Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kim pani jest dr Barbie?

Mariusz Parkitny
Małgorzta Adamczyk nie boi się reporterskich fleszy.
Małgorzta Adamczyk nie boi się reporterskich fleszy. Marcin Bielecki
Jedni nazywają ją perfekcyjną, pozbawioną skrupułów oszustką. Inni wierzą, że padła ofiarą potwornego spisku.

Po dziesięciu latach ciągle nie wiadomo jaka jest prawda o jednej z najbardziej znanych szczecinianek. Czy poznamy ją kiedykolwiek?

Oto historia Małgorzaty Adamczyk vel. dr Barbie. Kobiety, która zrobiła oszałamiającą karierę w świecie medycyny. Sęk w tym, że według prokuratury nigdy nie była lekarzem, a dyplom Pomorskiej Akademii Medycznej zwyczajnie wyłudziła fałszując podpisy szesnastu profesorów.
- To bzdura. Udowodnię, że tak nie było. Padłam ofiara brudnej gry i chcę oczyścić swoje imię - mówiła w ubiegłym tygodniu. Po ośmiu latach ukrywania się za granicą wróciła do Polski.
Jej ponowny proces zaczął się przed sądem rejonowym w Szczecinie. I od razu doszło sensacji. Adamczyk poprosiła o wgląd do akt sprawy. Chciała zobaczyć karty egzaminacyjne z rzekomo sfałszowanymi podpisami profesorów. To główny dowód w sprawie. Karty zniknęły.
- Zawiadomiliśmy o tym prokuraturę. Niech zbada co się stało z tymi kartami i dlaczego nie ma ich w aktach - mówi mec. Andrzej Marecki, obrońca Małgorzaty Adamczyk.

Piękna choć styl tandetny

Małgorzata Adamczyk urodziła się 46 lat temu w Szczecinie. Jej znajomi mówią, że już jako mała dziewczynka wyróżniała się urodą. W szkole nie miała kłopotów z nauką. Jeszcze przed dwudziestką zaczęła dorabiać sobie jako modelka. Zanim zaczęła studia zwiedziła już całą Europę. W szkole średniej poznała Krzysztofa, jej przyszłego męża. Podobno zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia.

- Ale on wcale nie był w moim typie - wyznała ostatnio Adamczyk.

Mimo wyjątkowej urody miała swój styl ubierania, który jej koleżanki określają jako "tandetny": zamiłowanie do rażących, rzucających się w oczy kolorów, nie zawsze odpowiednio zestawionych. Po latach pozostała mu wierna. W czwartek do sądu przyszła w różowej, wydekoltowanej bluzeczce, różowych skarpetkach i sportowych butach na piętnastocentymetrowym koturnie. Całości dopełniał garnitur w złote prążki i okulary a'la Jennifer Lopez. Gdy dzień później spotkała się z dziennikarzami w tej samej różowej bluzce zaczęła się tłumaczyć, czemu się nie przebrała.
- Przyjechałam do Polski na kilka dni. Jestem tak zalatana, że nie mam czasu i głowy do przebierania. Proszę mi to wybaczyć - mówiła.
Nadal jednak jej uroda robi wrażenie. Twarz ma praktycznie pozbawioną zmarszczek. To podobno cecha rodzinna, którą odziedziczyła po mamie. Sama zapewnia, że nie poprawiała sobie urody operacjami plastycznymi.

Wyróżniająca się studentka

Podczas rozprawy dr. Barbie często konsultowała się ze swoim adwokatem. Do niczego się nie przyznała.
(fot. Marcin Bielecki)

Po raz pierwszy Adamczyk startuje na Pomorską Akademię Medyczną w Szczecinie w 1981r. Nie dostaje się. Rok później zdobywa indeks z najlepszymi ocenami. Na uczelnię zostaje przyjęta z numerem 1. Na drugim roku studiów dostaje tzw. indywidualny tok nauczania. Nie musi chodzić na wykłady i zajęcia. Studiów nie kończy jednak w terminie. Po małżeństwie z Krzysztofem Adamczykiem rodzą się im dzieci. Bierze urlop dziekański. Dziś młodszy syn studiuje medycynę, a starszy dziennikarstwo ("aby bronił mamy przed prasowymi kłamstwami").
Studia Adamczyk kończy w 1990 r. To przełomowa data w całej historii Adamczyków. Małgorzata twierdzi, że dyplom lekarza dostała legalnie po zdaniu wszystkich egzaminów.
- Moje zdjęcie do dzisiaj wisi na ścianie uczelni wśród innych absolwentów - mówi.
Rok później Adamczykowie otwierają Prywatną Klinikę Operacyjno- Porodową przy ul. Brązowej w Szczecinie. To pierwszy tego typu obiekt w Polsce. Informację o otwarciu podaje nawet główne wydanie "Dziennika Telewizyjnego". Na jedenastym piętrze na pacjentki czekają luksusowe warunki do rodzenia dzieci. Adamczyk twierdzi, że w klinice odebrano ponad tysiąc porodów.
- Rzeczywiście warunki były bardzo dobre. Czułam się jak w domu. Personel zajmował się mną jakbym była najważniejszą osoba na świecie. Gdybym miała jeszcze raz zdecydować się na poród to właśnie w takiej klinice - opowiada jednak z pacjentek kliniki.
W 1993r. w centrum Szczecina otwierają koleją klinikę. Ta zajmuje się głównie poprawą urody i leczeniem zębów. Wielki napis na budynku przy ul. Jagiellońskiej głosi: "Centrum Medycyny i Stomatologii, dr Małgorzata Adamczyk".
- Odbyliśmy wiele szkoleń i kursów zagranicznych. Zdobyliśmy wiedzę w zakresie najnowszych trendów i technologii obowiązujących w nowoczesnej medycynie. Specjalizowaliśmy się w laserach, które z wielkim powodzeniem wprowadziliśmy do naszych klinik - opowiada Adamczyk.
I sypie liczbami: 15 tysięcy przyjętych pacjentów, 600 wykonanych operacji, kilkaset artykułów prasowych w Polsce i na Zachodzie. Adamczykowie tryumfują i brylują na salonach Europy. W Szczecinie otwierają dwie restaurację, m.in. "Magnat". Do klinik przyjeżdżają kobiety z całej Europy chcące poprawić swoją urodę. Małgorzata Adamczyk przedstawiała się jako doktor medycyny. Jedno z pism przyznało jej tytuł Kobiety Europy Środkowej.

Podwójny biust Katariny K.

Szok przyszedł w 1996r. Cała Polska zobaczyła obywatelkę Szwecji, która chciała w klinice powiększyć sobie biust. Katarina K. miała potężne blizny i zamiast dwóch piersi...cztery. Skarżyła się na okropne bóle. Zabieg wykonał lekarz Tomasz K. Sprawą zainteresowała się prokuratura. Kilka lat potem lekarz został uniewinniony od błędu w sztuce, ale podczas śledztwa wypłynęła sprawa dyplomu Małgorzata Adamczyk.
- Media wiązały moje nazwisko z operacją, ale ja nie miałam z nią nic wspólnego - broni się Adamczyk.
Bulwarowa prasa nadaje jej przydomek dr Barbie. Pojawiają się tytuły "Cztery piersi dr Barbie", czy "Pacjentka źle zoperowana przez lekarza, który podrobił dyplom".
Dziś już wiadomo, że Adamczyk nie przeprowadzała operacji Katariny K. Wątpliwości nadal wywołuje jej dyplom lekarski. Według prokuratury podrobiła podpisy 16 wykładowców i dzięki temu dostała dyplom. Potem miała wyłudzić dokumenty potwierdzające odbycie stażu w przychodni w Gryficach.
- To wszystko nieprawda - mówiła Adamczyk. - Razem z byłym już mężem padliśmy ofiarami prowokacji. Zaczęło się, gdy ujęłam się za jednym z lekarzy w Okręgowej Izbie Lekarskiej. To niepodobało się starszym lekarzom i zaczęli nam szkodzić. Ginęły dokumenty z mojej teczki potwierdzające, że zdałam wszystkie egzaminy. Byliśmy dla nich zagrożeniem, bo wnosiliśmy nowy powiew do medycyny. Byłam najlepszą studentka na medycynie. Miałam indywidualny tok studiów. Profesorowie mylą się, gdy twierdzą, ze mnie nie pamiętają z egzaminów.
Nie wyklucza, że cała sprawa może mieć charakter polityczny. Nie potrafi jednak przekonująco wyjaśnić na czym miałaby to polegać.

Nieżyt w Nepalu

Pierwszy proces przeciwko Adamczykom zaczął się osiem lat temu. Profesorowie, których podpisy miała sfałszować nie przypominają sobie studentki o nazwisku Adamczyk. Biegli grafolodzy potwierdzają, że podpisy naukowców na kartach egzaminacyjnych zostały sfałszowane. Wcześniej w sekretariacie uczelni zaginęły protokoły egzaminów Adamczyk. Dokumenty do których dostęp mają jedynie pracownicy PAM mogły potwierdzić, czy Adamczyk mówi prawdę. Prokuratura musiała jednak umorzyć tę sprawę, bo nie było dowodów w jaki sposób protokoły zniknęły.
Między kolejnymi rozprawami Adamczykowie wyjeżdżają do Nepalu. Tu rzekomo rozchorowali się.
- To był ostry nieżyt. Trafiliśmy do szpitala w ciężkim stanie - opowiada Adamczyk.
Do sądu wysyłają zaświadczenie, że nie mogą się stawić na kolejną rozprawę. Sędzia kwestionuje jednak ten dokument. Okazuje się, że nie spełnia on wymogów usprawiedliwienia. Nakazuje aresztować Adamczyków po powrocie.
- Baliśmy się wrócić. Nie uciekliśmy, ale nie chcieliśmy trafić do więzienia - mówi dr Barbie.
Krzysztof Adamczyk dostaje w końcu list żelazny. Wraca do Polski, bo ma gwarancję, że nie trafi do aresztu. Za poświadczenie nieprawdy w sprawie Katariny K. dostaje karę więzienia w zawieszeniu i czteroletni zakaz wykonywania zawodu. Musi też zapłaci grzywnę. Za Adamczykową, która nie dostaje listu żelaznego wysyłane są listy gończe. W międzyczasie rozwodzi się z mężem. Jeździ po świecie. Mieszkała w Niemczech, RPA. Twierdzi, że teraz prowadzi nowoczesną klinikę. Gdzie? Nie chce powiedzieć. Prawdopodobnie w USA. Specjalizuje się w poprawianiu urody przy pomocy laserów.
- To daje fantastyczne wyniki - zapewnia.
Przyznaje, że na Zachodzie osiągnęła sukces. W przyszłym roku planuje organizację kongresu lekarzy zajmujących się chirurgią plastyczna. Wykład ma wygłosić, m.in. Krzysztof Adamczyk. Cztery miesiące temu po raz trzeci została mamą.
Trzy tygodnie temu w mediach pojawia się informacja, że po ośmiu latach banicji Małgorzata Adamczyk wraca do Polski. Chce stanąć przed sądem. Nowy proces o sfałszowanie dyplomu ma prowadzić inny sędzia. Uchyla decyzję o areszcie i godzi się na poręczenie majątkowe.
- Jestem zadowolona z tej decyzji. W końcu będę miała okazję opowiedzieć prawdę - mówi przed czwartkową rozprawą.
W sądzie przez kilkadziesiąt minut zapewnia o spisku, który doprowadził do jej oskarżenia.
- Byliśmy młodzi. Mieliśmy pomysły na nowoczesną medycynę. Wielu starszym lekarzom to się nie podobało. Byliśmy konkurencją - ujawnia.
O konkretnych nazwiskach nie chce jednak mówić.
Podczas rozprawy prosi sędziego o pokazanie kart egzaminacyjnych. To na nich mają być sfałszowane podpisy profesorów. Sędzia nie może znaleźć kart w aktach sprawy. Dzień później okazuje się, że zniknęły.
- Razem ze swoim mecenasem przeglądaliśmy w sekretariacie sądu całe akta. Kart nie ma. Została tylko foliowa koszulka, do której były wcześniej włożone - mówi Adamczyk.
Denerwuję się na pytania dziennikarza "Głosu", czy nie ma czegoś wspólnego ze zniknięciem dowodów. Wcześniej w niewyjaśnionych okoliczności z PAM zniknęły protokoły egzaminów.
- Przecież ja przyjechałam po tylu latach do Polski walczyć o swoje dobre imię!. Zależy mi na oczyszczeniu swojego nazwiska! - zapewnia.
Mec. Marecki przyznaje jednak, że zniknięcie głównych dowodów może się okazać korzystne dla jego klientki.
- To te karty są podstawą zarzutów. Skoro ich nie ma to trzeba zadać pytanie co dalej. Nie wiemy kto to zrobił i dlaczego. Może jedynie się zawieruszyły. Niech to wyjaśni prokuratura - mówił.
Nie wykluczył jednak, że taki zwrot w sprawie może być podstawą do wniosku o umorzenie całego procesu przeciwko Małgorzacie Adamczyk.
Czy tak się stanie przekonamy się w lutym, podczas kolejnej rozprawy. Małgorzata Adamczyk ma się na nią stawić. Zapowiada, że nie da o sobie zapomnieć.
- Udowodnię, że jestem niewinna - mówi patrząc dziennikarzom prosto w oczy.

Fot. Marcin Bielecki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński