Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szwedzi mają problem. Zamiast eskportować energię elektryczną, mogą mieć blackout

Przemysław Gołyński
123rf
Największy eksporter energii elektrycznej w Europie, czyli Szwecja, może mieć jesienią poważne problemy z przesyłem… energii. Znacznej części tego kraju grożą nawet planowe blackouty.

W 1980 roku Szwedzi w narodowym referendum zdecydowali, że nie będą budować kolejnych elektrowni atomowych i w konsekwencji zrezygnują z energetyki jądrowej do 2010 roku.

W imię poczucia dziejowej misji oraz miłej dla serca i uszu ideologii trwa demontaż energetyczny Szwecji.

Koszty i skutki polityki prowadzonej przez tandem socjaldemokratów i Zielonych odbijają się dziś rządzącym czkawką, a mieszkańcy głównie południowej części kraju narzekają na wysokie rachunki za prąd.

Zło to atom

Szwedzki model miksu energetycznego przez ostatnie 50 lat bazował na energetyce wodnej i jądrowej. Zimą w miarę potrzeb uzupełniany był przez tzw. kogenerację (wytwarzanie energii elektrycznej w połączeniu z ogrzewaniem miejskim). Produkowaną energię przesyłano przez solidną sieć energetyczną o dużej efektywności i niezawodności. Szwedzki system elektroenergetyczny uchodził do niedawna za jeden z najlepszych na świecie.

Dwa lata po tragicznym wypadku w sowieckiej elektrowni atomowej w Czernobylu rząd wspólnie z parlamentem Szwecji podjął decyzję o stopniowym, rozłożonym na lata, programie wyłączania wszystkich aktywnych wtedy reaktorów atomowych. Wówczas było ich 12. Pierwszy z nich zakończył pracę w 1999 roku, w umiejscowionej w cieśninie Sundzkiej, zaledwie 20 kilometrów od Kopenhagi, elektrowni Barsebäck. Średnio rocznie ta elektrownia produkowała 3,5 MWh i była gwarantem dostaw prądu dla pozbawionej naturalnych źródeł energii Skanii.

Obecnie aktywnych jest jeszcze w Szwecji sześć reaktorów jądrowych. Planuje się jednak, że ostatni z nich zostanie wyłączony najpóźniej w 2040 roku. Powodem ostatecznego odejścia od energetyki jądrowej jest przekonanie centrolewicowych polityków, że przyszłością są wyłącznie odnawialne źródła energii.

W 2017 roku szwedzki parlament przyjął ustawę dotyczącą założeń polityki klimatycznej, która zawierała m.in. osiągnięcie przez Szwecję tzw. neutralności klimatycznej już w 2045 roku. Przewiduje się, że już za osiem lat popyt na energię elektryczną wzrośnie w tym kraju dwukrotnie. Aby sprostać tak wysokiemu zapotrzebowaniu, potrzeba wielu odnawialnych źródeł energii.

Przemysł czysty jak zysk

Największy szwedzki emitor dwutlenku węgla, państwowy koncern przemysłu stalowego SSAB, ma być do 2045 roku… zero emisyjny. Ma to być możliwe dzięki wspólnemu przedsięwzięciu z kopalnią LKAB, zajmującą się wydobyciem oraz przetwarzaniem rudy żelaza. Projekt HYBRIT (Hydrogen Breakthrough Ironmaking Technology) opracował zespół naukowców Królewskiego Instytutu Technologicznego w Sztokholmie. Ma on na celu umożliwienie podczas procesu produkcji stali zamianę koksu kopalnego na gaz wodorowy. Dzięki temu jej produkcja, która ma ruszyć już w 2026 roku, będzie obojętna dla środowiska. Szwedzi zacierają ręce. Zainteresowanie na świecie nową technologią wydaje się ogromne. Liczą, że zyski z patentu będą dla kraju tak duże, jak w przypadku łożysk kulkowych. Jednak do produkcji „zielonej stali” potrzeba dużych ilości wodoru i jeszcze więcej energii.

Kosztowne OZE

Nie tylko projekt HYBRIT mocno przyczyni się do wzrostu zapotrzebowania na energię w Szwecji. Plany elektryfikacji wielu dziedzin gospodarki oraz pomnożenie liczby urządzeń elektrycznych używanych codziennie przez przyzwyczajone do wygody społeczeństwo stają się coraz bardziej kosztowne. Prognozuje się, że do 2050 roku Szwedzi będą potrzebowali ok. 370 TWh energii rocznie. Receptą na produkcję czystej energii miały być inwestycje w budowę zarówno lądowych, jak i morskich farm wiatrowych. Energii słonecznej, ze względu na jej niską efektywność, nie brano pod uwagę jako stabilnego źródła produkcji energii elektrycznej. Dziś zaledwie 1,1 MWh, czyli 1 procent ogółu produkowanej energii, pochodzi z tego źródła. Zakładano natomiast, że do 2045 roku to turbiny wiatrowe mają być odpowiedzialne za 45% krajowej produkcji energii elektrycznej, czyli ok. 166 TWh rocznie. Jednak budowa farm wiatrowych napotyka na problemy, których nie przewidziano…

Walka z wiatrakami

W latach 2014-2020 z przyczyn formalnych odrzucono budowę 3 447 turbin wiatrowych, co stanowi 60% wszystkich wniosków złożonych przez inwestorów. Tak wynika z analizy Szwedzkiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej. Prawie 1200 projektów zostało zablokowanych przez samorządy. Stało się tak, gdy władze centralne postanowiły uruchomić procedury tzw. szybkiej ścieżki, pozwalające instytucjom oraz urzędom na bezzwłoczne wydawanie pozwoleń na budowę elektrowni wiatrowych. Jednocześnie w prawo veta wyposażono np. gminy. A te skrzętnie z przyznanego prawa skorzystały. Powody są oczywiste.

Wielu mieszkańcom małych miejscowości, w szczególności nadmorskich, często bardziej zależy na utrzymaniu rynkowej wartości swoich nieruchomości niż na sąsiedztwie buczących turbin wiatrowych. Wydaje się, że rządzący wyraźnie zlekceważyli zakorzenione w Szwedach przywiązanie do życia blisko nienaruszonej natury. Pięknie zostało ono wyrażone w słowach pierwszej zwrotki utworu Ulfa Lundella, często nazywanym drugim szwedzkim hymnem:

„Najbardziej lubię otwarte krajobrazy, i mieszkać chcę blisko morza
Kilka miesięcy w roku, tak by dusza mogła odpocząć
Najbardziej lubię otwarte przestrzenie, gdzie wiatr wieje
Gdzie skowronki unoszą się wysoko na niebie i śpiewają cudownie”.

W Szwecji istnieje obecnie co najmniej kilkanaście stowarzyszeń i komitetów protestacyjnych zrzeszających tysiące przeciwników elektrowni wiatrowych. Są solą w oku rządzących. Odpowiedzią na protesty jest system zachęt, a jak twierdzą przeciwnicy turbin wiatrowych - korumpowanie niesfornych samorządów.

Parę miesięcy temu minister klimatu i środowiska Annika Strandhäll zapowiedziała, że rząd nagrodzi gminy, na których terenie, staną wiatraki, poprzez sfinansowanie z budżetu państwa takich inwestycji, jak budowa boisk sportowych czy miejskich pływalni.

Światełko w tunelu czy polityczna gra

Szwedzka Socjaldemokratyczna Partia Robotnicza, jako najważniejsza siła polityczna w kraju, dążąca do utrzymania władzy za wszelką cenę, zabezpieczyła się jednak na wypadek możliwości niewywiązania się z obietnic transformacji klimatycznej opartej na odnawialnych źródłach energii. „Nie wykluczamy osiągnięcia nowego porozumienie w sprawie polityki energetycznej, zabezpieczającego dostawy energii dla Szwecji w najbliższej przyszłości”, mówił pod koniec czerwca minister energii Khashayar Farmanbar. Polecono również ocenić koncepcję budowy małych modułowych elektrowni jądrowych. Część szwedzkich publicystów uważa deklarację nowego otwarcia w toczącej się kampanii jako tani chwyt wyborczy. W przypadku gdy Zieloni (obecny koalicjant rządu premier M. Andersson) nie przekroczą progu wyborczego, może się zdarzyć, że energetyka jądrowa stanowić będzie oś porozumienia z centroprawicowym koalicjantem przyszłego rządu. Odpowiedzi na te pytania poznamy po wyborach do Riksadagu, które odbędą się już 11 września.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński