- Czy tuż po wojnie nie korciło pana prezydenta, aby mimo sowieckich wpływów wrócić do Polski?
- Człowiek, który poznał system sowiecki na własnej skórze, nie mógł tak zrobić. Większość z nas przejechała ten Związek Radziecki ze wschodu na zachód i z północy na południe. Widzieliśmy, do czego doprowadzili tamten kraj. Myśmy po to zostali poza ojczyzną, żeby mówić o Polsce w świecie, żeby mobilizować polskie społeczeństwo na rzecz pracy dla niepodległości. Nasza obecność była tam potrzebna.
- Nie miał pan chwil zwątpienia?
- Nie miałem. To był wynik naszego wychowania, naszego miejsca w świecie, odpowiedzialności za Polskę. Oczywiście po drodze były różne przeszkody. Kiedy wojna się skończyła, stanęliśmy wobec bardzo trudnego wyboru: co zrobić dalej. Właśnie mija 65 lat, jak rozwiązano polskie siły zbrojne w Wielkiej Brytanii. To było prawie ćwierć miliona żołnierzy. Większość z nas została bez domów, bo zostały poza wschodnią granicą Polski. Nie mieliśmy gdzie wracać. Inni, którzy przeszli przez Rosję i znaleźli się w dowodzonej przez generała Andersa armii, znali rzeczywistość, jaką władza sowiecka może ludziom urządzić. Pozostaliśmy i zastanawialiśmy się, co robić dalej. Dla nas - instruktorów harcerskich - było jasne, że musimy się zająć tą młodzieżą, która pozostała poza krajem. To uważaliśmy za swoje główne zadanie. Generał Anders mówił do swoich żołnierzy: "Pozostajemy Zachodem nawet wbrew Zachodowi, ale po to, by służyć Polsce, służyć innymi sposobami, bo bez broni, ale zawsze z myślą o Polsce wolnej i niepodległej". Kiedy pytaliśmy biskupa, opiekuna emigracji, co robić? - powiedział: "Róbcie tak, jakbyście mieli tu pozostać na całe życie". Zawsze można było to przerwać i wrócić do Polski. Niestety, to bardzo się przedłużyło. W momencie, gdy nasze siły malały, gdy nasza mobilizacja na rzecz Polski, polskiego społeczeństwa, docieranie do narodu osłabła - pojawił się Ojciec Święty Jan Paweł II.
- I jak wpłynął na was wybór papieża Polaka?
- To dodało nam otuchy. Jego głos był bardziej słyszalny niż nasz. Jego jeden głos znaczył więcej niż głos milionów. Byliśmy mu za to wdzięczni. Jako emigranci spotykaliśmy się z nim przy różnych okazjach. Jedno z takich spotkań odbyło się w 40. rocznicę bitwy pod Monte Cassino. Przypominał wówczas o naszych obowiązkach, zadaniach. Kiedyś jeden z moich przyjaciół zapytał właśnie Ojca Świętego, co mamy robić? Usłyszał: "Niech każdy na swoim stanowisku robi to, co najlepiej umie. Niech nie ogląda się na innych, a swoją pracę wykonuje najlepiej, jak potrafi".
- Czy nie miał pan myśli, zwłaszcza w latach późniejszych, gdy komuniści już od 30, 40 lat dzierżyli władzę, aby zaprzestać swojej politycznej działalności politycznej na emigracji?
- Dlaczego mieliśmy zaprzestać, skoro w Polsce nie było wolnych wyborów? Nie rezygnowaliśmy z czegoś, co było naszym celem. Postanowiliśmy sobie: będziemy tak długo działać, dopóki w Polsce nie odbędą się wolne wybory. Pierwszy prezydent na emigracji - Raczkiewicz - w swoim orędziu do Polaków po zakończeniu wojny i wycofaniu uznania dla Polski przez naszych aliantów powiedział między innymi, że urząd swój przekaże najgodniejszemu Polakowi wybranemu w wolnych, nieskrępowanych wyborach, które odbędą się bez nacisku zewnętrznego. Wszyscy kolejni prezydenci to powtarzali, aż doszliśmy do momentu, kiedy w Polsce w wolnych, powszechnych wyborach, wybrano najgodniejszego z Polaków, bez zewnętrznych nacisków.
- Dlatego insygnia władzy prezydenckiej przekazał pan dopiero Lechowi Wałęsie, a nie Wojciechowi Jaruzelskiemu? Przecież generał został prezydentem już w suwerennej Polsce.
- Nie był jednak wybrany w wolnych i powszechnych wyborach. To nie była jeszcze tak naprawdę suwerenna Polska.
- Jak ocenia pan prezydent Okrągły Stół i to, co później się wydarzyło?
- Widocznie wówczas nie można było inaczej tej sprawy załatwić
- Jak pan ocenia obecną sytuację polityczną w kraju, na przykład to, że zajmujemy się lustracją?
-To trzeba było dawno zrobić! Raz sprawę załatwić i koniec. Sejm uchwalił lustrację. Jeżeli ktoś nie ma nic na sumieniu, to nie powinien się obawiać. Z kolei inni mają teraz okazję wytłumaczyć, co się stało.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?