźmy sobie sytuację fikcyjną: do sądu przychodzą dwaj nowi sędziowie. Obaj od 1 stycznia. Każdy dostaje 12 spraw. Sprawy są duże - na każdą z nich potrzeba równo miesiąc. Obaj zaczynają sądzić. Jeden sędzia jest rzetelny. Bierze pierwszą sprawę, sądzi ją przez cały styczeń, wydaje wyrok na koniec stycznia. Drugą sądzi w lutym i na koniec lutego wydaje wyrok. Trzecią w marcu. I tak dalej. Na koniec każdego miesiąca wydaje jeden wyrok. 31 grudnia osądzi ostatnią sprawę. Drugi sędzia jest sprytny. Wyznacza po jednej rozprawie w każdej sprawie. Sądzi 12 spraw jednocześnie. Nie wydaje żadnego wyroku w styczniu, lutym... na koniec grudnia wydaje 12 wyroków. Wszystkie sprawy trwały cały rok. Który sędzia jest lepszy? Drugi!

- Dlaczego?

- Pierwszy sędzia już we wrześniu ma stwierdzone przewlekłości postępowania w kilku sprawach. Dostał sprawę w styczniu, a zaczął sądzić dopiero w sierpniu, przez pół roku nic w niej nie robił - przewlekłość! Innej w ogóle nie zaczął, bo ma zamiar ją sądzić w grudniu. Przewlekłość! W ten sposób stwierdza mu się przewlekłości w połowie spraw. Prezes zwraca mu uwagę. Wszczynają mu postępowanie dyscyplinarne. Masz za swoje! Odechce ci się racjonalizacji!

- A ten sprytniejszy?

- Nie ma przewlekłości. Każdej sprawie od razu "nadał bieg" i regularnie, co jakiś czas jest w niej rozprawa. Albo dziubie po kilka spraw na wokandzie, w małych kawałeczkach. Nie szkodzi. Ważne, że "nie ma bezczynności w żadnej sprawie". Regularnie, co ileś tam dni, coś się dzieje. Oczywiście u tego pierwszego, naiwnego sędziego, średni czas oczekiwania na wyrok wyniesie 6 i pół miesiąca (średnia z czasów od 1 do 12), u tego sprytnego - 12 miesięcy (12 x 12). Polski nadzór nad sądami, stale rozszerzany, uprawia kult "nadania sprawie biegu". Sędzia ma każdej sprawie nadać bieg. Jak już nada, jest OK, może się sprawa wlec. Najważniejszy jest termin pierwszej rozprawy. Są sądy, w których prezesi polecają: na każdej wokandzie ma być co najmniej 10 spraw. To są pisemne polecenia! A jeżeli sprawa to np. 30 świadków? Sędzia przesłuchałby ich w dwa-trzy dni, ale pełne dni, od rana do końca pracy. A musi dzielić: najwyżej dwóch świadków dziennie, bo inaczej nie zdoła wypełnić "normy" 10 spraw na wokandzie. I pan prezes wezwie na dywanik. To wie każdy sędzia.

- A rozeźleni przeciągającą się procedurą podsądni piszą skargi...

- Każda skarga obywatela oznacza pismo prezesa do sędziego "nadać natychmiast bieg". I sędziowie nadają - stu, dwustu, trzystu sprawom, potem terminy są raz na parę miesięcy (w cywilnych). Teraz ministerstwo wprowadza całe systemy komputerowego kontrolowania sędziów, wszystko pod hasłem "jak najszybciej nadać bieg wszystkim sprawom naraz". Te systemy tylko to mają kontrolować. Niech pan zwróci uwagę, kiedy miało miejsce zdarzenie w sprawie Pistoriusa. A rozprawa dopiero teraz. Czemu? Bo czekała w kolejce. Ale jak już zaczną, to sądzą. W Polsce "nadzór administracyjny" interesuje się tylko jednym: wszystkie sprawy mają być "na terminie".

- Są jeszcze inne przyczyny tej przewlekłości?

- Druga rzecz to niskie stawiennictwo stron. W takich krajach jak USA czy RPA nie do pomyślenia jest, żeby wezwana osoba nie stawiła się w sądzie. Tam oznacza to natychmiastowe aresztowanie. A w Polsce lekceważenie wezwań z sądu to norma. Żeby zaś wezwać świadka ponownie, potrzebuję paru tygodni, bo w przeciwnym razie poczta (przepraszam, znakomita grupa pocztowa) nie zdąży doręczyć mu wezwania. A on znowu nie przyjdzie. I już są dwa miesiące stracone.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński