Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po śmierci Angeliki boją się przechodzić przez drogę

Andrzej Kordylasiński, 8 grudnia 2006 r.
Dziewczyna szła od koleżanki do domu i wpadł na nią rozpędzony samochód. W Granicznej, gdzie zginęła, ludzie nie mogą spokojnie przechodzić przez drogę, bo nadal nie ma tam żadnych znaków ograniczających prędkość. Zdaniem fachowców, to właśnie brak ograniczeń na przechodzącej przez środek wsi ruchliwej wojewódzkiej drodze był przyczyną drugiego już śmiertelnego wypadku w czterech ostatnich miesiącach.

Pogrzeb 16-letniej Angeliki Mazurkiewicz odbył się w środę w Chojnie. Przybyli koledzy i koleżanki ze szkoły i Granicznej - miejscowości, w której mieszkała (niedaleko Chojny). Wśród mieszkańców wrze. Domagają się zmiany organizacji ruchu tak, aby przestali bać się przechodzić przez ulicę. Cztery miesiące temu, tuż obok miejsca ostatniego nieszczęśliwego wypadku, śmiertelnie potrącona została rowerzystka. Wieczorem kierowcy zwalniają.

W miejscu, gdzie leżała ciężko ranna Angelika pali się mnóstwo lampek. Często stoją tam małe grupki osób. To głównie koleżanki, koledzy i rodzina zmarłej po kilku dniach w wyniku obrażeń Angeliki. Dziewczyna chodziła do gimnazjum w Chojnie. Teraz tam panuje żałoba. Swojej koleżance poświęcili gazetkę oraz rozmowy i lekcje wychowawcze. Tłumnie przyszli na pogrzeb koleżanki.

- Straszne jest to, co ją spotkało. A taka była zawsze wesoła... - mówi zapłakana Ania, koleżanka Angeliki.

Feralnego dnia

Była niedziela, 26 listopada br. Angelika Mazurkiewicz z Granicznej poszła do sąsiedniego bloku oddać koleżance wcześniej pożyczoną książkę. Było to ok. godziny 17. O tej porze jest już ciemno. Droga wojewódzka przez Graniczną przechodzi przez środek wsi, tuż koło bloków mieszkalnych. Gimnazjalistka została potrącona przez mercedesa, gdy znajdowała się już po drugiej stronie szosy wojewódzkiej i podążała do domu. Ubrana była w białą kurtkę. Na przystanku, obok bloków, z kolegami rozmawiała jej siostra Marta.

- Widziałam ją idącą po pasach i zniknęła mi z oczu. Nagle usłyszałam jak samochód hamuje. Usłyszałam huk... Początkowo stałam jak wryta. Nie wiedziałam co mam robić! Widziałam tylko jak z samochodu wysiada dziewczyna - opowiada Marta Mazurkiewicz.

Pierwszy do rannej dobiegł chłopak Angeliki. - Czekałem na Angelikę na bocznej drodze do wsi. Chwilę wcześniej wychodząc z bloku jeszcze mi oddzwoniła na komórkę: "Już kochanie idę". Kiedy usłyszałem huk, widziałem jak uniosła się w górę, niby wiatrak kręciła się w powietrzu i kilkanaście metrów dalej spadła na pobocze. Podbiegłem do niej. Była nieprzytomna. Oddech miała nierówny i ciężki, tętno w miarę normalne. Prawą nogę miała nienaturalnie wywiniętą na biodro, a na głowie guz wielkości jajka. Zaczęła krztusić się krwią - to głowę odchyliłem jej na bok. Cały czas była nieprzytomna... - opowiada Mirosław Jeremicz.

Poinformowali, że zmarła

Po około 10 minutach przyjechało pogotowie z Chojny. Pomoc medyczna zastanawiała się jak ją położyć na nosze, aby nie spowodować dodatkowych urazów. Dziewczynę w stanie ciężkim odwieziono do szpitala. Według świadków, ratownicy początkowo mówili coś o helikopterze, ale ranną zawieźli karetką do Gryfina. Tam podjęto decyzję, że przetransportują poszkodowaną do szpitala w Szczecinie przy Unii Lubelskiej, gdzie podjęto się reanimowania gimnazjalistki. Na miejsce zdarzenia przyjechała policja. Do prowadzenia mercedesa z niemiecką rejestracją przyznał się 38-letni mężczyzna. Odwieziono go na pobranie krwi do Chojny. Po kilku minutach wrócił, wsiadł do samochodu i odjechał z miejsca wypadku.

Angelice zrobiono operację. Podłączono ją do respiratora. Lekarze stwierdzili obumarcie mózgu. Po trzech dniach, w środę, do państwa Mazurkiewiczów zadzwonił telefon ze szpitala.

- Lekarz przedstawił się. Zapytał z kim rozmawia i powiedział: "Angelika o godz. 16.35 zmarła" i... się rozłączył - opowiada Zbigniew Mazurkiewicz, ojciec Angeliki.

Wiedzą, że niebezpiecznie

Drogę od strony Chojny, jak i od strony Gryfina do Granicznej, kierowcy określają: idealna. Z jednej i z drugiej strony jest z górki. Przed miejscowością nie ma znaku ograniczającego prędkość, jest tylko zielona tablica informująca, że to miejscowość.

- Co chwilę dochodzi tutaj do potrąceń, stłuczek, a przystanek to nawet zmiotło. Po ostatnich śmiertelnych wypadkach strach przechodzić przez tę drogę - mówi Wiesław Foremny, mieszkaniec Granicznej, z zawodu kierowca.

O tym, że jest tam niebezpiecznie wiedzą już drogowcy.

- Jest to odcinek, gdzie kierowcy szybo jeżdżą szczególnie od strony Lisiego Pola. Natomiast od strony Chojny mieszkańcy często chodzą pieszo, a tam nie ma pobocza. Wiem, że w Granicznej ludzie boją się przechodzić na drugą stronę jezdni. Uważam, że wieczorem miejscowość nie jest dobrze oświetlona. Coś trzeba tam zmienić, ale to droga wojewódzka - mówi Krzysztof Ziętek, kierownik, Rejonu Dróg w Chojnie.

Świadomość powagi sytuacji mają zarządcy drogi.

- Nieszczęściem tej miejscowości jest to, że znajduje się przy drodze, gdzie jest duże natężenie ruchu. Stan szosy jest dobry, to odcinek prosty, miejscowość leży w dołku, jest widoczna jak na dłoni. Przejście dla pieszych prawidłowo wydzielono, a to ostatnie zdarzenie właśnie tam miało miejsce. W tej sytuacji prawdopodobną przyczyną mogła być nadmierna prędkość poruszającego się po tej drodze pojazdu - mówi Kazimierz Matecki, zastępca dyrektora Generalnej Dyrekcji Dróg Państwowych i Autostrad w Szczecinie.

To, że Graniczna jest niebezpiecznym miejscem, potwierdza też nauczycielka z pobliskiej szkoły podstawowej w Lisim Polu.

- Tam nadal jest niebezpiecznie. Mimo że w szkole tłumaczy się dzieciom o zagrożeniu, to one bawią się lub przebywają w pobliżu tej drogi. Nie ma tam żadnej świetlicy, żadnego miejsca, gdzie mogłyby się spotykać - uważa Izabela Jędruszkiewicz.

Policja zamierza usytuować tam posterunek radarowy. Konkretne zamierzenia ma też dyrekcja dróg w Szczecinie.

- Trzeba będzie wybudować element spowalniający ruch, ale tego nie da się zrobić w ciągu miesiąca czy dwóch. Zrobimy dokumentację na wybudowanie na początku i końcu miejscowości wysepki na środku drogi, tak aby jadący kierowca musiał zwolnić i zjechać ze swojego toru, by ominąć tę przeszkodę. Zdarzenie, do jakiego doszło, jest dodatkowym sygnałem, aby się tym miejscem szczególnie zająć. Teraz skierujemy pismo do policji o postawienie znaku obszaru zabudowanego i wtedy kierowcy będą musieli zwalniać do 50 km na godzinę. Możemy to załatwić w ciągu miesiąca - zapowiada dyr. Matecki.

- Śmierć mojej córki nie może pójść na marne. Niech wreszcie ktoś coś zrobi abyśmy nie bali się tutaj samochodów! - mówi zrozpaczona Dorota Mazurkiewicz, matka Angeliki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński