Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Męka jak prawdziwa

Maciej Janiak
Skolwińska inscenizacja Męki Pańskiej przeniosła uczestników kilkaset lat wstecz do czasów, kiedy misteria przeżywały swój złoty wiek.
Skolwińska inscenizacja Męki Pańskiej przeniosła uczestników kilkaset lat wstecz do czasów, kiedy misteria przeżywały swój złoty wiek. Marcin Bielecki
Kilkaset osób towarzyszyło Chrystusowi w jego drodze na skolwińską Golgotę. W skupieniu szli od stacji do stacji, modlili się i śpiewali.

Ci, którzy chcieli przeżyć z Jezusem jego mękę, wyruszyli z terenu Domu Kultury "Klub Skolwin" na Golgotę, którą było wzgórze z kościołem pod wezwaniem Chrystusa Króla. Droga wiedzie cały czas pod górę. Na trasie ustawione były kolejne stacje męki, przy nich płonące ogniska i żywe obrazy. Rozbrzmiewała specjalnie skomponowana muzyka, a rytm wybijany na bębnach przez grupę Sambal dopełniał niezwykłego nastroju grozy.

Przypomnieli o tragedii

Sylwetka

Marek Maj, poeta, który wcielił się w rolę Jezusa
- To mój debiut aktorski w roli takiej postaci. Jestem naturszczkiem, nie przygotowywałem się do roli. Nie jest to duża kreacja aktorska. Rola jest ważna ze względu na symbolikę postaci i tego, co ze sobą niesie. Cała pasja wpisuje się wyśmienicie w otoczenie Skolwina. To miejsce jest dla niej naturalne, środowisko bardzo mięsiste, życie bliskie natury. Mam taką wizję, żeby za jakiś czas na tę drogę krzyżową przyjeżdżało pół miasta, choćby ze względu na jej wymiar artystyczny. Drugiego takiego nie ma.

- Nie mieszkam na Skolwinie od kilku lat, ale przyjeżdżam na każdą Drogę Krzyżową - przyznaje pani Monika. - Nie ma drugiej takiej w Szczecinie. To, że wszystko zostało stworzone przez aktorów, nie zmniejsza siły przeżyć religijnych. Wręcz przeciwnie, udział w niej daje silne, prawdziwe emocje.

Szczególne znaczenia dla mieszkańców dzielnicy ma stacja VI, przy której Chrystus spotyka matkę. Na szubienicy łopotała biała sukienka. To nawiązanie do tragicznej śmierci trzynastolatki, która wstrząsnęła dzielnicą i Szczecinem w ubiegłym roku.

- Rok temu, kiedy szedłem w drodze, ta stacja wyglądała bardzo podobnie - przypomina pan Zdzisław, rencista ze Skolwina. - Posępny widok, śmierć i wisielec. To jest chyba najbardziej szczególny z przystanków, bo wszyscy wiedzą, że do czegoś takiego u nas doszło, w tym miejscu męka ma bardzo realny kształt..

Biczowali drewno

Skolwińskie misterium nawiązywało do średniowiecznych inscenizacji. Począwszy od strojów, po rycerzy z Choragwi Ks. Kazimierza V, wszystko było dopasowane do tej konwencji. Chrystusa w scenie finałowej w Zamku Śmierci odgrywała drewniana figura. Tylko przez moment w rolę wcielił się Marek Maj. Dlaczego?

- Na początku Jezus jest biczowany, chciałem, żeby emocje biczujących były prawdziwe, żeby chłosta była zajadła - tłumaczy Wiesław Lewoc, reżyser i dyrektor domu kultury na Skolwinie. - On też symbolizuje nieodkrycie bóstwa w Chrystusie przez ludzi. Kiedy Piłat mówi: - Oto człowiek - wszyscy się śmieją, bo nie widzą człowieka, a tym bardziej Boga.

To była trzecia z kolei artystyczna inscenizacja Drogi Krzyżowej na Skolwinie, ale przygotowana z największym rozmachem. Stworzyło ją 200 aktorów i statystów, chórzystów Uniwersytetu Szczecińskiego, rycerzy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński