Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Biurowiec Skarbu Państwa

Redakcja
Oświadczenie premiera Leszka Millera o absolutnej konieczności usunięcia ze spółek Skarbu Państwa niekompetentnego zaciągu Mariana Krzaklewskiego, natychmiast po nadaniu go w telewizji, stało się ulubioną sentencją nowego prezesa "Polic” Krzysztofa Żyndula.
Oświadczenie premiera Leszka Millera o absolutnej konieczności usunięcia ze spółek Skarbu Państwa niekompetentnego zaciągu Mariana Krzaklewskiego, natychmiast po nadaniu go w telewizji, stało się ulubioną sentencją nowego prezesa "Polic” Krzysztofa Żyndula.
Z obliczeń odchodzącego prezesa Zakładów Chemicznych Police Andrzeja Markowskiego (AWS) wynika, że owszem, przyjął do pracy 350 osób, ale z prawicą związanych było jedynie 16.
Były prezes "Polic” Andrzej Markowski opowiada, że jego przyjaciele mówią dziś: "Widzisz Andrzej, za mało zwolniłeś ludzi ze starego układu i teraz podnoszą łeb.”

Oświadczenie premiera Leszka Millera o absolutnej konieczności usunięcia ze spółek Skarbu Państwa niekompetentnego zaciągu Mariana Krzaklewskiego, natychmiast po nadaniu go w telewizji, stało się ulubioną sentencją nowego prezesa "Polic" Krzysztofa Żyndula.

Jednakże prezes przychodzący Krzysztof Żyndul (SLD) nie wierzy w rachunki poprzednika i polityczny desant mierzy setkami. Miasto nie ma wątpliwości: Żyndul nie oprze się głodowi nomenklaturowemu. Chce nie chce, musi ciąć i przyjmować swoich.
W biurowcu Zakładów Chemicznych Police efekty polityki kadrowej ministra Wiesława Kaczmarka zaczęły być widoczne na początku lutego. Na pierwsze piętro do gabinetu zdymisjonowanego prezesa Andrzeja Markowskiego (AWS) wprowadził się nowy - Krzysztof Żyndul (SLD). Na parterze, w siedzibie OPZZ przewodniczący Jerzy Gośliński (SLD) rozpoczął pracę nad raportem, który pomoże Żyndulowi zorientować się, kto w biurowcu Polic znalazł z nadania AWS. Na końcu korytarza - też na parterze, pokój szefa kadr Roberta Naklickiego (AWS) stał się nieformalnym sztabem nowego związku zawodowego, który założyli menedżerowie przyjęci do pracy przez Markowskiego, by bronić się przed zwolnieniem przez Żyndula. Urzędujący w budynku technicznym Hieronim Michalak odzyskał nadzieję na rychły powrót gdzieś w serce biurowca z ciemnego i brzydkiego pokoju specjalisty do spraw gospodarki wodnej, bo mimo że należy do SKL, to przecież do brzydkiego pokoju wygnał go odchodzący prezes Markowski. Nowy prezes powinien ten fakt docenić, zwłaszcza że Michalak napisał wtedy na Markowskiego donos do premiera. Kontakty bezpośrednie pomiędzy kadrą menedżerską, a także wydawanie ustnych poleceń, wyparła bezpieczniejsza obecnie korespondencja pisemna, zaś w stosunku do głównego inżyniera do spraw zabezpieczeń Olgierda Wojciechowicza (Stowarzyszenie Rodzin Katolickich) kilka osób przeszło nawet na powrót do formy per pan, gdyż panuje powszechne przekonanie, że zajmie on już wkrótce pokój równie brzydki jak ten Michalaka.

Korytarz - kierunek zmian

Oświadczenie premiera Leszka Millera o absolutnej konieczności usunięcia ze spółek Skarbu Państwa niekompetentnego zaciągu Mariana Krzaklewskiego, natychmiast po nadaniu go w telewizji, stało się ulubioną sentencją nowego prezesa Zakładów Chemicznych Police Krzysztofa Żyndula.(...)
Nikt w biurowcu nie ma jednak pewności, kto z 350 zatrudnionych przez byłego prezesa zostanie zaliczony do zaciągu Krzaklewskiego, przez co uznany za niekompetentnego, a w konsekwencji zrestrukturyzowany i czy aby na pewno zrestrukturyzowane zostaną właściwe osoby.
Jak na razie nikt jeszcze pracy nie stracił i formalnie zatrudnieni pozostają nawet ci, których przynależność do zaciągu nie pozostawia żadnych wątpliwości: były prezes Markowski i jego najbliższy współpracownik, członek zarządu Polic Bogdan Roszkowski, pełniący także funkcję doradcy prawnego szczecińskiego RS AWS. Jednak pierwszego nie można zwolnić dopóki nie zgodzi się na to sejmik wojewódzki, bo jest radnym, zaś drugiego dopóki nie wróci z lekarskiego zwolnienia.

Były prezes "Polic" Andrzej Markowski opowiada, że jego przyjaciele mówią dziś: "Widzisz Andrzej, za mało zwolniłeś ludzi ze starego układu i teraz podnoszą łeb."

Pokój 100 - prezes

Były prezes Markowski to człowiek bezpośredni, chętnie streszcza swój zawodowy życiorys: - Zanim w grudniu 1981 r. wyleciałem za strajki i Solidarność, przez piętnaście lat zajmowałem się matematycznym opisem budowanych w szczecińskiej stoczni kadłubów. Potem przygarnęła mnie politechnika. W 1989 r. zostałem sekretarzem w zarządzie okręgu Solidarności, ale pojawiły się problemy nowej rzeczywistości. Trójka dzieci podrasta. Na uczelni płacą grosze. Co robić? Poszedłem więc w rady nadzorcze. W 1992 r. pytam Komołowskiego: Longin, chcesz być dalej szefem "S" w Szczecinie, bo jak nie, to ja startuję, a jak tak, to ja spadam. Chciał, więc ja za telefon i do ówczesnego prezydenta miasta, a późniejszego wojewody Lisowskiego: Słuchaj Władek, jestem luzak, mówię. Po trzech dniach zostałem sekretarzem miasta. Nauczyłem się tam zarządzania zasobami ludzkimi. W porównaniu z Policami niedużymi, bo wszystkiego 700 osób, ale zawsze. Po następnych wyborach samorządowych zmienił się układ, niby też był prawicowy, ale już nie ten sam, a ja sam zostałem radnym wojewódzkim. Mówię do nowego prezydenta Sochańskiego: Słuchaj Bartek, ja z tobą pracować nie będę. Wtedy przypomnieli sobie o mnie koledzy ze stoczni i zostałem prezesem jednej spółki zależnej. Ponad 3 mln zł obrotu. Tam nauczyłem się biznesu. Trzy lata później tj. w 1998 r. byłem już w Policach. Ówczesny wiceminister skarbu Janusz Michalski wezwał do siebie prezesów czterech wielkich państwowych firm nawozowych, w tym mnie, i mówi wprost: Słuchajcie chłopy, ja nie wiem co z wami robić, usiądźcie i coś wymyślcie. Rozpocząłem więc restrukturyzację.
Byłego prezesa Markowskiego dymisja ani nie zaskoczyła, ani nie dotknęła. Police, spółka w stu procentach państwowa, to miejsce, w którym podział łupów jest dawno przyjęty. Jest co dzielić, bo Zakłady Chemiczne Police to jedna z największych firm tej branży w Polsce, prawie 4,5 tys. zatrudnionych, 1,3 mld zł obrotów rocznie (tyle co dwa budżety pobliskiego Szczecina). Łupy przed laty dzieliło SLD, później wraz z AWS dzielił Markowski, teraz znów kolej SLD.
Byłego prezesa Markowskiego boli jednak, że oto mówi się za jego plecami i to z każdym dniem coraz głośniej, iż kiepski z niego menedżer (bo przecież jak z zaciągu Krzaklewskiego, to dobry być nie może) pozostawił po sobie ujemny wynik finansowy, chaos organizacyjny i swoją ekipę - kilkaset osób, którymi za swojej kadencji obsadził co intratniejsze stanowiska. Przyjaciele mówią dziś: Widzisz Andrzej, za mało zwolniłeś ludzi ze starego układu i teraz podnoszą łeb. Były prezes Markowski odpowiada im wówczas, że z dwóch znanych mu szkół zarządzania - partnerstwa (czyli wspólnego języka i jazdy na tym samym wózku) oraz zamordyzmu (czyli raz w miesiącu jeden kierownik na bruk, aż na resztę padnie blady strach) wybrał tę pierwszą.(...)
Razem z gabinetem prezes Żyndul odziedziczył po Markowskim wielką mapę firmy. W wolnych chwilach studiuje ją, co pomaga mu poznać zakład.
Prezes Żyndul, podobnie jak były prezes Markowski, jest radnym szczecińskiego sejmiku, tyle że z SLD. O swojej karierze opowiada w sposób dużo bardziej oficjalny: - Procedura w Warszawie rozpoczęła się od mojej kandydatury na członka rady nadzorczej Polic, a zakończyła się propozycją prezesury. Co jest skutkiem rozliczenia poprzedniego zarządu przez ministra Kaczmarka. Podjąłem się tego zadania na skutek swoich rozwojowych zamierzeń. Nie miałem przyjemności poznać osobiście ministra, ale mam nadzieję, że to się wkrótce stanie.
Pracownik uważany w Policach za człowieka Markowskiego skwapliwie uzupełnia: - Najpierw był milicjantem, potem szefem ochrony biurowca, a przed Policami dyrektorem w porcie szczecińskim z nadania lokalnego SLD.(...)

Pokój 11 - przewodniczący

Na biurku nowy prezes ma stos teczek personalnych, które podobnie jak mapa służą mu za przewodnik po firmie. W teczkach można wyczytać, że kierowniczką spółki-córki Polic, powstałej na bazie zakładowego ośrodka wczasowego, została siostra żony byłego prezesa Markowskiego, albo że w dziale kadr były prezes zatrudnił swoją siostrzenicę, a po tym jak wyszła za mąż za pracownika Polic pana Ł., pan Ł. dostał awans i podwyżkę. Albo jeszcze, że szefem zakładowej straży pożarnej został szwagier Olgierda Wojciechowicza, kolegi partyjnego byłego prezesa. Prezes Żyndul dobrze wie, po które z kilku tysięcy teczek sięgać. Skąd wie? - Życzliwi pracownicy mi pomagają - tłumaczy. Członek zakładowej Solidarności z pomieszczenia nr 21 wskazuje na pomieszczenie nr 11 po przeciwnej stronie korytarza na parterze: - Tu my, a tam oni - OPZZ. Solidarność na razie czeka. Nie chce zajmować jakiegokolwiek stanowiska ani udzielać nikomu żadnych wywiadów, gdyż w tej sprawie przewodniczący Krzysztof Zieliński wezwał już redaktorów "Gazety Polskiej".
W pokoju 11 identyfikowaniem zaciągu Krzaklewskiego w Policach zajął się energicznie przewodniczący OPZZ Jerzy Gośliński. Podstawy Polickiego Who is Who z odpowiednim komentarzem potrafi wyrecytować na zawołanie:
Bogdan Roszkowski, członek zarządu - prawnik regionu szczecińskiego AWS, przyjaciel Longina Komołowskiego. Olgierd Wojciechowicz, inżynier do spraw zabezpieczeń - stanowisko stworzone w Policach specjalnie dla niego - podaje się za socjologa, radny miejski AWS w Szczecinie, szef struktur Stowarzyszenia Rodzin Katolickich, były pracownik UOP. Zbigniew Koźlarek, dyrektor zakładowego kompleksu energetycznego - radny AWS powiatu polickiego. Zbigniew Jaworzyński, prezes transportowej spółki-córki Polic i główny logistyk funkcjonalny - stanowisko kontrolne także utworzone specjalnie dla niego; jako logistyk funkcjonalny nadzoruje siebie samego jako prezesa spółki zależnej; wcześniej z nadania AWS był dyrektorem Zarządu Komunikacji Miejskiej w Szczecinie. Grzegorz Fiuk, główny informatyk, także ściągnięty z urzędu miejskiego w Szczecinie. Hieronim Michalak, radny SKL, przewodniczący rady powiatu Police. Robert Naklicki szef kadr, wiceprzewodniczący szczecińskiego AWS, były prezes spółki komunalnej i pracownik UOP; stanął na czele Związku Zawodowego Specjalistów i Menedżerów Zakładów Chemicznych Police - organizacji założonej po przegranych przez AWS wyborach parlamentarnych przez dwudziestu współpracowników byłego prezesa Markowskiego, którzy w ten sposób chcą się bronić przed zwolnieniami Żyndula.
Przewodniczącemu Goślińskiemu rozpoznanie "zaciągu" idzie tak dobrze, bo śledzi nie tylko kadrową politykę w Policach, ale i szczecińską scenę polityczną. Sam jest radnym w Policach, przewodniczącym klubu SLD.

Pokój 15 - personalny

Związek Specjalistów i Menedżerów spędza prezesowi Żyndulowi sen z oczu. Powtarza ciągle, że Mrożek by tego nie wymyślił: - Ludzie ci są w stanie zdestabilizować firmę. Zajmują kluczowe stanowiska i mogą mnie odciąć od kontaktu z rzeczywistością. Ta bomba musi zostać rozbrojona - zapowiada. O istnieniu bomby dowiedział się, gdy po objęciu stanowiska postanowił spotkać się z działającymi w Policach związkami zawodowymi. Spodziewał się sześciu przewodniczących, a przyszedł siódmy - Naklicki. Rozbrajanie bomby prezes Żyndul rozpoczął więc od niego, zwłaszcza że Naklicki podpadł od samego początku - nie przygotował Żyndulowi umowy o pracę i nowy prezes by móc zacząć urzędowanie zgodnie z przepisami, musiał iść po prośbie do pracowników biura zarządu.
Pierwszą decyzją kadrową Żyndula było więc cofnięcie Naklickiemu pełnomocnictw dotyczących polityki kadrowej i przejęcie ich osobiście.(...)
Naklickiemu wyraźnie zależy na wizerunku nowoczesnego menedżera. Młody, 36 lat, opalony, niebieska koszula, żółty krawat, marynarka przerzucona przez krzesło. Ostatnio zapisał się na studia MBA. Nie kryje rozgoryczenia: - Nie wiedziałem, że to ja mam panu prezesowi przygotować umowę, nowy prezes się ze mną na piśmie komunikuje. Dostałem tylko pismo, że mi nic nie wolno, a przecież my menedżerowie tak się poświęcamy dla firmy. I gdyby choć ktoś mnie zapytał, czego dokonałem jako szef kadr, powiedziałbym, że zmieniłem administrowanie kadrami w zarządzanie zasobami ludzkimi, z angielska Human Resources. Ale nikt nie pyta, wszyscy mnie postrzegają negatywnie, bo byłem w AWS, a pan Gośliński w dodatku wypomina mi, że byłem w UOP.

Pokój techniczny - zesłanie

Autor listu do premiera Buzka Hieronim Michalak, przewodniczący rady powiatu Police, którego prezes Markowski przeniósł do brzydkiego pokoju specjalisty do spraw gospodarki wodnej, jest gotów wesprzeć prezesa Żyndula w energicznej restrukturyzacji. Uważa, że jako ofiara tak zwanych swoich z AWS może być partnerem godnym zaufania, ale nikt się do niego na razie o pomoc nie zwrócił. - Kiedy byłem na zwolnieniu lekarskim, zaplombowali mój gabinet, a byłem wówczas szefem kadr i postawili na moje miejsce Naklickiego - wspomina swój konflikt z byłym prezesem. - Teraz wiem, że potrzebny im byłem tylko po to, by jako wieloletni pracownik Zakładów Chemicznych wprowadzić tu ekipę Markowskiego - mówi. Podejrzewa, że w zaplombowanym gabinecie "ekipa" szukała dokumentów, podejrzewała bowiem, że Michalak zbierał na nią kwity w związku z planowanym przez "ekipę" skokiem na kasę. Właśnie o owym skoku Michalak napisał premierowi, ale za ekipą miał wstawić się wicepremier Longin Komołowski i starosta Polic.
Markowski próbował wówczas zwolnić Michalaka, ale udało mu się go jedynie zdegradować i umieścić w tym brzydkim pokoju, bo Michalak jako radny powiatowy też ma immunitet i rada go obroniła.(...)

Igor T. Miecik

Artykuł "Biurowiec Skarbu Państwa" - którego skrót wydrukowaliśmy - ukaże się w jutrzejszej "Polityce".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński