Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Byliśmy głosem wolnej Polski

Andrzej Kordylasiński
Ryszard Kaczorowski był ostatnim prezydentem RP na emigracji. 22 grudnia 1990 przekazał insygnia władzy prezydenckiej Lechowi Wałęsie. Wśród nich również insygnia Orderu Orła Białego. Wcześniej równolegle z Ryszardem Kaczorowskim funkcję prezydenta RP (w kraju) pełnił generał armii Wojciech Jaruzelski. W czasie wojny Ryszard Kaczorowski działał w Szarych Szeregach. Pełnił funkcję komendanta okręgu białostockiego. W 1940 roku został aresztowany przez radzieckie służby bezpieczeństwa. Został skazany na karę śmierci, zamienioną na dziesięć lat łagrów. Trafił na Syberię. Wolność odzyskał po podpisaniu układu Majski-Sikorski. Wstąpił do Armii Polskiej w ZSRR, formowanej przez generała Władysława Andersa. Przeszedł szlak bojowy II Korpusu. Walczył m.in. pod Monte Cassino. Po wojnie pozostał na emigracji w Wielkiej Brytanii. Działał w emigracyjnym parlamencie. W 1989 roku, po nagłej śmierci Kazimierza Sabbata, objął po nim stanowisko prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej na Uchodźstwie.
Ryszard Kaczorowski był ostatnim prezydentem RP na emigracji. 22 grudnia 1990 przekazał insygnia władzy prezydenckiej Lechowi Wałęsie. Wśród nich również insygnia Orderu Orła Białego. Wcześniej równolegle z Ryszardem Kaczorowskim funkcję prezydenta RP (w kraju) pełnił generał armii Wojciech Jaruzelski. W czasie wojny Ryszard Kaczorowski działał w Szarych Szeregach. Pełnił funkcję komendanta okręgu białostockiego. W 1940 roku został aresztowany przez radzieckie służby bezpieczeństwa. Został skazany na karę śmierci, zamienioną na dziesięć lat łagrów. Trafił na Syberię. Wolność odzyskał po podpisaniu układu Majski-Sikorski. Wstąpił do Armii Polskiej w ZSRR, formowanej przez generała Władysława Andersa. Przeszedł szlak bojowy II Korpusu. Walczył m.in. pod Monte Cassino. Po wojnie pozostał na emigracji w Wielkiej Brytanii. Działał w emigracyjnym parlamencie. W 1989 roku, po nagłej śmierci Kazimierza Sabbata, objął po nim stanowisko prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej na Uchodźstwie. Andrzej Kordylasiński
Rozmowa z Ryszardem Kaczorowskim, ostatnim prezydentem II Rzeczypospolitej na Uchodźstwie

- Czy tuż po wojnie nie korciło pana prezydenta, aby mimo sowieckich wpływów wrócić do Polski?

- Człowiek, który poznał system sowiecki na własnej skórze, nie mógł tak zrobić. Większość z nas przejechała ten Związek Radziecki ze wschodu na zachód i z północy na południe. Widzieliśmy, do czego doprowadzili tamten kraj. Myśmy po to zostali poza ojczyzną, żeby mówić o Polsce w świecie, żeby mobilizować polskie społeczeństwo na rzecz pracy dla niepodległości. Nasza obecność była tam potrzebna.

- Nie miał pan chwil zwątpienia?

- Nie miałem. To był wynik naszego wychowania, naszego miejsca w świecie, odpowiedzialności za Polskę. Oczywiście po drodze były różne przeszkody. Kiedy wojna się skończyła, stanęliśmy wobec bardzo trudnego wyboru: co zrobić dalej. Właśnie mija 65 lat, jak rozwiązano polskie siły zbrojne w Wielkiej Brytanii. To było prawie ćwierć miliona żołnierzy. Większość z nas została bez domów, bo zostały poza wschodnią granicą Polski. Nie mieliśmy gdzie wracać. Inni, którzy przeszli przez Rosję i znaleźli się w dowodzonej przez generała Andersa armii, znali rzeczywistość, jaką władza sowiecka może ludziom urządzić. Pozostaliśmy i zastanawialiśmy się, co robić dalej. Dla nas - instruktorów harcerskich - było jasne, że musimy się zająć tą młodzieżą, która pozostała poza krajem. To uważaliśmy za swoje główne zadanie. Generał Anders mówił do swoich żołnierzy: "Pozostajemy Zachodem nawet wbrew Zachodowi, ale po to, by służyć Polsce, służyć innymi sposobami, bo bez broni, ale zawsze z myślą o Polsce wolnej i niepodległej". Kiedy pytaliśmy biskupa, opiekuna emigracji, co robić? - powiedział: "Róbcie tak, jakbyście mieli tu pozostać na całe życie". Zawsze można było to przerwać i wrócić do Polski. Niestety, to bardzo się przedłużyło. W momencie, gdy nasze siły malały, gdy nasza mobilizacja na rzecz Polski, polskiego społeczeństwa, docieranie do narodu osłabła - pojawił się Ojciec Święty Jan Paweł II.

- I jak wpłynął na was wybór papieża Polaka?

- To dodało nam otuchy. Jego głos był bardziej słyszalny niż nasz. Jego jeden głos znaczył więcej niż głos milionów. Byliśmy mu za to wdzięczni. Jako emigranci spotykaliśmy się z nim przy różnych okazjach. Jedno z takich spotkań odbyło się w 40. rocznicę bitwy pod Monte Cassino. Przypominał wówczas o naszych obowiązkach, zadaniach. Kiedyś jeden z moich przyjaciół zapytał właśnie Ojca Świętego, co mamy robić? Usłyszał: "Niech każdy na swoim stanowisku robi to, co najlepiej umie. Niech nie ogląda się na innych, a swoją pracę wykonuje najlepiej, jak potrafi".

- Czy nie miał pan myśli, zwłaszcza w latach późniejszych, gdy komuniści już od 30, 40 lat dzierżyli władzę, aby zaprzestać swojej politycznej działalności politycznej na emigracji?

- Dlaczego mieliśmy zaprzestać, skoro w Polsce nie było wolnych wyborów? Nie rezygnowaliśmy z czegoś, co było naszym celem. Postanowiliśmy sobie: będziemy tak długo działać, dopóki w Polsce nie odbędą się wolne wybory. Pierwszy prezydent na emigracji - Raczkiewicz - w swoim orędziu do Polaków po zakończeniu wojny i wycofaniu uznania dla Polski przez naszych aliantów powiedział między innymi, że urząd swój przekaże najgodniejszemu Polakowi wybranemu w wolnych, nieskrępowanych wyborach, które odbędą się bez nacisku zewnętrznego. Wszyscy kolejni prezydenci to powtarzali, aż doszliśmy do momentu, kiedy w Polsce w wolnych, powszechnych wyborach, wybrano najgodniejszego z Polaków, bez zewnętrznych nacisków.

- Dlatego insygnia władzy prezydenckiej przekazał pan dopiero Lechowi Wałęsie, a nie Wojciechowi Jaruzelskiemu? Przecież generał został prezydentem już w suwerennej Polsce.

- Nie był jednak wybrany w wolnych i powszechnych wyborach. To nie była jeszcze tak naprawdę suwerenna Polska.

- Jak ocenia pan prezydent Okrągły Stół i to, co później się wydarzyło?

- Widocznie wówczas nie można było inaczej tej sprawy załatwić

- Jak pan ocenia obecną sytuację polityczną w kraju, na przykład to, że zajmujemy się lustracją?

-To trzeba było dawno zrobić! Raz sprawę załatwić i koniec. Sejm uchwalił lustrację. Jeżeli ktoś nie ma nic na sumieniu, to nie powinien się obawiać. Z kolei inni mają teraz okazję wytłumaczyć, co się stało.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński