Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na wokandzie pożar koszalińskiego escape roomu. Co się działo u strażaków, gdy doszło do tragedii?

Joanna Krężelewska
Joanna Krężelewska
Na ostatniej rozprawie przesłuchiwany był emerytowany strażak, który przebywał w dyspozytorni, gdy wybuchł pożar. W ostatniej fazie procesu głos zabiorą powołani do sprawy biegli.
Na ostatniej rozprawie przesłuchiwany był emerytowany strażak, który przebywał w dyspozytorni, gdy wybuchł pożar. W ostatniej fazie procesu głos zabiorą powołani do sprawy biegli. Joanna Krężelewska
Strażak-emeryt w dyspozytorni rozmawiał o swoim biznesie z przedstawicielem sieci handlowej. Nie mieli prawa tam być. A jednak byli, gdy wybuchł pożar escape roomu.

- Pewnie pojawi się pytanie, dlaczego w ogóle tam byłem? Nasza praca to służba. Zostawiamy w niej zdrowie fizyczne i psychiczne, spędzamy święta, pierzemy osobistą odzież. Traktujemy pracę jak dom, a siebie jak rodzinę. Nawet na emeryturze. Nie czułem się w dyspozytorni, jako osoba postronna - podkreślił świadek, strażak - emeryt, dziś przedsiębiorca.

- A przedstawiciel handlowy, który z tam panem był? - dopytywała prokurator Małgorzata Sielska.

- Gdyby był sam, nie wszedłby do środka - padła odpowiedź.

Od grudnia ubiegłego roku przed Sądem Okręgowym w Koszalinie toczy się proces w sprawie tragicznego pożaru w koszalińskim escape roomie.

Przypomnijmy, 4 stycznia 2019 roku w pożarze escape roomu przy ul. Piłsudskiego zginęło pięć 15-latek - Karolina, Julia, Wiktoria, Małgorzata i Amelia. Jedyne okno w pomieszczeniu gry Mrok, w którym zamknięto dziewczęta, było zabite deskami i okratowane. Nastolatki nie mogły wydostać się z obiektu - od wewnątrz w drzwiach nie było klamki. Zmarły z powodu zatrucia tlenkiem węgla.

Akt oskarżenia obejmuje 30-letniego Miłosza S., projektanta i organizatora escape roomu; Małgorzatę W., jego babcię, która zarejestrowała działalność; Beatę W., która współprowadziła lokal i pracownika Radosława D. Wszyscy odpowiadają za umyślne stworzenie niebezpieczeństwa wybuchu pożaru i nieumyślne doprowadzenie do śmierci pięciu osób, za co grozi do 8 lat pozbawienia wolności.

We wtorek zeznawał 48-letni emerytowany strażak. W dniu wybuchu pożaru nie pracował już w Państwowej Straży Pożarnej. Był przedsiębiorcą i prowadził sezonową działalność.

- 4 stycznia 2019 roku moja była partnerka była dyspozytorem w Komendzie Miejskiej PSP w Koszalinie. Miałem jej przywieźć dowód rejestracyjny samochodu - opisywał.

- Zadzwonił do mnie przedstawiciel jednej z sieci handlowych i umówiliśmy się na przekazanie dokumentów przed komendą.

Poszliśmy do dyspozytorni, bo na dworze było już szaro.

- Na stanowisku kierowania dzwoniły telefony - wspominał feralny wieczór emeryt.

- Odebrałem jeden z nich, bo wiedziałem, kto dzwoni. To był rzecznik prasowy. Powiedziałem, że teraz funkcjonariuszka nie może rozmawiać - wskazał.

- Czy dyspozytorka zwracała się do pana z prośbą o pomoc w kierowaniu sił i środków do pożaru? - doprecyzowała prokurator Sielska.

- Nie.

Sąd zarządził odtworzenie nagrań zarejestrowanych w dyspozytorni w momencie, gdy przyjmowano zgłoszenie o pożarze. Słychać wyraźnie rozmowę telefoniczną między dwoma mężczyznami. Jeden informuje drugiego: „Cześć Stanisław, na Piłsudskiego jest pożar” - i że zaraz słuchawkę przejmie dyspozytorka. To nie jest rozmowa z rzecznikiem.

- To jest mój głos? To wygląda, jakby był mój głos, ale nie poznaję. Nie kojarzę tej rozmowy - przekonywał emerytowany strażak.

Wątek dotyczący przebiegu samej akcji ratunkowej - ocenę działań służb medycznych i straży pożarnej - prokuratura wyłączyła do odrębnego postępowania.

Śledztwo wciąż trwa. Na tym etapie nikt nie usłyszał zarzutów.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Na wokandzie pożar koszalińskiego escape roomu. Co się działo u strażaków, gdy doszło do tragedii? - Głos Koszaliński

Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński