Symbolicznego aktu dokonał płk. Jan Podhorski ps. Zygzak, uczestnik Powstania Warszawskiego i żołnierz Narodowych Sił Zbrojnych.
- Pierwszy raz podczas oficjalnej uroczystości padło, że Szczecin swą przynależność do Polski wcale nie zawdzięcza komunistom, a polskiej endecji - cieszył się z tego faktu historyk, Wojciech Lizak.
Marsze niepodległościowe wywoływały dotąd dreszcz emocji, czy nie dojdzie do konfrontacji z ugrupowaniami ze środowisk lewicowych. Tym razem przeciwnicy narodowców nie było. Na placu Orła Białego, skąd wyruszył marsz, pojawiło się bardzo dużo rodzin z biało-czerwonymi chorągiewkami i przypiętymi kotylionami.
Święto Niepodległości. Zobacz, jak dobrze znasz historię! [QUIZ]
- Całe rodziny z dziećmi, najmłodsi, rodzice, najstarsi, to robi wrażenie - powiedział nam Karol Wołek, wiceprezes zarządu głównego Związku Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych, który na marsz szczeciński przyjechał z Lublina. - Pierwszy raz widzę taką jedność pokoleniową. Szczecin może być wzorcem dla całego kraju, jak łączyć się, a nie dzielić.
W kolumnie marszowej, która ruszyła do Bramy Portowej i dalej przez ulicę Bolesława Krzywoustego i aleję Piastów doszła do pl. Szarych Szeregów, uczestniczyły grupy inscenizacyjne, szczecinianie i wiele osób, które przyjechały z okolicy, a nawet z Wielkopolski i lubelskiego.
- Jestem tu, bo to uroczystość polska i mamy niepodległość - powiedział nam rezolutnie mała Agnieszka, która z Polic przyjechała z dziadkami, Blandyną i Zdzisławem Gorący. W ubiegłym roku byli na marszu w Warszawie.
Po drodze skandowano kilka haseł, w tym „Bóg - Honor - Ojczyzna” i to hasło widniało też na niesionej, długiej na kilkadziesiąt metrów białej fladze.
- Lis do Kruka, zwolnić czoło, powtarzam Lis do Kruka...” nadawał do kołnierza jakiś mężczyzna w cywilnym ubraniu idący z boku czoła kolumny. Cały marsz był bardzo dokładnie obstawiony umundurowanymi policjantami, a kolumnę zamykało kilka radiowozów na światłach. Pojawili się też policjanci na koniach.
- Doczekałem się okresu, gdy różne ugrupowania idą ramię w ramię dla dobra Polski - cieszył się kpt. Waldemar Gałuszko, żołnierz AK i NSZ.
- Cieszy mnie, gdy widzę całe rodziny - płk. Jan Podhorski patrzył z dumą na trzy tysięczny pochód i wspominał dzień, gdy był w Szczecinie przed laty, gdy zmarł Stalin. - Idzie ku dobremu, mamy wygrane wybory, mamy czas, gdy zjednoczyliśmy się dla Polski.
Uczestnicy marszu dzielili się wrażeniami. Zauważali, że w tym roku w porównaniu do ubiegłego pojawiło się mniej osób, ale za to przyszli - to stały element pojawiających się uwag - całymi rodzinami.
- Ja myślę, że to dlatego, że wybory pokazały, że nie liczy się internacjonalizm, a naród - uważa Ania Komułga.
- Zmienia się świadomość pokolenia, które dorosło - to opinia Ireny Janik, której ojciec, sierżant Władysław Cymbarewski walczył w 1920 r. z bolszewikami pod Warszawą. - Im tak łatwo już nikt nie wmówi, że jest dobrze. Wiedzą, że muszą zjednoczeni walczyć o polskość i powodzenie Polski.
- Zaproszenie na marsz przyszło ze Światowego Związku Żołnierzy AK i NSZ, a to zobowiązuje - mówi Ewa Kaźmierczak.