Pożar wybuchł ok. godz. 8. Kilka minut później pojechały do niego dwa zastępy straży pożarnej. Na miejscu właściwie nie było co gasić, drewniany budynek spłonął doszczętnie. Z nim wyposażenie, m.in. urządzenia gastronomiczne. Straty to ok. 200 - 250 tys. zł.
- Kiedy strażacy przybyli na miejsce, cały drewniany domek stał w ogniu - relacjonuje asp. sztab. Mirosław Siewierski z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej. - Praktycznie można było tylko ugasić pożar, by ocalić sąsiadujące z budynkiem drzewa. Ratować nie było co.
Z wodą do pożaru pojechały kolejne wozy. Strażacy walczyli z ogniem i dwudziestostopniowym mrozem. Z jednej strony grzał ich ogień, na plecach marzła woda. Kurtki i rękawice zamieniały się w skorupy.
Wczoraj na Gubałówce zgliszcza nie odstraszały gości. Przyjeżdżały kolejne autokary z dziećmi, które spędzają tam ferie. Działał wyciąg, lodowisko.
- Wszystko działa normalnie i to najważniejsze. Dzieci przyjeżdżają, bawią się. Potrafimy działać awaryjnie, żeby były fajne ferie - zapewnił Krzysztof Ćwikliński ze spółki Szczecińska Gubałówka. - Problem jest tylko ze zjedzeniem czegoś ciepłego.
Do soboty ma być on rozwiązany, przy pomocy wojskowej garkuchni. Jak szybko będzie to tylko możliwe, stanie nowa bacówka. Ogrzać można się w wypożyczalni łyżew i nart. Wczoraj miał być rozstawiony namiot z lampa grzewczą.
Tuż po pożarze wstępne oględziny strażaków nie wykluczały, że przyczyną pożaru mogło być podpalenie. - Ogień rozprzestrzeniał się równomiernie z dwóch stron - tłumaczy Mirosław Siewierski.
Sprawę natychmiast zaczęła badać policja. - Według wstępnej opinii biegłych z zakresu pożarnictwa, to najprawdopodobniej było podpalenie - potwierdza komisarz Artur Marciniak z Komendy Miejskiej Policji. - Trwa dochodzenie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?