Zagłębie Lubin pokonało Stal Mielec i wyprzedziło Pogoń w tabeli. Portowcy potrzebowali niespodzianki w spotkaniu z Azotami, ale trudno o nią, gdy kadra liczy tylko dziesięciu zawodników, w tym dwóch bramkarzy.
Szczeciński zespół powalczył jednak, tym bardziej, że rywale wydawali się rozkojarzeni. Już tydzień temu zapewnili sobie co najmniej trzecie miejsce przed play off, a w środę grają u siebie z liderem z Kielc. Chcąc oszczędzić siły na hit, przez 45 minut nie mogli odskoczyć Pogoni, która solidnie radziła sobie w obronie.
Nadzieja na niespodziankę umarła w 39. minucie. Patryk Walczak dwoma wyciągniętymi rękami zaatakował rzucającego Michała Kubisztala. Rozgrywający Azotów runął na parkiet, a sędziowie nie mieli wątpliwości i pokazali obrotowemu Pogoni czerwoną kartkę. Ich decyzja wzbudziła sporo kontrowersji, choć zdania na temat jej słuszności są podzielone. Nie ma jednak wątpliwości, że był to moment przełomowy w meczu.
- W obronie wypadliśmy z rytmu - przyznał Mateusz Zaremba, rozgrywający Pogoni. - Robiliśmy, co mogliśmy, ale Azoty miały ten komfort, że rotowały składem. Rywale po naszej stracie w ataku wyprowadzali kontry, a u nas tego bardzo brakowało.
Obaj skrzydłowi Pogoni w całym meczu nie zdobyli bramki, a ciężar gry spoczywał na bombardierach z drugiej linii, którzy z każdą minutą mieli coraz większe problemy z celnością.
- Pogoń ma dobrych zawodników, ale wyraźnie zabrakło im sił, a my to wykorzystaliśmy, bo mamy szerszą ławkę - podsumował Rafał Przybylski, rozgrywający Azotów, rodowity szczecinianin.
W następnej kolejce Pogoń gra na wyjeździe z ostatnim w tabeli Śląskiem Wrocław.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?