Tak było, na przykład, na Małym Jezioraku przy ul. Mickiewicza w Kamieniu. Strażacy otrzymali kilka zgłoszeń o łabędziu przymarzniętym do lodu kilkadziesiąt metrów od brzegu. Pojechali na miejsce. Z odpowiednim zabezpieczeniem i asekuracją próbowali do niego podejść, żeby pomóc i uwolnić z lodu.
- Jednak łabędź nie czekał na ratownika - mówi Daniel Kowaliński z Komendy Powiatowej Straży Pożarnej w Kamieniu. - Zanim nasz człowiek do niego doszedł, poderwał się i odleciał.
Strażacy twierdzą, że przyroda sama reguluje swój rytm. Ale jest też tak, że łabędzie przymarzają głównie z winy ludzi. Turyści, ale i mieszkańcy zapominają, że nad morzem też może być zima, taka z mrozem i śniegiem. W lecie karmią łabędzie dla atrakcji. Zapominają, że robią im tym krzywdę. A zimą oczekują, że my będziemy reagować na każde wezwanie do ptaka.
- Zgodnie z prawami natury łabędzie wraz z bocianami powinny odlecieć do ciepłych krajów - tłumaczy Daniel Kowaliński. - Ale przez to, że ludzie je dokarmiają latem i jesienią u ptaków następuje zahamowanie instynktu i tak zostają w naszym kraju.
Dodaje, że dopóki nie ma takich mrozów, jak były ostatnio, to i nie ma problemu. - Ale gdy akweny zamarzają, zaczynają mieć problem ze znalezieniem pokarmu - mówi Daniel Kowaliński. - Tym bardziej, że im zimniej, tym mniej ludzi je dokarmia.
Najgorzej jest nocą. Daniel Kowaliński przypomina, że przy kilkustopniowym mrozie śpiącym ptakom przymarzają pióra. W tej sytuacji są także łatwym łupem dla dzikiej zwierzyny, głównie lisów.
- Nie pomaga nawet nocowanie ptaków setki metrów od brzegu - twierdzi Daniel Kowaliński. - Zimą dla lisów to żadna przeszkoda. Z kolei te, które śpią w pobliżu ludzkich domów, narażone są na ataki wałęsających się psów.
Zdaniem niektórych, łabędziom mogłoby pomóc wyrąbywanie przerębli przez strażaków. Ci ostatni mówią, że to połowiczne rozwiązanie.
- Jak mróz nie jest duży, to jest to jakieś rozwiązanie - tłumaczą. - Ale przy bardzo niskich temperaturach, woda ponownie szybko zamarza, a do gładkiego lodu pióra łatwiej przymarzają.
Daniel Kowaliński zapewnia, że ten sam problem mieli strażacy na wielkich, mazurskich jeziorach. W końcu we współpracy z ornitologami zostawili przyrodę jej własnemu rytmowi. Teraz reagują tylko wyjątkowo, w miastach, przy nabrzeżach.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?