Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie damy się zarżnąć!

Grzegorz Drążek, 16 grudnia 2005 r.
Edmund Pawłowski jest przekonany, że przewozy w stargardzkim PKS można uratować.
Edmund Pawłowski jest przekonany, że przewozy w stargardzkim PKS można uratować. Grzegorz Drążek
Przedsiębiorstwo Komunikacji Samochodowej w Stargardzie może niebawem przestać wozić pasażerów. Dworzec przy ulicy Szczecińskiej może zostać sprzedany. Podobnie jak należący do PKS spory kawałek ziemi przy ulicy Gdańskiej.

Pracę może stracić około stu kierowców tej firmy. A stargardzianie mogą mieć kolejny market w Stargardzie. Tak przynajmniej uważają pracownicy stargardzkiego PKS, którzy rozpoczęli batalię o przetrwanie. Swoje i firmy.

Pracownicy PKS w Stargardzie, zrzeszeni w Zakładowej Radzie Kierowców, obawiają się, że dni tej firmy są policzone. Ich zdaniem, świadczyć o tym ma likwidacja kolejnych kursów.

- Tłumaczy się nam, że te wszystkie likwidacje są konieczne, bo małe firmy wożą ludzi po wioskach taniej i nie można z nimi konkurować - mówi Edmund Pawłowski, przewodniczący Zakładowej Rady Kierowców w stargardzkim PKS. - My uważamy inaczej. Można konkurować, tylko że dyrekcja nie chce tego robić. Firma nic nie robi, żeby przyciągnąć do siebie pasażerów. Tylko dzięki staraniom kierowców wprowadzono ulgi na trasie do Szczecina. Dlaczego jednak nie robi się tego w większym zakresie?

Kierowcy stargardzkiego PKS uważają, że dyrekcji firmy nie zależy na prowadzeniu przewozów. Ich zdaniem, właściciele zamierzają zarabiać w inny sposób.

- PKS w Stargardzie ma bazę, na której może zarabiać pieniądze - uważają kierowcy. - Jest bardzo dobrze wyposażona stacja diagnostyczna, jest stacja paliw, są działki, które można sprzedać i nieźle na tym zarobić. O takich sprawach mówi się w przedsiębiorstwie, a nie o tym, że trzeba konkurować z małymi firmami wożącymi busami ludzi po okolicznych miejscowościach. Szefów firmy te przewozy najwidoczniej nie interesują.

Szesnastu do zwolnienia

W stargardzkim PKS pracuje około stu kierowców. Ostatnie decyzje w firmie mają pozbawić pracy kilkunastu z nich.

- Wyliczono, że po ostatniej likwidacji kursów, pracy nie ma w firmie dla szesnastu kierowców - mówią pracownicy PKS w Stargardzie. - Czyli szesnaście osób może szykować się do odejścia. Niebawem będzie zapewne kolejne obcinanie kursów i będą następne zwolnienia. Aż całkowicie firma przestanie wozić ludzi.
Kierowcy uważają, że od dłuższego czasu szykowana jest likwidacja przewozów.

- Systematycznie znikają przewozy, a my od czterech lat nie mieliśmy podwyżki - mówią kierowcy. - Ucięto nam po 20-30 procent zarobków. Nasze zarobki uzależnione są przecież od liczby kursów. A jak likwiduje się kursy, to my mniej zarabiamy.

Kierowca z 20-letnim stażem zarabia w stargardzkim PKS około 1300 złotych na rękę. Nowy pracownik dostaje 700-900 złotych.

Zapowiadają strajk

Związkowcy wystąpili z postulatami do dyrekcji firmy. Chcą między innymi dowiedzieć się, w jakiej kondycji finansowej jest stargardzki PKS, poznać kulisy sprzedaży ośrodka wczasowego w Łebie, rozwiązania związku zawodowego administracji, zakupu autobusów. Zaapelowali do prezesa o podwyżkę i środki czystości na stargardzkim dworcu PKS.

- Przygotowałem odpowiedź na postulaty związkowców - mówi Mirosław Matysiak, prezes PKS w Stargardzie. - Kilka z nich spełnimy. Pracownicy dostaną premię kwartalną, około 200 złotych.

Oprócz obiecanej premii na stargardzkim dworcu pojawiło się już mydło. Związkowcy nie są jednak usatysfakcjonowani.

- O jakiej premii mowa? Kierowcy apelują o podwyżkę pensji - mówią. - A co z innymi sprawami? Ośrodek w Łebie został sprzedany, a pracownicy nie dostali ani złotówki. Co się stało z tymi pieniędzmi? Jeżeli nasze postulaty nie będą spełnione to będziemy strajkować.

Prezes stargardzkiego PKS ma krótką odpowiedź na takie plany.

- Pozwalniam wszystkich, którzy nie będą chcieli pracować - mówi Mirosław Matysiak. - To nie jest firma państwowa, a prywatna i mogę tak zrobić.

- To jest próba zastraszenia nas - odpowiada Edmund Pawłowski. - Nie ugniemy się pod takim naciskiem. Chcemy wyjaśnienia sytuacji stargardzkiego PKS.

W Zakładowej Radzie Kierowców, której przewodniczy Edmund Pawłowski i która wchodzi w skład Związków Zawodowych Kierowców w Polsce, jest obecnie 53 pracowników stargardzkiego PKS.

- Trzy kolejne osoby chcą do nas przystąpić - mówi Edmund Pawłowski. - Chcemy walczyć o tę firmę. Bo jak tego nie zrobimy, to jeszcze trochę i PKS nie będzie woził ludzi.

Może jakiś market?

Stargardzki PKS jest właścicielem kilku działek w mieście. Między innymi sporego kawałka ziemi przy ulicy Gdańskiej. Związkowcy uważają, że ma być sprzedany jakiejś sieci handlowej.

- Mamy już przykład, że właściciele firmy podobną transakcję przeprowadzili - mówią kierowcy. - Dlaczego niby nie mieliby kolejny raz tego zrobić? Stargardzki PKS jest właścicielem terenu dworca w Choszcznie. Część została sprzedana i będzie tam sklep. Teraz obawiamy się, że to samo będzie przy ulicy Gdańskiej.

Związkowcy stargardzkiego PKS szukają pomocy u wojewody. W piśmie do niego zwrócili uwagę na to, że firma przez ostatnie cztery lata kupiła tylko dwa autobusy, których zakup refundowany był przez Unię Europejską. Że pozostałe autobusy mają po kilkanaście lat. Związkowcy uważają, że prezes firmy celowo obniża dochody przedsiębiorstwa poprzez przerywanie dalekobieżnych kursów, zmianę godzin odjazdów autobusów na tych kursach, które przynosiły zyski, zawieszanie niektórych kursów i nieproponowanie niczego w zamian.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński