Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kobieta patrzy jak umiera brat

Wioletta Mordasiewicz, 29 grudnia 2005 r.
W tym mieszkaniu nie ma ciepłej wody i prądu. W drzwiach nie ma zamka. Przez szparę wydobywa się na korytarz straszliwy fetor. Sąsiedzi mają dość tej sytuacji.
W tym mieszkaniu nie ma ciepłej wody i prądu. W drzwiach nie ma zamka. Przez szparę wydobywa się na korytarz straszliwy fetor. Sąsiedzi mają dość tej sytuacji. Wioletta Mordasiewicz
Pani Stanisława ze Stargardu jest zrozpaczona. Jej brat jest ciężko chory, nadużywa alkoholu. Kobieta chce go z tego wyciągnąć, ale sama jest bezradna.

Stargardzianka boi się, że w mieszkaniu jej 58-letniego brata dojdzie do podobnej tragedii, która wydarzyła się niedawno przy ul. Piłsudskiego. Tam w pożarze zginęło 7 osób.

- Brat mieszka sam - opowiada pani Stanisława. - Jest ciężko chory. Ma dziury w płucach. Od jakiegoś czasu nie wstaje z łóżka. Coś sie dzieje z jego nogami. W mieszkaniu nie ma gazu, prądu i ciepłej wody. Opieka społeczna odebrała mu zasiłki. Ten człowiek nie ma z czego żyć! Leży w tym barłogu czekając chyba tylko na śmierć. Jest wykorzystywany przez podejrzanych ludzi. Nachodzą go w mieszkaniu, przynoszą denaturat i potem wszyscy piją. W piecu palą szmatami. Przecież oni puszczą to mieszkanie z dymem! Nikt się bratem nie interesuje. Pomagam mu na tyle ile mogę, ale on potrzebuje natychmiastowej opieki lekarskiej.

Nie ma prądu i wody

Pani Stanisława chodzi do brata regularnie. Przynosi mu jedzenie. Chciałaby go zabrać do szpitala.

- Tam jest brud, smród i ubóstwo - mówi. - Na podłodze pełno petów, butelek i ludzkie odchody. Wydaje mi się, że w mieszkaniu są wszy. Wymaga ono dezynfekcji. Brata trzeba oddać na leczenie. A tych ludzi przegonić! Sama nie dam rady go stamtąd wyciągnąć! Opieka i policja nic w tej sprawie nie robią. A ja sama jestem bezradna.

W sprawie chorego mężczyzny w redakcji "Głosu" interweniowali też jego sąsiedzi.

- Ten człowiek jest tak wynędzniały, że żal patrzeć - mówią. - Czasem zostawiamy mu na klamce jedzenie, ale ostatnio nawet nie wstaje z łóżka.

Odmawia pomocy

Po naszej interwencji pracownicy socjalni Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w asyście dzielnicowego udali się pod wskazany adres. Nic nie wskórali. Bo problem tkwi w tym, że Jan nie chce pomocy.

- Ten pan wybrał sobie takie życie - mówi Elżbieta Mielowska, zastępca dyrektora MOPS w Stargardzie. - Nie możemy go uszczęśliwiać na siłę. Odmawia pomocy lekarskiej i terapii. Ma bowiem problemy alkoholowe. Pracownicy socjalni co jakiś czas proponują mu pomoc. Nie jest osobą chorą psychicznie. Ma więc prawo decydować o swoim losie. Zły wpływ mają na niego ci ludzie, którzy u niego zamieszkują.

Dzielnicowy, który był u niego, nie zrobił nic, by natretów przegonić. Również pracownicy socjalni odeszli z kwitkiem. Pani Stanisława znowu została sama z problemem.

- Dzwoniłam po karetkę, ale usłyszałam, że oni przyjeżdżają tylko wtedy gdy choroba jest nagła i zagraża życiu - mówi. - A brat jest chory przewlekle. Poradzono mi, żebym zamówiła wizytę domową w przychodni, do której należę. Ale tu znowu koło się zamyka, bo brat nie ma ubezpieczenia, a mnie nie stać na wizyty prywatne. Czy jest na tym świecie ktoś, kto może mi pomóc?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński