Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kościół Uliczny. Miska gorącej zupy z dodatkiem wiary, nadziei i miłości

Joanna Boroń
Joanna Boroń
Kościół Uliczny karmi w Koszalinie grupę bezdomnych
Kościół Uliczny karmi w Koszalinie grupę bezdomnych Kościół Uliczny
Od trzech lat w każdy czwartek Kościół Uliczny karmi w Koszalinie grupę bezdomnych, porzuconych. Do miski zupy i gorącej kawy członkowie tej wspólnoty dodają opowieści o roli Boga w ich życiu i wspomnienia, często trudnej własnej przeszłości.

Krzysztof Drozdowski, pomysłodawca Kościoła Ulicznego, mówi, że za nim ciężka przeszłość. Dobrze więc rozumie ludzi, którym dziś pomaga. Miał tyle szczęścia, że w porę przyszło opamiętanie i nie wylądował przez narkotyki na ulicy. Wierzy, że to Bóg go uratował - wiara i ludzie z kościoła sprowadzili go z drogi autodestrukcji.

Trzy lata temu, czyli 20 lat po tym, jak jego życie się naprawiło, naprostowało, pojawił się pomysł Kościoła Ulicznego.

- Poczułem, że Bóg chce, bym coś zrobił dla tych pogubionych, bym po nich sięgał - opowiada. - Wiem dobrze, jak trudno się z tego pogubienia wyplatać, z tego dna się podnieść bez jakiejś pomocy.

Dołączyli do niego członkowie jego wspólnoty, czyli zielonoświątkowców, a z czasem też innych protestanckich Kościołów.

- To było jakieś takie poruszenie serc, inspirowane z nieba, bo to niemożliwe, by ludzie tak sami z siebie, czy śnieg, czy deszcz, przez trzy lata opuszczali domy i rodziny, by wychodzić do obcych - mówi.

Lider Kościoła Ulicznego tłumaczy, że starają się oczywiście prowadzić służbę charytatywną i karmić głodnych (a także opatrywać ich rany czy ubierać), ale ich działania nastawione są też na zmianę życia tych, którzy do nich trafiają.

- Naszą misją nie jest tylko wręczenie miski zupy, powiedzenie jakoś to będzie i poklepanie po plecach - zaznacza.

I tak od trzech lat, niezależnie od pogody, członkowie grupy na ulicy Dworcowej w Koszalinie rozbijają namiot, ustawiają wielkie termosy i czekają na swoich podopiecznych w każdy czwartek, ale i w każdy wigilijny wieczór.

Przez te lata dobrze poznali ludzi przez większość społeczeństwa wykluczonych, wielu też pożegnali, bo ten styl życia, bo alkohol i narkotyki żywot dramatycznie skracają.

Nasi rozmówcy przyznają, że nie prowadzą statystyk, tylko na początku liczyli swoich „czwartkowych” podopiecznych. Zakładają, że z tej grupy zmarło około 30 osób.

Jedna historia jest szczególnie smutna - dziewczyna już miała jechać do ośrodka odwykowego, wszystko było załatwione.

- Mówiliśmy: wsiadaj, jedziemy. Spanikowała, powiedziała, że potrzebuje jeszcze trochę czasu do namysłu, jeszcze kilka dni. Trzy dni później dowiedzieliśmy się, że nie żyje.

Przez te lata blisko 40 osób wysłali do ośrodków odwykowych, z którymi Kościoły protestanckie współpracują.

- Pracujemy nad tym, by przekonać, głównie mężczyzn, bo to oni najczęściej są ofiarami alkoholu i narkotyków, by zostawili to życie i zaczęli wszystko od nowa - wyjaśnia pan Krzysztof.

Nie znają losów wszystkich osób, które skierowali na odwyk i terapię. Część leczenie skończyła, znalazła pracę. Niektórzy stali się członkami Kościoła, który do nich wyciągnął pomocną dłoń, i dziś pomagają w misji Kościoła Ulicznego. Janusz Kowalczyk, pastor Kościoła zielonoświątkowego, podkreśla jednak, że celem misji nie jest „rozbudowa” grupy wiernych.

- Jesteśmy tu dla tych ludzi, nie dla swojego Kościoła. Nie ukrywam jednak, że cieszymy się, gdy chcą się na Boga otworzyć - zapewnia.

Do osób z problemami najłatwiej dotrzeć tym, którzy ich nie oceniają, którzy mają podobne doświadczenia.

- Gdy staje przed nimi ktoś, kto mówi: też miałem problemy, też nie potrafiłem sam z nich się wyplątać, ale jest wyjście, jest droga, to jest bardziej wiarygodny - opowiada.

Opowieści o życiu z Bogiem to element każdego ze spotkań.

- To historie prosto z serca o tym, jak w trudnych chwilach Bóg się w naszym życiu pojawiał, jak pomagał je stopniowo zmieniać - mówi pan Krzysztof. - Staramy się w tych naszych świadectwach mocno podkreślać, że zmiana jest zawsze możliwa, że liczy się jedno: podjęcie decyzji, że coś ze swoim życiem zrobimy, że uciekniemy z miejsca, w którym czeka śmierć od alkoholu, zimna czy gangreny.

Za swoje opowieści dostają wgląd w życie tych, którzy przychodzą po miskę zupy. Historie ich podopiecznych są różne. Jak przyznaje pastor Janusz Kowalczyk, na spotkania przychodzi całe spektrum ludzi. Część to alkoholicy z wieloletnim doświadczeniem na ulicy, często z kryminalną przeszłością.

- Ale przychodzi też do nas 19-latek, którego z domu wyrzucił konkubent matki. Niby jest już dorosły, ale nie potrafi sam o siebie zadbać, tuła się po mieście. Staramy się mu pomóc, przekonać go, że alkohol i narkotyki to nie jest dobra droga - mówi pan Krzysztof. - Na razie jeszcze nie jest gotów, by pojechać na terapię, bo jest po poprawczaku i wizja ośrodka go przeraża. Ale widzimy, że się zmienia. Widzimy, jak działa na niego to, że jest dla nas ważny, że nam na nim zależy, że Bogu zależy.

Pastor Janusz mówi, że nie każdy, kto przychodzi w czwartek na ulicę Dworcową, chce swoje życie zmienić. Przyznaje, że większość ma inne motywacje. - Przychodzą, bo im oferujemy coś konkretnego, gorący posiłek, herbatę, ubranie na zmianę czy rozmowę. Cieszymy się, że możemy pomóc. Ale przecież te trzy lata to też niezwykłe świadectwa osób, które nad tą zupą odnalazły drogę do Boga - mówi na zakończenie.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Kościół Uliczny. Miska gorącej zupy z dodatkiem wiary, nadziei i miłości - Plus Głos Pomorza

Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński