Moim zdaniem
Moim zdaniem
Marek Rudnicki
Samochód jest własnością Nowakowskiego i on odpowiada za to, gdzie został postawiony. Z drugiej strony policjanci pomagając mu zepchnąć z latarni samochód usytuowali go przed bramą. Obie strony uważają, że mają rację.
Policjanci zepchnęli samochód pod bramę wjazdową do seminarium, co stało się przyczynkiem wielomiesięcznej wymiany pism między Nowakowskim a policją.
- Teraz za ich "dowcip" ja mam płacić tysiąc złotych, a na to mnie nie stać - mówi Henryk Nowakowski. - Pisałem do wszystkich, nawet do komendanta, ale odnoszę wrażenie, że całą winę chcą zrzucić na mnie.
Ustawili auto pod bramą
Do zdarzenia doszło 22 listopada ub. r. około godziny 2 w nocy. Nowakowski, który był przedstawicielem Free Blues Clubu, wracał w nocy do domu. Był przemęczony. W pewnym momencie stracił panowanie nad autem i zahaczył o latarnię stojącą koło seminarium duchownego.
- Przyjechały, jak nigdy do drobnej kolizji, aż dwa radiowozy i laweta - opowiada Nowakowski. - Byłem w drobnym szoku. Gdy spychali mój samochód z latarni zaproponowali, by skorzystać z "ich" lawety. Odmówiłem, bo usługa była bardzo droga. Czy dlatego ustawili samochód przed bramę wjazdową do seminarium?
Świadkiem zdarzenia był Andrzej Szydłowski, dozorca nocny.
Wiedzieli, że nie wolno
Nowakowski umówił się z dozorcą, że poszuka na drugi dzień tańszego warsztatu z lawetą i zabierze samochód. Gdy pojawił się nazajutrz, samochodu już nie było. Policja odholowała go na swój parking przy ul. Białowieskiej.
- Odholowali go, bo blokował wjazd do seminarium - tłumaczy Nowakowski. - Rozumiem, ale to nie ja go tam postawiłem, ale policjanci. Znają prawo i wiedzieli, że nie wolno parkować pojazdów przed wjazdem, ale to zrobili. Teraz twierdzą, że to moja wina, bo ja jestem właścicielem samochodu.
Najpierw trzeba zapłacić
Zaczął pisać pisma z prośbą o oddanie mu samochodu, a przynajmniej rzeczy, które ma w środku. Policja odpowiadała, że odda, ale gdy zapłaci za parkowanie. Niektóre z pism policyjnych brzmią nieco dziwnie. Przykładem odpowiedź ówczesnego Komendanta Miejskiej Policji insp. Waldemara Horodko:
- Pański samochód został zepchnięty na chodnik, ponieważ stwarzał zagrożenie w ruchu drogowym, a jego stan techniczny powstały w wyniku kolizji, nie pozwalał na wybranie innego miejsca.
Policja twierdzi, że nie może oddać samochodu dopóty, dopóki Nowakowski nie zapłaci za parking. Nie może też zwolnić Nowakowskiego z opłat parkingowych, bo to zależy jedynie od decyzji Sądu grodzkiego. Pan Henryk odmawia zapłacenia twierdząc, że nie on ustawił samochód przed bramą wjazdową.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?