Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tajemnica śmierci Pawła. "Chcę wiedzieć jak umarł mój syn"

Mariusz Parkitny [email protected]
- Chcę poznać prawdę o śmierci mojego syna, jest kilka spraw do wyjaśnienia - mówi matka Pawła (na zdjęciu).
- Chcę poznać prawdę o śmierci mojego syna, jest kilka spraw do wyjaśnienia - mówi matka Pawła (na zdjęciu). Andrzej Szkocki
Prokurator wraca do sprawy - Nie wykluczam, że to był nieszczęśliwy wypadek. Ale muszę poznać prawdę. Chcę wiedzieć jak umarł mój syn. Nic innego się nie liczy - mówi matka Pawła. Wkrótce mnie rok od jego tajemniczej śmierci.

Wątpliwości jest na tyle dużo, że prokuratura mimo umorzenia śledztwa, postanowiła jeszcze raz przyjrzeć się sprawie.

- Uwzględniliśmy argumenty zawarte w zażaleniu matki chłopca - mówi prok. Małgorzata Wojciechowicz z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie.

Chodzi głównie o wyjaśnienie ostatnich godzin przed zaginięciem Pawła. Jego ciało znaleziono w kwietniu ub.r. w basenie przeciwpożarowym przy ul. Struga w Szczecinie.

Ale historia jego zaginięcia zaczęła się miesiąc wcześniej. W marcu miał wrócić do ośrodka socjoterpii. Skierował go tam sąd, gdy popadł w drobne kłopoty z prawem. Nie miał wtedy jeszcze skończonych 17 lat.

W noc poprzedzającą wyjazd wyszedł z kolegami na imprezę.

- Ani on, ani jego koledzy nie powiedzieli mi o tym. Gdybym wiedziała, nie puściłabym go. Może wtedy nie doszłoby do tej tragedii - mówi pani Józefa, matka Pawła.

Sprawa imprezy wyszła dopiero po zaginięciu chłopaka.

Bawili się w jednym z pubów. Z dotychczasowych ustaleń wynika, że Paweł wyszedł z klubu z kolegą Jackiem (imię zmienione - red.). Jacek twierdził, że wsiadł do taksówki, a Paweł miał wrócić do domu w Podjuchach.

- Była w nim taka radość i chęć życia, że nie wierzę w samobójstwo. Za dużo w tej sprawie wątpliwości. Chcę walczyć o dobre imię syna, które było szargane pomówieniami - mówi pani Józefa.

To był Paweł

Gdy w drugi dzień świąt wielkanocnych znaleziono ciało w basenie, nie od razu ustalono tożsamość ofiary. Ze względy na warunki pogodowe i czas ciało było w stanie silnego rozkładu. Dopiero matka poznała charakterystyczne ślady na nodze syna .

Na pogrzeb Pawła przyszły tłumy. Głównie młodzi ludzie. Płakali.

Zanim doszło do identyfikacji minęło kilka dni. W tym czasie w mediach pojawiły się informacje, że ofiara to uciekinier z zakładu wychowawczego. Okazało się, że to nieprawda. Rok temu na wniosek sądu Paweł trafił do ośrodka socjoterapii w Ustce. To miejsce, gdzie trafiają młodzi ludzie, którzy trudno przechodzą okres dojrzewania. O pomoc sąd poprosiła matka chłopaka, gdy zauważyła, że nie da sobie rady z jego wychowaniem.

- Była w nim taka radość i chęć życia, że nie wierzę w samobójstwo. Za dużo w tej sprawie wątpliwości. Chcę walczyć o dobre imię syna, które było szargane pomówieniami

- pani Józefa, matka chłopca

- On potrzebował pomocy. Był dobrym i wrażliwym chłopcem, ale w pewnym momencie trafił na złe towarzystwo - wspomina pani Józefa.

Faktycznie, dwa razy został złapany za kradzież batoników w sklepie. Łączna wartość zabranych rzeczy ok. 10 złotych. Sąd uznał, że ośrodek socjoterapii jest dla Pawła szansą na wyjście na prostą.

Przyjaciel?

Jeden z wątków śledztwa dotyczył przyjaciela Pawła, Jacka, z którym opuścili imprezę. Z czasem okazało się, że chłopak nie mówił prawdy. Nie rozstał się z Pawłem na ul. Struga, tylko poszli w kierunku basenu przeciwpożarowego. Widział ich ochroniarz. Wezwał nawet pomoc.

- Być może Jacek widział co się działo z Pawłem. Może widział jak wpada do wody. Dlaczego mi o tym wszystkim nie powiedział? Dlaczego milczał? - zastanawia się matka Pawła.

Jacek nie bywa już w mieszkaniu przyjaciela, choć koledzy Pawła wciąż odwiedzają jego mamę. Zaprosili ją nawet na osiemnaste urodziny jednego z nich.

- Pójdę tam na chwilę, aby nie czuli się skrępowani moją obecnością, ale Jackowi ręki nie podam. Zawiódł mnie na całe życie - mówi.

Dziwne jest tłumaczenie Jacka. Zasłania się niepamięcią. Twierdzi, że wydawało mu się, że jest w Płocku. Skąd ten Płock? Nie wiadomo.

- Dlatego chciałam, aby to wyjaśniono - dodaje matka Pawła.

Pozostaje też kwestia telefonu komórkowego Pawła, który znaleziono w basenie dopiero w sierpniu.

- Dlaczego tak późno? Czy da się odtworzyć drogę syna z imprezy na podstawie logowań telefonu? - zastanawia się kobieta.

Trudna miłość

- Całe życie wychowywałam syna sama. Dawałam mu dużo swobody. Paweł był wolnym człowiekiem. Bywał uparty, lubił stawiać na swoim. Zawsze mówił to co myślał. Nie raz przysparzało mu to kłopotów - wspomina matka.

Ponieważ wychowywał się bez ojca, starała się być dla niego mamą i tatą.

- Fakt, że może byłam za dobra, bo on nawet śmieci nie wynosił - zastanawia się matka.

Paweł zaczął się zmieniać cztery lata przed śmiercią. Zachorowała jego babcia. Dlatego matka musiała do niej jeździć. Mieszkała kilkadziesiąt kilometrów za Szczecinem. Pani Józefa zajęła się matką. Rano wsiadała w samochód jechała do pracy do Szczecina. W tym czasie Paweł trafił w złe towarzystwo. Widywany był podobno na melinach w centrum miasta. Rzucił taniec, harcerstwo.

Po śmierci babci rozchorowała się też pani Józefa. Przeszła kilka bardzo poważnych operacji. Doszedł spór w rodzinie o majątek po babci. To wszystko spowodowało, że sytuacja materialna matki Pawła bardzo się pogorszyła.

Sprzedali mieszkanie na Niebuszewie i przeprowadzili się do mieszkania w czteropiętrowym bloku w Podjuchach. Paweł poszedł do nowej szkoły. Zaczęły się kolejne problemy. Jakiś uczeń oskarżył go pobicie. Policja zatrzymała go za kradzież batonów.

- Pamiętam ten dzień. Przyszedł policjant i powiedział, żebym z nim pojechała, bo zatrzymali Pawła. Ja byłam bardzo chora. Powiedziałam, że nie mogę jechać. Oni wzięli go na komisariat - opowiada.
Potem Paweł mówił, że na komisariacie go pobili i zmuszali, aby został ich informatorem. Miał donosić, kto handluje narkotykami - mówi kobieta.

Kobieta domaga się też wyjaśnienia roli funkcjonariuszy w zatrzymaniu chłopaka. Dotychczasowe śledztwo nie potwierdziło tych zarzutów. Jeden z policjantów, który zatrzymywał Pawła już nie pracuje w policji. Został wyrzucony za picie na służbie.

W ośrodku socjoterapii w Ustce, Paweł był kilka miesięcy. Potem zachorował. Sąd dał mu przepustkę na leczenie. Paweł nie chciał już wracać do ośrodka. Sąd się nie zgodził. Skierował go do innego ośrodka. Paweł miał się tam stawić na początku marca.

We wrześniu ubiegłego roku miał podjąć naukę w szkole w Szczecinie, ale w placówce zdecydowano, że nie przyjmą go ze względu na złe zachowanie. Jednak lekarz, który go badał stwierdził, że chłopak może uczestniczyć w zajęciach w grupie i nie ma przeciwwskazań, aby chodził do szkoły.
Do ośrodka socjoterapii nigdy nie dojechał. Nie dokończy też nauki w szkole.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński