O tej porze roku sandacz migruje z zalewu w górę rzeki. Wędkarzy nad Odrą nie brakuje, szczególnie u podnóża Wałów Chrobrego, w rejonie Mostu Długiego i dworca PKP.
- Wystarczy trochę postać i mieć odpowiednią przynętę, żeby złowić niejednego sandacza - chwali się jeden z wędkarzy.
Nie wszyscy jednak przestrzegają przepisów dotyczących połowu.
- Zdarzają się takie przypadki, może nie w dzień, ale w nocy - mówi Rafał Jurkowski, komendant Społecznej Straży Rybackiej. - Na szczęście są to incydentalne zdarzenia, na przykład są to osoby, które traktują łowienie sandacza zarobkowo i łowią metodą na tzw. szarpaka.
Jest to kłusownictwo, które polega na podcinaniu ryb ostrą kotwicą bez przynęty. Taki połów kaleczy niewyłowione ryby i pozostawia je na pewną śmierć. Polega na tym, że kłusownik w miejscu, gdzie ryby zbierają się na zimę, wrzuca do wody kotwicę obciążoną ołowiem. Gdy ta osiągnie odpowiednią głębokość, gwałtownie wyszarpuje ją z wody. Na 10 takich rzutów, wyciąga się dwie-trzy ryby, ale kilkanaście zostaje dotkliwie pokaleczonych.
Przy połowach należy też pamiętać o wymiarze ochronnym sandacza, który wynosi 45 cm, ryby mniejsze muszą być z powrotem wypuszczane do wody. Wędkarze powinni też pamiętać o limicie łowionych sztuk. I tu najciekawsza wiadomość. Granica między wodami morskimi a śródlądowymi przebiega na Odrze wzdłuż Trasy Zamkowej. Na północ od przeprawy zaczynają się wody morskie.
- Na wodach morskich limit wynosi sześć sztuk, a na śródlądowych tylko dwie - dodaje Rafał Jurkowski. - Im chłodniej tym będzie jeszcze więcej sandaczy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?