Wynik na pierwszy rzut oka wydaje się być banalny, bo albo karny będzie, albo nie. W przypadku piłki nożnej, o takiej procentowej oczywistości nie może być mowy. Kiedy na ekstraklasowe boiska wybiegają Portowcy,
sporo się podczas takich spotkań dzieje. Nie mówimy tutaj o piłkarskim wrażeniu, bo z tym, mimo dobrego początku w ostatnim czasie najlepiej nie jest.
Chodzi nam o dodatkowy element spotkania, jeden gest sędziego, który w ułamki sekund podnosi temperaturę na stadionie. Uniesiona w górę czerwona kartka lub dłoń wskazująca na rzut karny, mają ogromny wpływ na końcowy wynik. Oczywiście sędziowskie decyzje biorą się z zachowań zawodników, przeważnie niewłaściwych.
Tych sędziowskich decyzji wpływających na wynik spotkania z udziałem Portowców jest w tym sezonie bardzo wiele.
Na 22 dotychczas rozegrane spotkania, w aż trzynastu byliśmy świadkami przynajmniej jednej czerwonej kartki lub rzutu karnego, a przecież są takie spotkania jak w Gdańsku, kiedy przy okazji remisu 1:1, sędzia podyktował dwa rzuty karne i wyrzucił z boiska trzech zawodników. Co ciekawe z tych trzynastu spotkań, dziewięć dotyczy tych konfrontacji, które granatowo-bordowi stoczyli poza Szczecinem, a całościowo podopieczni Dariusz Wdowczyka w tych 22 konfrontacjach, zdobyli jedynie 10 punktów. Gdyby takie statystyki miały miejsce kilka lat temu, śmiało można by mówić o nieczystych siłach.
Pechowo w wykonaniu Portowców wyglądają zwłaszcza spotkania z warszawską Legią. W Szczecinie (0:3) Maciej Dąbrowski i Hernani obejrzeli dwie czerwone kartki i Pogoń mecz kończyła w dziewiątkę. W rewanżu (1:3), sędzia podyktował przeciw Portowcom dwa rzuty karne. No ale z czegoś one się wzięły...
Niekorzystnie wygląda również dwumecz z Piastem. Portowcy czuli się pokrzywdzeni kiedy przegrali w Gliwicach 0:1 po wątpliwym karnym. W Szczecinie także mieliśmy jedenastkę, tym razem na korzyść granatowo-bordowych. Niestety Edi Andradina zamiast wyrównać na 1:1, schodził po meczu rozżalony, bo Portowcy przegrali 0:2.
W czterech spotkaniach, których Pogoń otrzymywała przynajmniej jedną czerwień, udało się zdobyć dwa punkty. W Poznaniu (1:1), Portowców na 20 minut zespół osłabił Edi, a Pogoń obroniła jeden punkt. W przywołanym wyżej Gdańsku (1:1), ten sam Edi wyrównywał w ostatnich sekundach.
Mało korzystnie wygląda bilans w tych spotkaniach, kiedy to rywal w pewnym momencie musiał grać jednego mniej. W czterech takich spotkaniach, Pogoń zdobyła jedynie pięć punktów. Czym to tłumaczyć? To wina tego, że w dwóch meczach (Jagiellonia i Lechia), czerwień tylko wyrównywała siły, bo wcześniej Emil Noll i Radosław Janukiewicz sami musieli karnie opuścić murawę. W dwóch pozostałych spotkaniach, Pogoń nie potrafiła strzelić bramki rannemu od 77 minuty Górnikowi, a jedyne powodzenie miało miejscu w starciu z Widzewem, ale wtedy czerwona kartka łodzian miała miejsce przy prowadzeniu Pogoni 2:0.
Spoglądając na bilans czerwieni w tym sezonie, ten jest dla naszego zespołu sprawiedliwy, bo Portowcy pięciokrotnie otrzymywali czerwone kartki i tyle samo razy grali w przewadze.
W przypadku rzutów karny, statystyka uwiera. Pogoń to zespół, przeciwko którym podyktowano najwięcej rzutów karnych. Na siedem takich prób, sześć przełożyło się na stratę bramki. Portowcy wykorzystali trzy, z czterech swoich jedenastek.
Spoglądając całościowo na przytoczone zestawienie można śmiać się w głos z ostatniej nie cichej afery bukmacherskiej. Przypomnijmy, pojawiły się, zdaniem niektórych, atrakcyjne kursy sugerujące, że w meczu Pogoni może zostać podyktowany karny i pokazana czerwona kartka. Jak statystyka pokazuje, prawdopodobieństwo wystąpienia jednego z tych zdarzeń, wynosi ponad 50%.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?