MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Czas leci sobie z nami w kulki

Małgorzata Klimczak
Małgorzata Klimczak
Przed operacją powiedział do lekarza: „Jak mnie pan będzie wybudzał, to proszę powiedzieć, że będę lądował”. Lekarz był zaskoczony, ale spełnił prośbę pacjenta. Zaimponowała mu jego pasja do latania i olbrzymia wola życia.

Podobno jak się leci, to czuje się zapachy. Raz jest ciepło, raz zimno. Trzeba być pasjonatem, żeby to poczuć. Władysław Stec ze Szczecina, licencjonowany pilot paralotniowy i motoparalotniowy, twórca największego zegara kulkowego w Polsce, ma w życiu dwie pasje.

- Moją pasją są zegary i latanie - mówi Władysław Stec. - 45 lat temu zbudowałem pierwszą lotnię, a kiedy miałem siedem lat, zrobiłem budzik. Jeśli chodzi o zegar kulkowy, to miałem taką małą zabawkę i to mnie zainspirowało, żeby stworzyć własny zegar. Byłem wtedy po operacji i w ramach rehabilitacji chciałem czymś zająć głowę i ręce. Stopniowo dochodziłem do zdrowia i zaczynałem konstruować ten zegar. Prototyp trzeba było rozebrać, bo nie dało się pracować w sklepie w takim hałasie. Na początku nie bardzo mi to wszystko wychodziło. Zanim ustawiłem go przy sklepowej witrynie, trzy lata trwały próby w domu. Sprawdzałem różne kule, począwszy od piłek tenisowych czy kulek napełnionych wodą. Jak mi nie wychodziło, to żona mnie mobilizowała do pracy. Odpoczywałem kilka dni i znowu próbowałem. Zegar stoi już 13 lat i cieszy oko mieszkańców i turystów.

Władysław Stec wraz z żoną prowadzą znany w Szczecinie sklep Pod Gwiazdami przy pl. Orła Białego 9, w pobliżu katedry. To właśnie w tym sklepie można podziwiać dzieło pana Władysława.

Zegar zbudowany przez Władysława Steca jest prawdopodobnie jedynym tak dużym zegarem kulkowym w Polsce. Urządzenie o wymiarach półtora metra na 90 cm to swego rodzaju rusztowanie, po którym toczą się bilardowe kule (czerwone, do snookera). Są prowadnice (około 80 metrów rurek), korytka i mechanizm z łańcuchem rowerowym podnoszący bile. Zegar pokazuje godziny, kolejna półka wyznacza pięć minut, a na najwyższym piętrze każda bila to minuta. Czasomierz reaguje na zmiany temperatury i drgania. Kule muszą mieć odpowiednią wagę i kształt, żeby mechanizm działał perfekcyjnie. Korytka trzeba dokładnie oczyścić i ustawić.

- Ten zegar to jest magia. Jakby był organizmem żywym, który chodzi, słychać go - mówi pan Władysław. - Kiedy ludzie w różnym wieku przychodzą, zatrzymują się przy witrynie sklepowej i podziwiają zegar, daje mi to dużą satysfakcję. Patrzę na dzieci stojące z nosem przyklejonym do szyby i to mnie motywuje do różnych pomysłów. A tych pomysłów trochę już w życiu miałem. Parę z nich ujrzało światło dzienne, inne leżą głęboko w szufladzie.

Trzy lata temu pan Władysław zbudował latający dywan. Zastanawiał się, w jaki sposób można obejrzeć zabytki Szczecina. Pokazał nagrania z lotu ptaka, żeby wszyscy mogli zobaczyć, jaki ten Szczecin jest piękny. Na filmie porusza się na czymś w rodzaju sporej deskorolki pokrytej dywanem.

W zegarach, w czasie i przestrzeni Władysław Stec widzi jakąś magię.

- Niestety, czas leci sobie z nami w kulki - mówi. - Teoretycznie minuta trwa dla każdego tyle samo, ale w praktyce dla jednego ta minuta jest bardzo długa, a dla innego bardzo krótka. To jest właśnie ta względność czasu. W naszym zabieganym życiu dzień czasami staje się bardzo krótki, a czasami nam się dłuży.

Pasja do latania i konstruowania również została zagospodarowana.

- Od dziecka bawiłem się latawcami, robiłem modele samolotów z papieru - mówi Władysław Stec. - Może to dlatego, że Stanisław Stec wymyślił znak szachownicy, który jest symbolem na polskich samolotach. Widocznie to nazwisko jakoś się kojarzy z lataniem. Lotnictwo od najmłodszych lat gdzieś we mnie siedzi. 40 lat temu zrobiłem lotnię, na której latałem, oglądałem Szczecin z lotu ptaka. Całe życie marzyłem o lataniu i robię to do tej pory. Zdrowie mi nie pozwoliło latać na szybowcach, to zbudowałem sobie lotnię i latam na lotni. To wspaniałe uczucie lecieć razem z ptakami, z jaskółkami, z orłem, który leciał kiedyś pode mną. To niesamowite wrażenie czuć się ptakiem.

Mąż fruwa w przestworzach, a żona czuwa, żeby nic mu się nie stało. I, na szczęście, rozumie jego pasje.

- Wychodzę z założenia, że każdy musi mieć jakąś wolność - mówi Ewa Stec. - Każdy musi robić to, co kocha. Ja kocham swój sklep, a mąż kocha latanie, tworzenie różnych konstrukcji. Zawsze miałam w domu mały warsztat. Lotnia, którą budował mąż, miała z jednego boku sześć metrów, a nasze mieszkanie ma 50 metrów, więc musiałam kluczyć od jednego pokoju po balkon, żeby jakoś w tym mieszkaniu funkcjonować. Miałam zawsze dużą radość z tego, że mąż się realizował, chociaż bywały takie momenty, kiedy się bardzo bałam. Pamiętam, jak pojechaliśmy razem do Jeżowa i na moich oczach zginął mężczyzna, który latał. Bardzo dużo mnie kosztowało przyglądanie się, jak mąż lata. Ta obawa trwała wiele lat i patrząc na środowisko lotnicze, zauważyłam, że inne żony i partnerki też mają takie obawy. Ale to latanie dało mężowi siłę, dzięki której przetrwał trudny okres choroby. Wtedy zaczął robić zegar kulkowy i tak przetrwał okres rekonwalescencji. W domu miałam stos kulek. Razem chodziliśmy do sklepu kupować piłki do zegara.

Na początku maja zegar został uszkodzony przez trzech mężczyzn i kobietę. Dwie osoby kopały w szklaną witrynę sklepu. Po kolejnych uderzeniach wielka szyba pękła, a odłamki uszkodziły stojący przy niej zegar. Straty spowodowane przez wandali wyniosły około 20 tysięcy złotych. Złożyły się na nie koszty wymiany witryny, zakupu nowej osłony zegara i uszkodzonych części. Na szczęście udało się zegar naprawić.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Koniec sprawy Assange'a. Ugoda z USA zapewnia mu wolność

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński