Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ludzie marzą o wielkich wygranych

Wioletta Mordasiewicz
Pan Dariusz ze Stargardu gra w Dużego Lotka regularnie. Zawsze skreśla te same liczby. Nie wie na co przeznaczyłby wielką wygraną. Ale jak mówi, nie miałby kłopotu z jej wydaniem.
Pan Dariusz ze Stargardu gra w Dużego Lotka regularnie. Zawsze skreśla te same liczby. Nie wie na co przeznaczyłby wielką wygraną. Ale jak mówi, nie miałby kłopotu z jej wydaniem. Wioletta Mordasiewicz
Podróż dookoła świata, wspaniały dom, drogi samochód i słodkie nicnierobienie - o tym marzą stargardzianie, którzy grają w gry liczbowe.

Stargardzkie kolektury Toatlizatora Sportowego nie narzekają na brak klientów. Im większa kumulacja, tym więcej osób wysyła kupony. Każda marzy o wielkich pieniądzach.

W powiecie stargardzkim w Dużego Lotka - grę liczbową wprowadzoną przez Totalizator Sportowy w 1957 roku - padły do tej pory dwie kilkumilionowe wygrane.

Pierwszą "szóstkę" trafiła osoba ze Stargardu. Było to 27 marca 2004 roku. Wówczas posiadacz szczęśliwego kuponu zainkasował prawie 3,5 miliona złotych. Spekulacjom, kim jest wybraniec losu, nie było końca. Fakt trafienia wielkiej wygranej w Stargardzie zachęcił innych mieszkańców do wypróbowania swoich szans. Jak mówią osoby prowadzące kolektury, wówczas liczba graczy znacznie wzrosła.

Podobnie było z końcem 2005 roku, kiedy wielki fart miała rodzina z Ińska. Los się do niej uśmiechnął i dał prezent na Boże Narodzenie. W wigilijnym losowaniu mieszkańcy Ińska trafili szóstkę w Dużym Lotku. Wygrana przekroczyła 7 milionów złotych!. W tym niewiele ponad 2-tysięcznym miasteczku przez wiele miesięcy nie mówiło się o niczym innym, tylko o tych, którzy z dnia na dzień stali się posiadaczami fortuny.

Trzeba mieć nadzieję

Choć od czasu wielkich wygranych w powiecie stargardzkim nie przybyło kolejnego milionera, mieszkańcy Stargardu nie omijają obojętnie punktów TS.

- Trzeba dać szansę szczęściu - śmieje się pani Krystyna, którą spotkaliśmy w kolekturze przy ul. Łokietka. - Gram od czasu do czasu w Dużego Lotka. Kupuję zazwyczaj po dwa, trzy zakłady na "chybił trafił". Wcale nie musi być kumulacja. Gram, ale jak dotąd nie udało mi się wygrać większej kwoty. Kilka razy miałam trójkę. A to zaledwie kilkanaście złotych. Ale cały czas czekam, aż uśmiechnie się do mnie los.

- Trzeba próbować - wtóruje jej pan Edward. - Bo niby jak inaczej wygrać?
- I znowu pudło! - denerwuje się pan Mieczysław, starszy pan, który przyszedł sprawdzić czy jego numery tym razem przyniosły szczęście. Nie ufa tym, wybieranym przez maszynę. Skreśla je sam. Wybiera zawsze te same liczby. Wierzy, że w końcu losowanie będzie po jego myśli. Pytany, na co przeznaczy pieniądze, jeśli dostanie najwyższą pulę, odpowiada: - Na wszystko co się da.

"Szóstka" na starówce

Kolektura przy ul. Łokietka jest ponoć w Stargardzie najszczęśliwsza. Tak przynajmniej twierdzi pani Irena, która ją prowadzi. To właśnie u niej padła stargardzka "szóstka".

- U mnie ciągle ktoś wygrywa - mówi z dumą pani Irena. - Jednego roku w Exspres Lotku u mnie były trzy "piątki", w tym dodatkowa wygrana w wysokości 100 tys. zł. Bardzo często ludzie wygrywają u mnie "piątki" w Dużym Lotku. To też spore kwoty, obecnie sięgające ok. 7 tys. zł. Ostatnio taka wygrana padła 21 stycznia. W moim punkcie w zdrapkach też ktoś wylosował najwyższą wygraną. Ta osoba musiała jechać po nią aż do Warszawy. Też gram i to regularnie. Czasem kupuję nawet 10 zakładów. Kiedyś nawet miałam "czwórkę". Oczywiście poluję na "szóstkę".

Do punktu przy ul. Wyszyńskiego w każdą środę i sobotę przychodzi pewien mężczyzna, który każdorazowo wydaje na kupony w Dużym Lotku 400 zł.

- Widać po wyglądzie, że to zamożna osoba - zdradza nam pani Ewelina, pracownik kiosku. - Ale nie ma reguły. Wygrać chce każdy. I biedny i bogatszy, starszy i młodszy. A nawet małe dzieci. Kilka dni temu 3-letnia dziewczynka wylosowała u mnie szczęśliwą zdrapkę. Wygrała 50 zł. Była bardzo szczęśliwa. Część wygranej zainwestowała od razu w kolejne losy. Ja nie gram w totolotka. Jakoś wcale mnie do tego nie ciągnie.

Kolektury wypłacają wygrane do 2 tys. zł. Po większe kwoty trzeba jechać do najbliższego oddziału Totalizatora Sportowego, który znajduje się w Szczecinie.

- To przyjemne uczucie wypłacać komuś wygraną - mówi pani Ula z punktu TS przy ul. Reja. - To bardzo mnie cieszy. Czy jestem zazdrosna, że to nie spotkało mnie? W żadnym razie. Jestem zadowolona chociażby z tego względu, że każda większa wygrana to bardzo dobra promocja dla kolektury. Inni widzą informację na szybie, że komuś się udało. To zachęca ich do odwiedzenia mojego punktu i wysłania kuponów.

Mają swoje metody

Stargardzianie próbują pomagać szczęściu. Robią to na różne sposoby. Chuchają w ręce i na kupony. Jedni raz, inni obowiązkowo trzy. Niektórzy proszą o to panie z kolektur.

Wielu graczy kieruje się swoimi zasadami. Uważają na przykład, że nie wolno wydawać wygranych pieniędzy na kolejne "puszczenie" toto lotka. Koniecznie trzeba wziąć z innej puli. Inni twierdzą, że całość właśnie trzeba zainwestować w nowe kupony. Wtedy ponoć szczęście bardziej sprzyja. Jeszcze inni szukają pomocy w gwiazdach.

- Czytałam dziś swój horoskop i było w nim napisane, że powinnam spróbować zagrać - mówi pani Grażyna. - Jak wygram, to wybuduję sobie dom.

Są tacy, którzy podczas losowania trzymają zaciśnięte kciuki, inni sprawdzają numery dopiero następnego dnia. Żeby nie zapeszyć.
- Co klient, to inna metoda na zaczarowanie kuponów - zgodnie mówią stargardzianie, prowadzący kolektury. Dodają, że i oni chcieliby znaleźć się w skórze pana z reklamy TS i swoim pracodawcom powiedzieć w końcu "Teraz to mi to lotto!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński