Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Niechorzu spotkali się miłośnicy starych volkswagenów.

Agnieszka Grabarska
- Jak mam sobie kupić nowe buty, to szkoda mi pieniędzy. Ale na części do samochodów wydam każdy grosz - przyznaje Mariusz Niedobecki. W jego kolekcji jest aż 11 garbusów.
- Jak mam sobie kupić nowe buty, to szkoda mi pieniędzy. Ale na części do samochodów wydam każdy grosz - przyznaje Mariusz Niedobecki. W jego kolekcji jest aż 11 garbusów. Fot. Agnieszka Grabarska
Pieszczą je, chwalą pod niebiosa a nad karoserią szepczą czułe słówka. Twierdzą, że choć kochają swoje żony, dzieci i teściowe - czterokołowi przyjaciele są dla nich najważniejsi na świecie.

Usłyszeli ryk w kurortach

Miłośnicy nietypowych pojazdów, swój obóz rozbili tuż obok latarni morskiej w Niechorzu.

Już od samych rogatek miejscowości, postawili na nogi mieszkańców i wczasowiczów.

- Obudził mnie głośny ryk silników. Myślałam, że to jakiś szaleniec jeździ bez tłumika.
Kiedy zobaczyliśmy kawalkadę "Garbusów", wybiegliśmy przed dom - opowiada Jolanta Niedźwiedzka, z sąsiedniego pensjonatu.

Iście królewskie powitanie czekało na uczestników w trakcie parady ulicami kurortów. We wszystkich miejscowościach Wybrzeża Rewalskiego, garbusiarzy witano brawami.

- Ależ pięknie ryczą te silniki. Aż człowiek marzy, żeby siąść za kierownicą takiego wehikułu - rozmarzył się Jacek Kalinka z Wrocławia.

- To prawda - potwierdzali siedzący za kierownicą szczęśliwcy. - My nie potrzebujemy w samochodzie radia. Silniki garbusów grają najpiękniejsze melodie - mówili.

Cappuccino Mariusza

Oczarowania swoimi samochodami, nie ukrywał także Mariusz Niedobecki. Z Zielonej Góry przyjechał swoim ulubieńcem. Model o słodkiej nazwie Cappuccino, prezentował się nadzwyczaj okazale. Skórzana tapicerka, błyszczące felgi i nienagannie wypolerowana karoseria.

- Nie ma ceny za którą mógłbym go sprzedać - mówił właściciel. - Moje garbuski, to najwięksi przyjaciele a tych nie oddaje się za pieniądze - zaznaczał kategorycznie.
Pan Mariusz został okrzyknięty zlotowym rekordzistą. Okazało się bowiem, że posiada aż jedenaście samochodów tej marki. W jego kolekcji znajduje się między innymi unikatowy niemiecki model. Przerobiony na potrzeby transportu wojennej amunicji transporter, w tłumaczeniu nosi intrygującą nazwę "kibel".

- Pierwszego garbusa wypatrzyłem kilkanaście lat temu w bramie domu, gdzie odprowadzałem swoją żonę. Kupiliśmy go za pierwsze wspólne pieniądze. I to był początek mojej pasji - mówi.

Ogórek z pampersami

O tym, że samochodowa miłość jest w stanie pokonać wiele barier, przekonywała także rodzina Mazurkiewiczów z Głogowa. Anna i Ryszard na zlot przyjechali z półtoramiesięcznym synkiem. W zaadaptowanym na przytulne mieszkanko ciężarowym volkswagenie, bez trudu radzili sobie z najmłodszym uczestnikiem zlotu.

- Synek jest już z nami na trzecim zlocie. Jest zadowolony i nie kaprysi. Mam nadzieje, że od małego załapie "bakcyla", którego oboje z żoną już dawno połknęliśmy - mówił z nadzieją tata Ryszard. W popularnym "ogórku" rodzice mieli niemal wszystko, co jest potrzebne do pielęgnacji malucha. Była kuchenka, pampersy, mała wanienka i komplet niemowlęcych ubranek w garbuski.

- To niesamowite, że z takim maleństwem odważyli się jednak przyjechać - komentowali ich poczynania zlotowi przyjaciele. - I choć mały prawie cały czas jest przy piersi, cieszymy się, że są razem z nami - mówili.

Stanął jej w szczerym polu

Duży entuzjazm wzbudziło też pojawienie się kobiet. Szczecinianka Agnieszka Wasylinka, nie raz już zaskoczyła swoich kolegów. Jej garbus to przerobiona wersja pod nazwą Baja.

Otoczony kobiecą opieką pojazd, wyglądał masywniej niż niektóre prezentowane męskie cacka. Wyprodukowaną w Hiszpanii, na specjalnych szerokich oponach wersję, przystosowano do jazdy po pustyni.

- Po Saharze jeszcze nim nie jeździłam, ale i tak przygód miałam co niemiara - przyznała właścicielka. - Kiedyś, w drodze na zlot do Wrocławia, w środku nocy mój ulubieniec odmówił posłuszeństwa - opowiada.

W egipskich ciemnościach i setki kilometrów od domu, udało się jednak samochód naprawić.

- Po prostu dojrzałam wiszący kabelek, który włożyłam na swoje miejsce i na szczęście silnik odpalił - wspominała z zadowoleniem.

Garbusowe szaleństwo

Mariusz Gąsiorowski, prezes stowarzyszenia, które zorganizowało zlot w Niechorzu przekonuje, że niesamowitych opowieści o tych samochodach jest znacznie więcej.

- Ja na przykład razem z żoną odważyłem się na wyjazd garbusem do Portugalii. Spisywał się nienagannie - opowiada. Tak jak i inni uczestnicy przyznaje, że samochód tej marki najwięcej frajdy sprawia zimą.

- Kiedy inni kierowcy męczą się z odpalaniem nowoczesnych maszyn, my bez trudu ruszmy z miejsca - twierdzą garbusiarze. Nie ukrywają, że czasem szaleństwo bierze górę nad rozsądkiem. W grupie popularna jest bowiem anegdota o tym, jak jeden z właścicieli, przy siarczystym mrozie, ogrzewał wnętrze samochodu gazowym piecykiem.

- Ogólnie jednak jesteśmy normalni. Tyle, że do szaleństwa zakochani w naszych samochodach. I ludzie chyba to rozumieją, bo na drodze nie dyskryminują nas. Za to trąbią głośno i machają radośnie - mówią z dumą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński