Dantejskie sceny rozegrały się wczoraj pod bazą ratowników w Rewalu. Odpowiedzialni za pilnowanie plaż podnieśli alarm, bo ich zdaniem Sanepid wyrzucił ich z bazy. Noc spędzili w prowizorycznym szałasie nad brzegiem morza.
- Po wczorajszej kontroli Sanepidu otrzymaliśmy mnóstwo rygorystycznych nakazów. Inspekcja zarzuciła nam, że w kuchni urządziliśmy stołówkę i przygotowujemy posiłki dla 30 osób. To kompletna bzdura - mówił Krzysztof Olkuszewski, szef firmy zabezpieczającej miejscowe plaże.
Według jego relacji nic takiego nie miało miejsca. Tłumaczył, że w małej kuchni ratownicy jedynie podgrzewają sobie jedzenie i szykują kanapki. Dlatego wraz z innymi ratownikami poprosił gminę o pomoc.
Na jaw wyszła bowiem jeszcze jedna sprawa. Choć w protokóle pokontrolnym nie było o tym mowy, ratownicy twierdzili, że inspektorzy zabronili im nocowania na bazie.
- Dlatego spaliśmy w szałasie. Składaliśmy przecież przysięgę, że będziemy stać na straży bezpieczeństwa ludzi. Tylko z tego miejsca w Rewalu jesteśmy w stanie w ciągu kilku minut dotrzeć do wzywającego ratunku. Jesteśmy ochotnikami i żaden urzędniczy papier nie zabroni mi służby - mówił
Tomasz Łuński, ratownik z kilkudziesięcioletnim stażem pracy.
To właśnie on w akcie desperacji położył się na drodze, gdy na kolejną kontrolę przyjechali inspektorzy z Gryfic.
Pracownicy Sanepidu, gdy zobaczyli, że brama zabarykadowana jest samochodem, natychmiast próbowali odjechać.
- Zostańcie. Postawiliśmy ten samochód bo baliśmy się, że ktoś będzie chciał wyciągnąć nas stąd siłą. Skoro już jesteście to chcemy się w końcu dowiedzieć dlaczego nas stąd wyrzucacie - wołał zdesperowany ratownik.
Inspektorzy najpierw rozmawiać nie chcieli. Po namowach zdecydowali się jednak wejść na teren bazy.
Tam stwierdzili, że ratowników z bazy nie wyrzucali i o żadnych decyzjach w sprawie zakwaterowania nie było mowy. Przeczy temu meil, który tuż po kontroli dotarł do reportera Głosu.
Na pytanie dlaczego rewalscy ratownicy dostali nakaz opuszczenia bazy, otrzymaliśmy odpowiedź: Podczas czynności kontrolnych przeprowadzonych w dniu 3.08.2011 roku, ustalono z kierownikiem bazy ratowników WOPR w Rewalu, że zostanie zlikwidowane zakwaterowanie w domku campingowym - napisała Beata Soja z Powiatowej Stacji Sanitarno - Epidemiologicznej w Gryficach.
W związku z wieloma nieścisłościami związanymi z kontrolą, gmina Rewal zobowiązała się udzielić ratownikom prawniczego wsparcia.
- Nasz prawnik natychmiast przejrzy wszystkie dokumenty i zajmie się sprawą - obiecywała Wioletta Brzezińska, sekretarz gminy Rewal.
Interwencję podjął także przedstawiciel Zarządu Wojewódzkiego WOPR w Katowicach.
- Firma, która świadczy usługi w Rewalu należy do śląskich struktur WOPR-u. Dlatego sprawdzimy całą sprawę pod względem formalno - prawnym. Niewykluczone, że jeśli dopatrzymy się błędów, skierujemy sprawę do prokuratury - zapowiedział Sławomir Dębski.
Ratownicy twierdzą, że nadal są w kropce. Na bazie w Rewalu przebywa bowiem tak zwana grupa dowodzenia. Dziewięć osób po godzinie 18 pełni ochotniczą służbę, nad którą pieczę sprawuje Centrum Koordynacji Ratownictwa Wodnego. I to właśnie oni w każdej chwili są gotowi spieszyć ludziom z pomocą poprzez wprowadzony niedawno system alarmowego telefonu 601 100 100 begin_of_the_skype_highlighting 601 100 100 end_of_the_skype_highlighting.
- Gdybyśmy wyjechali z rewalskiej bazy, musielibyśmy zrezygnować z całodobowych dyżurów. A wtedy o bezpieczeństwie na plaży można tylko pomarzyć - twierdzą woprowcy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?