Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tajemnica śmierci Artura Starza. Wszystko zaczęło się od sylwestrowej zabawy...

Mariusz Parkitny [email protected]
Artur Starz miałby dziś ponad 50 lat.
Artur Starz miałby dziś ponad 50 lat. Archiwum
- Puśćcie go, on umarł - krzyczał na nich sąsiad. - Spokojnie, tylko badamy mu puls - odpowiedzieli. Ale Artur Starz prawdopodobnie już wtedy nie żył.

Przez pół roku prokuratura badała okoliczności śmierci Artura Starza, szczecińskiego trenera szermierki. Zmarł nad ranem 1 stycznia przed drzwiami swojego mieszkania.

Według prokuratury został pobity przez dwóch mężczyzn. Śledztwo było trudne, a przyczyna śmierci przez długi czas nieznana. Brakowało też bezpośrednich świadków, którzy widzieliby pobicie.

A wszystko zaczęło się od sylwestrowej zabawy w lokalu w centrum Szczecina.

Stały klient

W restauracji W. bawiło się 32 gości. Impreza miała charakter zamknięty. Goście witali nowy rok na zaproszenie 48-letniego Tomasza J., marynarza ze Szczecina. Mężczyzna był już wcześniej karany. Podobnie jak jeden z zaproszonych gości, 31-letni Arkadiusz M., z zawodu ekonomista, zarabiający na życie własnym biznesem.

Około 4 nad ranem do lokalu zapukał Artur Starz. Był tu częstym gościem. Właścicielka i organizatorzy przyjęcia pozwolili, aby został. Dostał drinka. Według świadków był pod wpływem alkoholu. Zaczął tańczyć. Najpierw sam, a potem z paniami. A to nie spodobało się gościom lokalu. Ktoś kazał mu wyjść. On zaparł się rękoma o futrynę, ale w końcu uległ. Awantura przeniosła się przed lokal. Świadkowie wiele o niej nie mówią. Twierdzą, że widzieli tylko jak Starz leżał przed lokalem. Przyjechało pogotowie. Sportowiec trafił do szpitala przy ul. Jagiellońskiej. Według personelu był agresywny i wulgarny. Nie chciał poddać się badaniu.

W końcu sam wyszedł ze szpitala. Nie udało się ustalić w jakie sposób wrócił do lokalu. Przepytano korporacje taksówkowe, ale żaden z kierowców nie wiózł tej nocy Starza.

Szyba

Gdy goście byli jeszcze w lokalu, usłyszeli brzęk wybijanej szyby. Artur Starz zrobił to prawdopodobnie z zemsty za to, że pobito go wcześniej w restauracji.

Gdy szyba pękła zaczął uciekać. Do swojego mieszkania miał ledwie kilkaset metrów. W pogoń rzucili się Arkadiusz M. i Tomasz J. Wydawało się, że spełniają obywatelski obowiązek i chcą zatrzymać sprawcę wybryku. Ale to co zaszło kilka minut potem przekroczyło - zdaniem prokuratury - obywatelską powinność.

- Kopali go, szarpali, uderzali z dużą siłą po ciele i głowie, przyduszali do podłogi - zanotuje prokurator w akcie oskarżenia.

Po wielu badaniach biegli lekarze doszli do wniosku, że zachowanie oskarżonych doprowadziło do niewydolności krążeniowo-oddechowej Starza, który w efekcie udusił się własną treścią pokarmową.

W opinii napiszą, że rany na głowie sportowca wyglądają na zadane zaciśniętą pięścią, butem lub uderzeniami w betonową posadzkę.

Obaj podejrzani nie przyznali się do winy i odmówili składania wyjaśnień. I choć nie ma bezpośrednich świadków pobicia, ciąg dowodów zebranych przez prokuraturę układa się w logiczną całość.

Artur Starz

Artur Starz

21 stycznia 2012 r. Artur Starz skończyłby 50 lat. Był trenerem szermierzy z Międzyszkolnego Klubu Sportowego KUSY Szczecin. Miał żonę i dwójkę dzieci.

Po powrocie do Szczecina pracował najpierw od 1990 roku w Łącznościowcu, a później gdy powstała sekcja szermierki w Kusym (2000 rok) właśnie w tym klubie. Trenował najzdolniejszych zawodników i zawodniczki ze Szczecina.

Przygotowywał je do mistrzostw Europy oraz mistrzostw świata.

Matka

Oskarżeni złapali Starza na 3 piętrze kamienicy przy ul. Jagiellońskiej. To tu właśnie mieszkał sportowiec.

Tej nocy matka Artura Starza pilnowała dzieci sąsiadki. Gdy wróciła do domu, syna jeszcze nie było. Ktoś zapukał do drzwi. To była sąsiadka, która stała na klatce z dwoma nieznanymi matce mężczyznami. Matka twierdzi, że prosiła mężczyzn, aby nie bili syna. Mówiła im, że choruje na serce. Sąsiedzi widzieli jak jeden z oskarżonych siedzi na Starzu, a drugi próbuje wezwać policję.

Gdy matka próbowała podejść do syna nie pozwolili jej. Hałasy na klatce usłyszał Dariusz J., sąsiad z góry. Zszedł na półpiętro. Widział jak Starz leży twarzą do podłogi z nogami w kierunku schodów.

Już na pierwszy rzut oka zauważył, że coś nie jest w porządku. Twarz i ręce sportowca były sine.

- Po co go trzymasz? On nie żyje. Zabiliście człowieka - powiedział do napastników.

Jeden z nich odpowiedział, że wszystko jest w porządku i tylko badają mu puls. Któryś z nich groził Dariuszowi J.

Jeden ze świadków słyszał jak któryś z podejrzanych mówił: - leż kur.., jak żeś powybijał, szyby to teraz będzie miał.

Inny usłyszał: - Jakbym mógł, to bym cię skatował jak psa.

Matka Starza twierdzi, że widziała jak jeden z oskarżonych kopnął go dwa razy. Inny świadek widział jak jeden z podejrzanych przyciska udo leżącego na ziemi Starza, a drugi siedzi na nim.

Gdy przyjechało pogotowie Arkadiusz M. oddalił się wykorzystując zamieszkanie na klatce schodowej. Wrócił do lokalu. Na miejscu został Tomasz J.

Nie chcieli zabić, ale...

Reanimacja trwała dwadzieścia minut. Nie dała rezultatu. Lekarze zanotują, ze zgon nastąpił przed przyjazdem karetki. Ale okoliczności śmierci wydały się lekarzowi podejrzane. Wezwano policję i prokuratora.

- Podejrzani szarpiąc, powalając, uderzając, kopiąc, podduszając, wykręcając ręce działali z winy umyślnej. Nie udowodniono, że chcieli go zabić, choć zadając ciosy w ważne dla życia organy, powinni skutek swoich działań przewidzieć - twierdzi prokuratura.

Ważnym dowodem w sprawie będą nagrania rozmów telefonicznych jakie oskarżeni prowadzili w trakcie i po awanturze. Prokuratura nie ujawnia ich treści, wiadomo jednak, że udało się odczytać słowa z drugiego planu jakie w tle wypowiadali.

Za pobicie ze skutkiem śmiertelnym grozi do 10 lat więzienia.

Matka Artura Starza będzie w sprawie oskarżycielem posiłkowym. Wynajęła adwokata. Podczas sylwestrowej awantury usłyszała od jednego z oskarżonych, że jak da 10 tysięcy złotych, to puszczą syna wolno.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński