Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czarownice, stosy i służby specjalne

Marek Rudnicki [email protected]
Współczesne czarownice ze Stowarzyszenia Kobiet Aktywnych Yes Sydonia podczas Zlotu Czarownic w Marianowie. Żartują z czarów, ale moc tych kobiet okazuje się dużo większa, niż można to racjonalnie wytłumaczyć.
Współczesne czarownice ze Stowarzyszenia Kobiet Aktywnych Yes Sydonia podczas Zlotu Czarownic w Marianowie. Żartują z czarów, ale moc tych kobiet okazuje się dużo większa, niż można to racjonalnie wytłumaczyć. Katarzyna Czerkawska
Wzgórze w pobliżu rozjazdu dróg na Dziwnów i Pobierowo. To tu palono ludzi oskarżonych o czary. Jak twierdzą miejscowi, do dziś tu straszy.

Przed drugą wojną światową wojną procesami o czary interesowało się w Niemczech H-Sonderkommando (H - Hexen - czarownica). Do tej dziwnej instytucji w 1939 roku przyłaczono Ahnenerbe, czyli Towarzystwo Badawcze nad Pradziejami Spuścizny Duchowej, Niemieckie Dziedzictwo Przodków.

Na rozkaz szefa SS Heinricha Himmlera pracownicy H-Sonderkommando gromadzili wszystkie dostępne dokumenty o procesach z przeszłości, dotyczące czarownic.

Analizowano je pod kątem przydatności. Tak propagandowej, jak i militarnej. Nie chodziło bowiem o jakieś bajania starych bab, a o zjawiska wywoływane nieznanym nauce czynnikiem.

Osoby wychowane w racjonalizmie z pewnością uśmiechną się. Jakie czynniki? Bajdy jakieś.
Jak pokazuje historia, żadne bajdy. Już po ukończeniu działań wojennych śladem Niemców poszły spec służby Związku Radzieckiego, USA, Francji i Wielkiej Brytanii, rozpoczynając własne badania na temat zjawisk paranormalnych, w tym czarownic.

- Himmler uważał, że kobiety oskarżone o uprawianie magii w rzeczywistości były członkiniami tajemnych stowarzyszeń przekazujących sobie rytuały i obrządki starogermańskie, a padły ofiarą katolicko-żydowskiej propagandy - mówi Marian Klasik, autor wydanej książki o procesach czarownic na terenie powiatu kamieńskiego "Czarownice, psychoza czy rzeczywistość".

W niemieckich dokumentach, dotyczących zdarzeń w powiecie kamieńskim, wymieniono wiele nazwisk czarownic. W tym - Krystyny Fleischfreser i Anny Beyerstorffen z Bussendorf koło Golczewa, spalonych na stosie w Golczewie, Agnieszki Pipenbrock z Moracza koło Wolina, którą zamordowano podczas tortur w 1565 r. oraz Margarety Glambeken, również z Wolina, która też nie przetrzymała tortur w czasie przesłuchania.

- W większości prawdziwym powodem wszczęcia przesłuchań nie były czary, a donosy - uważa Klasik. - Te zaś spowodowane były nienawiścią do drugiej osoby, chęcią zagarnięcia jej majątku, a także zwykłą zazdrością i podłością.

Do dziś istnieją ślady po mordercach. Przykładem płyta nagrobna w wirydarzu katedry kamieńskiej dziekana kapituły Hansa Heinricha von Flemminga i jego żony z domu von Borck. Flemming był znanym pogromcą czarownic i to wyjątkowo zajadłym oraz odnoszącym "sukcesy". Przykładem jego swoistej pasji było długie ściganie niejakiej Margaret Koller z Moracza i doprowadzenie jej do śmierci poprzez utopienie. Co tak naprawdę mu zawiniła, tego historia nie przekazała.

Najbardziej znanym miejscem straceń czarownic było wzgórze Galgenberg (Góra Wisielców) przy drodze z Kamienia Pomorskiego do Gostynia.

Palono tu czarownice m.in. z Wrzosowa i Radawki.

Jeszcze w drugiej połowie XVII wieku procesy i kaźnie czarownic były na Pomorzu Zachodnim zjawiskiem dosyć częstym. Ostatnią osądzoną i spaloną w okolicach Wrzosowa na stosie w 30 grudnia 1679 r. była Petra Krügers ze Skarchowa.

- Przed kilku laty jeden z mieszkańców gminy Kamień Pomorski opowiedział mi zdarzenie z okresu, gdy miał 18 lat - opowiada Marian Klasik. - Wracał nad ranem z wesela w Dąbrowie. Był już trzeźwy. Poranek i chłód spowodowały, że wywietrzały mu z głowy resztki alkoholu. Gdy minął skrzyżowanie prowadzące do Chrząstowa, dostrzegł światełko zbliżające się od strony Kamienia Pomorskiego. Pomyślał, że ktoś jedzie na rowerze.

Ono jednak w pewnym momencie znikło, a później nagle pojawiło się koło niego. Twierdził, że nigdy w duchy nie wierzył, ale wówczas dostał takiego pietra, że zwiewał, jak nigdy dotąd. Tym bardziej że to światełko unosiło się w powietrzu, a gdy zbliżyło się do niego, mimo rześkiego poranka poczuł zdwojony chłód.

W okolicach wzgórza zdarzyło się pięć znanych wypadków drogowych, śmiertelnych w skutkach. Miejscowi żartują sobie z duchów, ale wieczorem, gdy przyjdzie im wracać na piechotę do domu, miejsce to omijają sporym łukiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński