Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nabici w "Redę"

Hanka Lachowska, 12 sierpnia 2002 r.
- Ani naszych pieniędzy, ani tych z kredytu nie starczyło na dokończenie inwestycji - mówi jden z lokatorów, Bogumił Mazur, wskazując na niedokończone klatki.
- Ani naszych pieniędzy, ani tych z kredytu nie starczyło na dokończenie inwestycji - mówi jden z lokatorów, Bogumił Mazur, wskazując na niedokończone klatki. Hanka Lachowska
Dopiero po kilku miesiącach od wprowadzenia się lokatorzy domu Spółdzielni Mieszkaniowej "Reda" przy ul. Książąt Pomorskich w Miedzyzdrojach dowiedzieli się, że ich mieszkania są obciążone długami. Dziś do ich drzwi pukają wierzyciele i domagają się zwrotu pieniędzy.

- Rzeczywiście spółdzielnia zbankrutowała - przyznaje jej prezes Jerzy Neukampf - Ale to niemożliwe, aby ktokolwiek z nabywców nie wiedział o kredycie.
Spółdzielnia "Reda" w Międzyzdrojach powstała w 1995 roku. Wśród założycieli był obecny radny miasta Jerzy Neukampf i jego znajomy. Obaj zostali prezesami. Wśród lokatorów sporą grupę stanowią obywatele Niemiec i Szwecji.

Nie wiedzieli o kredycie

- Czuję się wykorzystany i oszukany - mówi jeden z lokatorów, pan Grzegorz - Przyjeżdżałem ze Szwecji, płaciłem i w dobrej wierze wracałem z powrotem. Teraz wiem, że prezesom spółdzielni chodziło tylko o moje pieniądze.
- Metr mieszkania kosztował ponad 1700 marek niemieckich. Zapłaciliśmy. A teraz nie wiemy, czy te mieszkania kiedykolwiek będą naszą własnością - skarży się Bogumił Mazur, mieszkaniec bloku.
Mieszkający na stałe w Szwecji pan Grzegorz twierdzi, że kupując mieszkanie nie wiedział, iż spółdzielnia zaciągnęła w BIG Banku prawie 3 mln kredytu na dokończenie inwestycji.
- Nawet gdy u notariusza podpisywaliśmy akt notarialny, nie padło ani jedno słowo o kredycie - mówi pan Grzegorz - Wierzyłem więc, że mieszkanie jest "czyste". Takich, jak ja jest więcej.

To nagonka - twierdzi prezes

- To po prostu niemożliwe - ripostuje Jerzy Naukampf - Ci, co się skarżą, mają mieszkania i podpisane umowy. Moim zdaniem to jest zwykła nagonka na moją osobę, przed zbliżającymi się wyborami do samorządu. Robiona przez innych z wykorzystaniem mieszkańców. Oczywiście w tej sytuacji nie mam prawa podejmować próby startu w tych wyborach, choć przyznaję, że takie propozycje otrzymywałem od różnych ugrupowań i stowarzyszeń.
Niektórzy o bankowym kredycie dowiedzieli się, jak twierdzą, dopiero w 2000 roku, gdy już mieszkali w budynku.
- Gdy bank zażądał spłaty, prezes Neukampf na spotkaniu z lokatorami przyznał, że spółdzielnia ma długi - mówi pan Grzegorz - Powiedział też, że lepiej, abyśmy je spłacili, bo w przeciwnym razie stracimy swoje pieniądze.
- Obiecałem, że jak sprzedam inwestycję, to im oddam te pieniądze - tłumaczy prezes Neukampf - Niestety, do tej pory nie znalazłem chętnego. Najprawdopodobniej skończy się to tak, że po prostu mieszkania będą droższe o te kilkanaście tysięcy złotych, które ludzie zapłacili za kredyt.
Lokatorów bulwersuje także fakt, że - jak twierdzą - hipoteką nie są obciążone mieszkania obu prezesów. - Wyłączyli je po prostu ze struktur spółdzielni - mówi pan Grzegorz.
- To jest technicznie niemożliwe - odpowiada prezes Neukampf - Biorąc kredyt podpisałem weksle na cały mój majątek. Moje mieszkanie jest w rękach banku.

Wierzyciele pukają do drzwi

Prezesi spółdzielni - jak twierdzą nabywcy mieszkań - pieniądze pożyczali nie tylko od banku. - Dziś wierzyciele pukają do naszych drzwi i każą sobie zwracać długi - mówią - Jeden z nich żąda ode mnie 50 tys. złotych plus odsetki! Do tego dochodzą jeszcze zobowiązania wobec firm, które budowały ten dom, a którym prezesi dotąd nie zapłacili za wykonaną pracę.
Jerzy Neukampf twierdzi, że przed taka sytuacją ostrzegał nabywców. - Gdy sytuacja spółdzielni zaczęła być zła, prosiłem ludzi, aby, jak najszybciej podpisywali umowy końcowe. Mówiłem, że później mogą się pojawić się wierzyciele spółdzielni, których trzeba będzie spłacić - mówi. - Niestety, niektórzy mieszkańcy nie posłuchali mnie.
Dziś przyznaje, że tylko właściciele mający podpisane końcowe umowy, mogą spać spokojnie. - Ich interesy są zabezpieczone - twierdzi - Nikt im nie odbierze mieszkań.

Sprawa dla prokuratora

Nie wszyscy jednak wierzą w te zapewnienia. Część lokatorów skierowały sprawę do prokuratury.
- Wpłynęło do nas wiele wniosków w sprawie nieprawidłowości prawnych, oszustwa i działania na szkodę spółdzielni "Reda" przez jej prezesów - przyznaje Sławomir Niśkiewicz, prokurator rejonowy w Świnoujsciu - W tej chwili trwają czynności sprawdzające. Jednak już dziś widać, że będzie to bardzo trudna i skomplikowana sprawa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński