- Jestem szczęśliwa, że wkrótce go zobaczymy - mówi "Głosowi" jego żona Iwona.
Pani Iwona siedzi jak na szpilkach w oczekiwaniu na męża. Przez trzy miesiące była kłębkiem nerwów. Niepewność o los męża kosztowała ją kawał zdrowia. A gdy kilka tygodni temu dotarła do niej informacja o nieudanej próbie odbicia statku z rąk piratów, serce jej zamarło.
Na szczęście okazało się, że jej mężowi nic się nie stało. Uwolniony w środę niemiecki statek Beluga Nomination, którego kapitanem był 52-letni Piotr Budzynowski, został porwany 22 stycznia u wybrzeży Seszeli na Oceanie Indyjskim. Płynął z Malty do południowokoreańskiego Masan z ładunkiem luksusowych jachtów i bardzo szybkich łodzi morskich.
W czasie ataku somalijskich piratów polski kapitan i jego międzynarodowa załoga - dwóch Ukraińców, dwóch Rosjan i siedmiu Filipińczyków - schronili się do specjalnej, zabezpieczonej kajuty. Ale porywacze rozcięli ją szybko palnikami. Kazali załodze płynąć do wybrzeża Somalii, gdzie statek zakotwiczył.Teraz bezpiecznie dobija do portu w Kenii. Stamtąd, najszybciej jak to możliwe, kapitan Budzynowski przyleci do Polski. Czekają na niego tutaj niecierpliwie żona i córka.
- Nic innego teraz się nie liczy. Gdy mąż wróci będzie czas na opowiedzenie tego co mu się przytrafiło. Jest w dość dobrym stanie - mówi pani Iwona.
Niemiecki armator z Bremy najprawdopodobniej za uwolnienie statku i załogi zapłacił okup. Nie chciał ryzykować ich straty nauczony doświadczeniem po próbie ich odbicia pod koniec stycznia. Wtedy akcja duńskiej fregaty zakończyła się tragicznie. Somalijczycy zamordowali dwóch marynarzy, a trzeci wyskoczył za burtę i utonął.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?