Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Było sobie miasto. Niemieckie, ruskie, polskie. A teraz go nie ma

Rajmund Wełnic
Rajmund Wełnic
Las sukcesywnie wchodzi w pozostałości miasta
Las sukcesywnie wchodzi w pozostałości miasta Facebook Kłomino
Na końcu poddali się leśnicy, właśnie próbują sprzedać ostatni koszarowiec. Miasteczko (Kłomino) w leśnej głuszy zniknęło. Tak jak pamięć po dawnym Gródku i Westfalenhof.

Lasy Państwowe wprowadziły się do postsowieckiego Kłomina jako pierwsze i wyprowadziły jako ostatnie. W wyremontowanym koszarowcu na pustkowiu nie chcieli już mieszkać nawet leśnicy.

Budynek właśnie poszedł pod młotek. Chętnych brak, ale trudno się dziwić, bo po trzech dekadach od wyjazdu Rosjan (w 1992 roku) dawny Gródek - niegdyś baza całego sowieckiego pułku - to dziś raptem dwa koszarowce i blok typu leningrad. Budynki stoją zatopione w lesie porastającym dawne ulice i chodniki.

Cała reszta infrastruktury (łącznie z brukiem z placów i ulic) została rozebrana. Tu i ówdzie straszą resztki ruin. Wszystko to stało się w ciągu ostatnich kilkunastu lat.

A jeszcze na przełomie wieków były ambitne plany ożywienia miasteczka na wzór Bornego Sulinowa na drugim końcu dawnego poligonu.

Czego nie wyburzono, samo popada w ruinę
Czego nie wyburzono, samo popada w ruinę Facebook Kłomino

Zmarnowane miliony

Tak o upadku Kłomina pisaliśmy w roku 2002:

W dziesięć lat po opuszczeniu Polski przez żołnierzy rosyjskich okazuje się, że część środków na zagospodarowanie mienia powojskowego zwyczajnie zmarnowano. Sztandarowym przykładem może być Kłomino, zagubiona w lasach baza wojskowa w gminie Borne Sulinowo. Zachodniopomorscy parlamentarzyści oceniali raport Najwyższej Izby Kontroli na temat wykorzystania pieniędzy budżetowych na zagospodarowanie terenów po jednostkach sowieckich w tej gminie. O ile Borne funkcjonuje już w miarę normalnie, o tyle urządzenie pobliskiego Kłomina śmiało można nazwać klęską.

Posłowie i senatorowie mogli się naocznie przekonać, co przez minione lata stało się z bazą w Kłominie, bo gospodarze urządzili wycieczkę do leśnego miasteczka. Gmina przejmowała miejscowość w latach 1995 - 1998, ale to jeszcze Skarb Państwa starał się przywrócić ją do życia, pompując pieniądze na odbudowę infrastruktury. Na odbudowę części oczyszczalni, kotłowni, oświetlenia, doprowadzenia mediów, budowę hydroforni wydano około 4,8 mln zł.

Wizyta urzędników i parlamentarzystów w 2002 roku
Wizyta urzędników i parlamentarzystów w 2002 roku Rajmund Wełnic

Efekty? Kilka prób uruchomienia tam działalności i sprowadzenia ludzi spaliło na panewce. Jeden budynek wyremontowali leśnicy, kilka pozostałych, sprzedanych za tzw. mienie zaburzańskie lub prywatnym inwestorom, straszy pustką. Przygnębiające wrażenie sprawiały stojące jeszcze wówczas bloki, opuszczone, z powybijanymi oknami, wybebeszonymi instalacjami.

- Część lamp ulicznych zdemontowaliśmy, aby ich nie ukradli - mówił ówczesny burmistrz Bornego Józef Tomczak. - Miesięczne utrzymanie hydroforni kosztuje nas trzy tysiące złotych, a wodę dostarczamy tylko kilku odbiorcom.

Upadek
Chociażby kilodżula ciepła nie wyprodukowała nowa kotłownia. Gotowa w 65 procentach, stała i niszczała. Niektórych urządzeń nawet nie rozpakowano, skończyła się na nie gwarancja.

Symbolem upadku była gigantyczna kuchnia i stołówka , w której jednocześnie mogło jeść półtora tysiąca żołnierzy. Już 20 lat temu wielkie i wyszabrowane hale ziały pustką.

- Pieniądze wykorzystano zgodnie z przeznaczeniem, ale z jakim rezultatem, można się przekonać - mówił w 2002 r. Sławomir Żudro z NIK. - Właścicielem obiektów w Kłominie jest gmina, która koniecznie chciała je przejąć i zagospodarować, ale jej się nie udało.

Posowieckie murale
Posowieckie murale Facebook Kłomino

Sam tylko koszt remontów obiektów mieszkalnych szacowano na dziewięć mln zł i samorządu oczywiście na to nie było stać. Gmina zarobiła za to na sprzedaży czterech budynków (184 tys. zł), a zwłaszcza zrywając dziewięć tys. ton poniemieckiej kostki brukowej z placów manewrowych (852 tys. zł). Czegoś podobnego nie zrobili nawet Rosjanie.

W ciągu niemal 30 lat od wyprowadzki Rosjan, którzy w Gródku stacjonowali z pułkiem rakietowym, tętniące życiem miasteczko doprowadzono do ruiny. Nie powiódł się żaden z planów na zagospodarowanie bazy po wyjeździe wojskowych. A pomysłów było bez liku - od urządzenia więzienia lub ośrodka deportacyjnego dla obcokrajowców, przez bazy wojsk NATO do miasteczka dla harleyowców.

Jedyne, co się udało, to utopić kilka milionów państwowych dotacji w odtworzenie infrastruktury, która nigdy nie zadziałała i już nie zadziała.

Miasto z historią na pustkowiu
Skąd nazwa Westfalenhof? To zapewne pamiątka z wieku XVI, gdy na ziemie te dotarli niemieccy koloniści z Dolnej Saksonii i Westfalii.

Wojskowe miasteczko Gross Born (dziś Borne Sulinowo) na północy poligonu powstało w latach 30. XX wieku. Zbudowano dziesiątki koszar i zaplecze magazynowe. Powstała stacja kolejowa (Gross Born połączyła linia kolejowa z Łubowem) z wielką rampą, elewatory zbożowe oraz magazyny kwatermistrzowskie z bocznicami kolejowymi.

Miejsce było słabo zaludnione, co nie znaczy, że bezludne. Tak olbrzymi kompleks koszarowy wraz poligonem (ponad 18 tysięcy hektarów) nie mógł powstać bez zniszczenia cywilnej infrastruktury.

Formalnie niemiecki rząd przekazał teren wojskowemu zarządowi lasów z wsiami Linde, Steinforth, Knacksee, Marienwalde, Plietnitz, Birkhof i Gross Born. Do lat 30. XX wieku stanowiły niezależne organizmy. Wtedy to państwo niemieckie za dwa miliony marek wykupiło okoliczne gospodarstwa i majątek od pochodzącego z Westfalii Paula Timmermanniego, i wysiedliło część mieszkańców. W niespełna pięć lat w szczerym polu wybudowano bazę wojskową i poligon dla artylerzystów odrodzonego Wehrmachtu. Równolegle na południowym krańcu poligonu Niemcy wznieśli bliźniacze, choć znacznie mniejsze osiedle koszarowe zwane Westfalenhof (ros. Gródek, dziś Kłomino). Oficjalnie zaczęło figurować jako Gross Born-Westfalenhof lub po prostu Lager Westfalenhof.

W czasie II wojny światowej w pobliżu Niemcy wznieśli dwa obozy - oflag dla oficerów alianckich Gross Born IID i stalag Rederitz dla żołnierzy sowieckich. Z powodu nieludzkich warunków i epidemii tyfusu zmarło przynajmniej kilkanaście tysięcy jeńców, głównie czerwonoarmistów. Spoczywają do dziś w masowych mogiłach w pobliżu Kłomina.

Lata 30. XX wieku, poligon Gross Born - lotnisko koło Westfalenhof. Odlatuje Hitler
Lata 30. XX wieku, poligon Gross Born - lotnisko koło Westfalenhof. Odlatuje Hitler Archiwum Dariusza Tederki
od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Było sobie miasto. Niemieckie, ruskie, polskie. A teraz go nie ma - Głos Koszaliński

Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński