Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia czarnego sportu. Wicemistrzowie Polski z 1965 roku wspominają sportową karierę. Mieszkają w Szczecinie

Marek Jaszczyński
Marek Jaszczyński
O żużlu potrafią opowiadać niesamowite historie. Obaj to ostatni żyjący i pierwsi medaliści Stali Gorzów z 1965 r. Niewykluczone, że znowu wrócą na tor jak za dawnych lat.

Dlaczego żużel? Dlatego, że Ostrów Wielkopolski, skąd pochodzimy, ma swój klub żużlowy. Jeździliśmy razem z kolegą na zawody i kibicowaliśmy - mówi Feliks Olejniczak, obecnie mieszkający w Szczecinie pasjonat jednośladów. - Zawsze staliśmy na wirażu, żeby nas obsypało. To była frajda. Pan Feliks ma 85 lat, jego klubowy kolega Czesław Nowak jest o osiem lat młodszy.

- To jest mój profesor, nauczyciel. On mnie do wszystkiego namówił, bo myśmy mieszkali obok siebie - dodaje Czesław Nowak ze Szczecina. Chłopcy potrafili trenować nawet na dachu stodoły. Rozpędzali się rowerami.

Na spełnienie marzeń musieli trochę zaczekać. Pierwszy przejazd Pan Feliks pierwszy raz na motocykl żużlowy wsiadł w Gdańsku, w czasach odbywania służby wojskowej.

- Dowiedziałem się, kiedy są treningi. Tak się złożyło, że na tym treningu było dwóch żużlowców z Ostrowa, którzy jeździli, a przenieśli się do Gdańska. No i ja ich z widzenia znałem. No i ja taki surowy, jeśli chodzi o żużel, podszedłem do trenera i powiedziałem, że chciałbym się przejechać. Miałem wysokie buty z wojska. Dali mi kurtkę skórzaną, rękawice i kask - opowiada pan Feliks. - Wsiadłem, dodałem gazu, jak mnie poderwało, to myślałem, że głowę zgubię i mało nie przewróciłem się. Powiedzieli, że mam powolutku gaz puszczać. Ruszyłem od razu na całego. Wiraż mi nie wyszedł. Motocykl ściągał mnie coraz bardziej do bandy. Ręką tarłem o te deski tak, że zdarłem skórę do kości. Jak wyjechałem już na prostą, to mnie jakoś tak poderwało i kierownica wpadła mi w rezonans. Trzymałem motocykl sztywno, to mi podniósł się do góry i stanął dęba.

Taki był początek przygody z żużlem. Dopiero po przeprowadzce do Szczecina postanowił zgłosić się do gorzowskiej Stali. Treningi zaczął w wieku 27 lat. Zapisał się jednak w historii jako zdobywca dwóch srebrnych medali w latach 1964-65.

Czesław Nowak w 1962 roku przeprowadził się do Szczecina i podjął pracę w stoczni. W następnym roku rozpoczął razem z panem Feliksem treningi w Stali. W rozgrywkach ekstraklasy zadebiutował w 1964 roku w meczu z Unią Leszno na wyjeździe, dzięki czemu sięgnął z zespołem po srebrny medal. Nie uchroniło go to przed pójściem do wojska. Do sportu powrócił w 1967 roku. Rok później ponownie mógł cieszyć się z drużyną z drugiej pozycji w lidze. W sumie wystąpił w dziesięciu meczach i zdobył sześć punktów.

Trener odradził jazdę motocyklem
Największym problemem dla panów były dojazdy na treningi. Najczęściej dojeżdżali zwykłym motocyklem, a po zajęciach musieli szybko wracać do Szczecina, żeby nazajutrz pójść do pracy. - Nasz trener, Kaziu Wiśniewski powiedział nam: „Chłopaki ze Szczecina, coś wam nie idzie” i zakazał nam przyjeżdżać ze Szczecina motocyklem. Jak to bez motoru? My do kościoła motorem, do pracy motorem. Zgubiły nas złe nawyki, jadąc do Gorzowa gaz na maksa, a na torze z gazem to delikatnie - wspomina pan Czesław. Sportowa kariera nie uchroniła Czesława Nowaka przed pójściem do wojska. Ale ciągnie wilka do lasu. Po wojsku, jesienią 1970 roku, chciał wrócić do czarnego sportu. Niestety przyszedł tragiczny grudzień 1970 roku.

- 17 grudnia przejechał mnie transporter skot. Miałem 17 złamań, to był koniec sportowej kariery - dodaje pan Czesław. Jeszcze wcześniej z żużlem pożegnał się jego przyjaciel.

- Namawiali nas, żebyśmy przeszli do Gorzowa. No, ale człowiek myślał logicznie: w Szczecinie miałem mieszkanie, tu miałem pracę - opowiada pan Feliks. - Teraz nie wiadomo, czy to była mądra decyzja, bo człowiek mógł również skończyć na wózku inwalidzkim, bo bardzo dużo żużlowców tak kończyło, wystarczy się przewrócić - mówią panowie. - W żużlu wszystko jest na granicy ryzyka, żeby nie powiedzieć, że na granicy śmierci. Kto ma szczęście, to wychodzi. Liczą się przede wszystkim umiejętności. Bartosz Zmarzlik (indywidualny mistrz świata, kapitan Stali Gorzów Wielkopolski - przyp. red.) był szkolony przez ojca. Ojciec zrobił koło domu tor żużlowy dla niego i tam trenował. Przerabiał mu motocykle. Zmarzlik szlifował talent od młodego chłopaka, aż doszedł do mistrzowskiego tytułu.

Żużel to ich pasja
Panowie Feliks i Czesław są szczęśliwi. - Udało nam się i jeździliśmy na żużlu. To było spełnienie naszych marzeń - przyznają weterani czarnego sportu. Klub docenił ich po latach. W trakcie spotkania w gorzowskim hotelu Mieszko obaj panowie otrzymali puchary symbolizujące srebrne medale, które nigdy nie zawisły na ich szyjach. Gdy je zdobyli, w latach sześćdziesiątych XX wieku, trzeba było zadowolić się jedynie dyplomem. Wielkim marzeniem byłych reprezentantów Stali Gorzów jest móc jeszcze raz wsiąść na motor żużlowy i zrobić parę kółek na torze. Nie jest to nierealny pomysł. Prezes Stali obiecał obu panom przejażdżkę na stadionie im. Edwarda Jancarza. Mieliby pojechać na jawie z 1970 roku. Trzymamy kciuki i życzymy powodzenia na torze!

Grand Prix Danii w Horsens

Grand Prix Danii w Horsens: Maciej Janowski najlepszy! [ZDJĘCIA]

ZOBACZ TEŻ:

Bądź na bieżąco i obserwuj:

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński