Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koniec przygody w Europie? Zostaje Ekstraklasa. Qui pro quo Pogoni, czyli ratujmy, co się da

Michał Elmerych
Michał Elmerych
Pogoniarskie qui pro quo to także kwestia sponsora i kadry drużyny.
Pogoniarskie qui pro quo to także kwestia sponsora i kadry drużyny. Andrzej Szkocki
Miłe złego początki - można śmiało napisać, patrząc na to, co się dzieje wokół zespołu szczecińskiej Pogoni. Albo zaśpiewać z wokalistą Budki Suflera „To nie tak miało być” i zaraz potem: „Ratujmy, co się da”.

Środowy mecz z KAA Gent (początek na stadionie im. Floriana Krygiera o godz. 18, transmisja w TVP Sport) oznaczał pożegnanie naszego zespołu z grą w Europie. Nie można napisać, że z grą w europejskich pucharach, bo to dopiero faza wstępna, eliminacyjna. I po raz kolejny tejże fazy nie udaje się piłkarzom Pogoni przekroczyć.

Niestety, wiele wskazuje na to, że to odpadnięcie można będzie określać jako odpadnięcie z wielkim hukiem. Porażka przed tygodniem aż 0:5 sprawiła, że nie dość, iż w rewanżu nie ma praktycznie żadnych szans (słowo praktycznie jest jedynie zbędnym, jak się pewnie okaże dzisiaj koło godz. 20, zabezpieczeniem), to jeszcze trudno będzie mówić o tym, jak Pogoń grała w eliminacjach Ligi Konferencji Europy, pozytywnie.

A paradoksalnie pierwszy raz w historii Portowcy wygrali w tych rozgrywkach na wyjeździe i pierwszy raz dwukrotnie pokonali rywala, którego w konsekwencji wyeliminowali.

W zeszłą środę, pisząc zapowiedź meczu w Gandawie, użyłem określenia „tydzień prawdy”. Okazało się, że to wyświechtane powiedzenie sportowych komentatorów w przypadku zespołu ze Szczecina okazało się aż nadto prawdziwe. Tydzień prawdy okazał się aż nadto bogaty w wydarzenia i aż nadto mało optymistyczny. Nawet najbardziej zagorzali kibice zaczynają patrzeć na Pogoń z trwogą. Coś mocno się posypało.

Coś za coś

„Ile jeszcze razy będziecie pisać o tej Pogoni?” - zapytał na porannym zebraniu redaktor naczelny. Wydukaliśmy z koleżanką prowadzącą gazetę, że to już ostatni raz. Dlaczego przytaczam te sekrety redakcyjnej kuchni? Bo one dobrze obrazują to, o czym nikt nie chce głośno powiedzieć, a co jest coraz bardziej zauważalne.

Pogoń zaczęła męczyć swoich kibiców. Jeszcze na samym początku wakacji i tuż przed startem rozgrywek udawało się w jakiś sposób utrzymywać zainteresowanie. Po części oczywiście niezbyt zbornymi poczynaniami marketingowymi (ceny karnetów i biletów), ale również akcją promocyjną nowych koszulek czy dołączeniem do zespołu dwóch nowych zawodników. Te dwie ostatnie rzeczy były na tyle atrakcyjne dla kibiców, że pozwalały mieć wiarę, że nareszcie coś się zmieni. I to nawet mimo tego, że prezes wyraźnie dawał do zrozumienia, że nie ma pieniędzy na jakieś szaleńcze ruchy transferowe. Weryfikacja przyszła bardzo szybko. Teraz zaczyna się epoka tytułowego qui pro quo, czyli coś za coś.

Liga za puchary

Dla Pogoni gra w Europie miała być formą zdobywania pieniędzy. Gra w kolejnych rundach, nawet eliminacyjnych, jest dodatkowo płatna. Im dalej się zajdzie, tym więcej wpłynie do kasy. Marzeniem była gra w grupie Ligi Konferencji Europy, czyli 2,94 miliona euro. Skończy się na 550 tys. za udział w III rundzie (to o 200 tys. euro więcej niż przed rokiem).

Pieniędzy trzeba więc szukać w ekstraklasie. A tutaj zasada jest prosta i oczywista: im wyżej się jest, tym więcej wpływa do kasy. Różnice między poszczególnymi miejscami mogą wynieść nawet kilka milionów złotych.

Pogoniarskie qui pro quo to także kwestia sponsora i kadry drużyny.

Toyota nie Polimery

Przez kilka tygodni w Szczecinie huczało, że sponsorem głównym Pogoni mogą zostać polickie Polimery, czyli Grupa Azoty Polyolefins. Plotka (a jak wiadomo, w każdej jest ziarno prawdy) głosiła, że po trzech latach od burzliwego rozwodu związek Pogoni i Azotów może przejść renesans. Wielu zdawało się nie pamiętać, jak w „Rozmowie pod Krawatem” w Radiu Szczecin ówczesny prezes Grupy Azoty dr Wojciech Wardacki mówił red. Przemysławowi Szymańczykowi: „w biznesie tylko raz można oszukać, drugi raz jest to niemożliwe”. Wielu nie oznacza wszyscy i do podpisania umowy nie doszło. W przestrzeni publicznej pojawiały się kolejne nazwy: Amazon czy bytowski Drutex. Jednak okazało się, że sponsorem głównym został szczeciński diler samochodowy Toyota Kozłowski.

- Traktujemy tę współpracę z klubem w trzech poziomach. Pierwszy to jest społeczeństwo Szczecina, drugim są kibice, no i trzecim samo miasto. Nie będę mówił o szczegółach umowy i o planach, które powinny zadowalać zarówno miasto, zarówno kibiców, jak i społeczeństwo. W tym kierunku będziemy szli - mówił Jan Kozłowski.

Wśród wielu kibiców podpisanie umowy z lokalną firmą nie wzbudziło entuzjazmu. Spodziewali się, że do Pogoni dołączy ktoś dużo bardziej rozpoznawalny, a przez to mający też znaczniejsze zasoby finansowe. Toyota Kozłowski jest od lat partnerem motoryzacyjnym klubu, dostarczając samochody dla piłkarzy i sztabu. Może stąd wzięły się zdania: „Każdy, kto ma odrobinę rozumu, wie, że dzisiaj to tylko pudrowanie” - to często spotykana opinia. Na nic zdały się tłumaczenia prezesa Jarosława Mroczka.

- Wrażliwość państwa Kozłowskich na działalność społeczną, na to, żeby wspomagać to, co ma służyć mieszkańcom Szczecina i mieszkańcom regionu jest czymś absolutnie niezwykłym. Bardzo trudno jest znaleźć podobnie myślących ludzi nie tylko w naszym regionie, ale w całej Polsce - mówi.

Szczeciński biznes, wspierający szczeciński klub. Umowa (której zapisy objęte są tajemnicą) obowiązuje do zakończenia sezonu. Później przyjdzie czas na jej ocenę. Toyota Kozłowski to niejedyny sponsor, którego pozyskała Pogoń. Drugim (logo pod numerem zawodnika z tyłu koszulki) jest Fabryka Papieru Kaczory z Wielkopolski. I chociaż z tej podpilskiej miejscowości bliżej jest na stadion Lecha, to jednak właściciele firmy zdecydowali się finansowo wesprzeć Pogoń.

Teraz przed Pogonią i nowymi sponsorami kolejne bardzo trudne wyzwania.

Kto za Łęgowskiego?

Przy spodziewanym odejściu Mateusza Łęgowskiego i przejściu do ligi amerykańskiej Sebastiana Kowalczyka, a także urazach Dantego Stipicy, Benedikta Zecha, Mariusza Malca czy Marcela Wędrychowskiego kadra Pogoni znacznie się skurczyła. I chociaż to aspekt sportowy, to wbrew pozorom ma mocny biznesowy kontekst.

Okienko transferowe otwarte jest do 3 września, a priorytetem staje się pozyskanie bramkarza, środkowego obrońcy czy pomocnika. Trudno przypuszczać, aby udało się to zrobić bez angażowania jakichkolwiek pieniędzy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński