Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcin Robak o transferze do Chin: Dobrze, że się nie żegnałem

Łukasz Kasprzyk
Marcin Robak podczas swojego pierwszego treningu po powrocie do Pogoni.
Marcin Robak podczas swojego pierwszego treningu po powrocie do Pogoni.
Rozmowa z Marcinem Robakiem, królem strzelców T-Mobile Ekstraklasy poprzedniego sezonu, który był blisko odejścia do chińskiego klubu Guizhou Renhe. Chińczycy wycofali się z umowy, a napastnik wrócił do Pogoni Szczecin.

- Po powrocie do treningów w Pogoni dziennikarze mówili, że odmawiał pan wywiadów. Tak wkurzyła pana ta sytuacja z chińskim klubem?

- Miałem w pewnym momencie bardzo wiele telefonów. Stwierdziłem, że chcę się wyciszyć i poczekać na rozstrzygnięcie sprawy. Dlatego nie chciałem rozmawiać i powtarzać cały czas tego samego. Sprawa z transferem w pewnym momencie stanęła w miejscu. Nie wiedziałem, co się dalej wydarzy.

- Nie chciał pan zwołać konferencji prasowej i raz wytłumaczyć sytuacji?

- Nie myślałem o tym. Czekałem na rozstrzygnięcie sytuacji. Unikałem rozmów, bo to była naprawdę dziwna sytuacja. Gdyby spojrzeć na moje relacje z dziennikarzami, to nie mam z tym najmniejszych kłopotów. Nie mam problemu z komunikacją.

- Sytuacja z transferem jest najtrudniejszą w pana piłkarskiej karierze?

- Nie, ponieważ nic przez to nie straciłem. Zostałem "tylko" zaskoczony posunięciem ze strony Chińczyków. Pozostał po tym niesmak, bo właściwie wszystko było dograne. Pogoń ogłosiła transfer, a do niego nie doszło. Nie mogłem trenować w okresie przygotowawczym. Czekałem na wyjaśnienie całej sprawy. To na pewno mi nie pomogło przed rozpoczęciem sezonu. Teraz muszę skupić się, na tym, co jest przede mną najważniejsze, czyli znów zdobywać bramki dla Pogoni.

- Pan w ogóle wyjechał do Chin?

- Żeby tam pojechać, trzeba mieć wizę. Wyrobiłem ją trochę później i czekałem na wylot.

- Zdążył się pan chociaż nauczyć w domu "dzień dobry" po chińsku?

- Tak naprawdę za dużo nie czytałem o tym kraju przed wyjazdem, który miał mieć miejsce. Wiedzę na temat klubu, kraju dawał mi Krzysztof Mączyński, który tam gra (były piłkarz Górnika Zabrze - dop. red.). Rozmawiałem z nim dużo przez skype'a.

- Podpisał pan tradycyjny kontrakt piłkarski?

- Były podpisane dokumenty, które dawały do zrozumienia, że po przyjeździe transfer zostanie dokonany, bo oficjalne dokumenty między klubami zostały podpisane. Pogoń miała prawo ogłosić transfer na swojej stronie internetowej. Później wszystkich zaskoczyło zachowanie Chińczyków.

- Pana menadżer kontaktował się z tamtym klubem, czy również pan?

- Są ludzie, którzy są odpowiedzialni za to. Tak też było w tym przypadku. Dostali sygnał, że klub z Chin rezygnuje z transferu.

- Kiedy kwestia transferu się rozstrzygała, pan był w Szczecinie czy w rodzinnym mieście?

- Większość czasu spędziłem w Szczecinie. Trenowałem indywidualnie na Głębokim, czyli tam gdzie zazwyczaj drużyna Pogoni przygotowuje się do sezonu. Przy okazji spotykałem kibiców.

- Nie wierzyli, że to pan.

- Bo dla nich też to było dziwne. Spodziewali się pewnie, że przebywam w Chinach. Mam tutaj wynajęte mieszkanie, więc wszystkie rzeczy miałem pod ręką i czekałem aż podpiszę umowę. Stąd też nie żegnałem się z kibicami na oficjalnej stronie internetowej klubu. Dobrze, że tego nie zrobiłem. Musiałbym się teraz witać.

- W mediach zaczęły pojawiać się informacje o tym, że transfer może się nie udać. Z której strony wypływały informacje do prasy?

- Nie wiem. Nie interesuje mnie to za bardzo. Każdy dziennikarz próbuje otrzymać informacje. Pojawiały się różne wersje w prasie. To jest normalne.

- W swojej historii piłkarskiej przypomina pan sobie artykuł, po przeczytaniu którego myślał pan: "Ale nazmyślali"?

- Też się zdarzały. Niektóre rzeczy są prawdzie, inne prawie prawdziwe, a niektóre w ogóle. Pamiętam, że w niedzielę zadzwonił do mnie jeden z dziennikarzy. Rozmowa została ucięta, sama z siebie. Później czytałem, że kiedy Robak usłyszał, kto dzwoni, to się rozłączył. A przecież to była usterka techniczna.

- Jest pan ponownie w Pogoni, a nie w innym polskim klubie, dlatego że łatwiej było panu zakotwiczyć tu ponownie?

- Przed wjazdem miałem trzyletnią umowę. Myślę w ten sposób, że do transferu po prostu jakby nie doszło, więc chciałem "kontynuować" umowę, którą miałem. Nie miałem powodów, żeby opuszczać Szczecin, bo tutaj dobrze się czuje. Chciałem spróbować żyć w innym świecie. Zobaczyć, jak to wygląda z innej strony. Chciałem wykorzystać okazję, zarobić spore pieniądze i zwiedzić odległy kraj. Pogoń też mogła skorzystać finansowo, ale wyszło jak wyszło. Skupiam się na grze w Pogoni. Sytuacja będzie rozstrzygana przez FIFA. Nie może tak być, że po podpisaniu dokumentów, ktoś sobie może zrobić, co chce.

- Jak przywitali pana koledzy z szatni po powrocie do drużyny?

- Nie było jakiejś dziwnej sytuacji. Dla nich, jako dla zawodników, też nie było to jasne. Każdy z nich, jakby dostał taką ofertę, chciałby spróbować gry. Dla mnie jest niezrozumiałe, że takie sytuacje mają miejsce. Dziwne jest to, że spotkanie z właścicielką klubu odbyło się w Londynie. Kobieta nie przyjeżdżałaby tylko, żeby się spotkać. Do transferu mogło nie dojść, bo mogli chcieć podpisać umowę z innym zawodnikiem. Stwierdziliśmy, że rozstrzygnie to FIFA.

- Z pana strony nikt nie wytłumaczył w nieparlamentarnych słowach Chińczykom, że tak się nie robi?

- W tej sytuacji to by nic nie dało. To jest bogata kobieta. Dla niej takie rzeczy są może normalne. Gdyby ktoś jej tak powiedział, pewnie by się tym nie przejęła. Jeśli będzie musiała zapłacić odszkodowanie, to jej się nic nie stanie.

- W nowym sezonie Pogoń jest bardziej dojrzała, by odnosić sukcesy?

- Trudno to stwierdzić po trzech kolejkach. Początek był dosyć szczęśliwy. Wszyscy wiemy, jak mógłby się skończyć mecz w Bielsku-Białej. Mieliśmy sporo szczęścia. Ze Śląskiem gra wyglądała fajnie, bo to Pogoń prowadziła grę i zdobywała bramki. Trzeba poczekać na kolejne mecze i oceniać drużynę. Pierwsze spotkania, które wygrywaliśmy, na pewno dodają pewności siebie młodym chłopakom.

- Przychodzi pan do szatni Pogoni, a tam coraz młodsi zawodnicy. "Co ja tutaj robię"?

- Zupełnie nie. Tak naprawdę wszędzie są zawodnicy doświadczeni. Bez nich młodzi na pewno by sobie nie poradzili. Grają po to, żeby Pogoń miała z nich korzyść w przyszłości. Jedni się wkomponują w drużynę, inny nie będą mogli się przebić. Zobaczymy w kolejnych meczach, jak piłkarze sobie poradzą, kiedy pojawi się moment, że drużynie nie będzie szło. Na razie każdy chce grać, bo wyniki są. Zawodników poznaje się w trudnych momentach, kiedy będą musieli sobie poradzić z problemami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński