Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Świnoujście: Protest pracowników morskich służb ratowniczych

Anna Starosta
- Nie wszyscy należymy do związku zawodowego, ale w pełni popieramy postulaty - mówią (na zdjęciu od lewej) Krystian Sarna, Dariusz Zembroń, Maciej Wojdylewski i kpt. Zbigniew Rygorowicz.
- Nie wszyscy należymy do związku zawodowego, ale w pełni popieramy postulaty - mówią (na zdjęciu od lewej) Krystian Sarna, Dariusz Zembroń, Maciej Wojdylewski i kpt. Zbigniew Rygorowicz.
Około 1,6 złotych na godzinę zarabia marynarz z 20-letnim stażem pracy! 2 tysiące z kawałkiem na miesiąc mają oficerowie. Tak wyglądają zarobki pracowników Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa (SAR).

Z powodu niewiarygodnie niskich zarobków odchodzi z pracy wielu wykwalifikowanych pracowników. Za chwilę może się okazać, że nie ma pełnych obsad statków ratowniczych.

- W najlepszym przypadku, że będą na nich pracować ludzie, którzy nie są dobrze przygotowani - mówi kpt. Zbigniew Rygorowicz, który dowodzi jednostką "Cyklon". - Nie wyobrażam sobie akcji ratowniczej w takiej sytuacji.

Dlatego związek zawodowy "Solidarność" zdecydował się wczoraj na zorganizowanie pikiety w Kołobrzegu, gdzie odbywały się uroczystości związanie z Europejskim Dniem Morza. Przyjechała na nie delegacja rządowa.

- Musieliśmy wybrać takie działanie, ponieważ rząd nie odpowiada na nasze wnioski, postulaty - tłumaczy przewodniczący związku Marian Kumiszcza, który jest kapitanem statku "Czesław II". - Nie było więc wyboru. Należało nagłośnić sprawę. Może dzięki takim akcjom władze zobaczą, jak wyglądają problemy służby ratowniczej.

Działacze Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Oficerów i Marynarzy tłumaczą, że są w trakcie negocjacji z rządem. Dlatego nie mogli przystąpić do pikiety. Jak mówią jednak, wciąż są zwodzeni. Jeśli władza nie przedstawi im żadnych konkretów, to zerwą rozmowy i też będą protestować.

- Nie robimy tego tylko dla siebie - mówią. - Przecież jeśli nie będzie sprawna służba ratownicza na morzu, to grozi to katastrofalnymi skutkami dla wszystkich: rybaków, załóg i pasażerów promów, jachtów pełnomorskich itp.

Młodzi ludzie po skończeniu studiów na Wyższej Szkole Morskiej i zrobieniu wszystkich potrzebnych uprawnień, wybierają pracę na statkach handlowych, gdzie zarobki kilkukrotnie przekraczają pensje w SAR.

- Wielu wyjeżdża za granicę - mówi jeden z marynarzy. - Jak słyszymy ile zarabiają nasi koledzy w sąsiednich Niemczech, za tę samą pracę, to aż się wierzyć nie chce.
Kapitan Zbigniew Rygorowicz mówi, że od czasu jak utworzono w 2002 roku SAR z Polskiego Ratownictwa Okrętowego, jest coraz gorzej.

- PRO zostało firmą usługową, nam obiecywano, że będziemy mieli możliwość brania bezpłatnych urlopów, aby dorobić pracując na holownikach - mówią członkowie załogi jednego ze statków ratowniczych. Nie mamy na to szans. Przy takich brakach kadrowych, nikt nie da nam urlopu.

Załogi na jednostkach ratowniczych pracują non-stop przez pół miesiąca. Potem mają 2 tygodnie wolnego.

Inspektorzy w centrach dowodzenia trzymają służbę przez 12 godzin na dobę. Ich pensja, jak mówią, też daleko odbiega od średniej krajowej.

- Praca w SAR to służba, jak pogotowie czy straż pożarna - mówi inspektor Jacek Szyszka. - Cały czas jesteśmy w dyspozycji, w czasie akcji ratowniczych koordynujemy działania jednostek. Ludzie, którzy tu pracują muszą mieć spore umiejętności. Młodych skutecznie odstraszają zarobki.

Ostatecznie do służby zgłaszają się na przykład emeryci wojskowi. Jak mówią oficerowie SAR, jeśli mają wieloletnie doświadczenie w pracy na okrętach, to dobrze.

- Gorzej jak dość szybko z jednostek przenieśli się do biura - mówią.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński