Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gwałt(owny) skandal

Marzena Domaradzka, 28 października 2005 r
One kłamały od samego początku, zostałem oszukany, a całe moje życie prywatne zniszczono i podeptano - mówi po raz pierwszy dla "Głosu" podejrzany o gwałt na nieletnich uczennicach z Reska - Hubert H. Mimo, że prokurator rejonowy w Łobzie umorzył postępowanie wobec niego, biwakowy skandal wciąż nie ma swojego finału.

Rodzice poszkodowanych rzekomo dziewcząt złożyli odwołanie do Prokuratury Okręgowej w Szczecinie. Nie chcą pogodzić się z decyzją o umorzeniu postępowania. Dziewczęta nabrały przysłowiowej wody w usta. W czasie śledztwa wyszły na jaw fakty świadczące na niekorzyść wersji, którą podtrzymywały od samego początku.

Kto do kogo dzwonił?

To, co szczególnie zwróciło uwagę prokuratora to fakt, że uczennice po rzekomym gwałcie same nawiązały kontakt z podejrzanym. Dziewczęta miały wysłać do Huberta H. wiadomość sms-em. Podejrzany zadzwonił do nich także po powrocie na stanicę, gdzie razem z klasą przebywały na dwudniowym biwaku.

Świadkowie, którzy widzieli przebieg rozmowy zeznają, że dziewczęta żartowały z podejrzanym a ton rozmowy w żaden sposób nie wskazywał na to, by były pod wpływem stresu lub szoku.

- Jedna z dziewcząt wysłała do podejrzanego smsa z zapytaniem czy dotarł bezpiecznie do domu - relacjonuje Klaudia Karpińska-Gęsikiewicz, prokurator rejonowy w Łobzie. - To bardzo dziwne zachowanie, jak można pytać swojego rzekomego oprawcę czy jest bezpieczny? Wedle opinii biegłego psychologa uczennice nie zachowywały się tak, jak ofiary gwałtu, nie czuły się wykorzystane, zbrukane, nie wykazywały żadnych zachowań typowych dla tego rodzaju przestępstw, związanych przecież z naruszeniem sfery nietykalności, intymności.

Uczennice zaprzeczają zupełnie tej wersji. Twierdzą, że nie wysyłały żadnych sm-ów do Huberta H. Potwierdzają jednak ten fakt zabezpieczone bilingi telefoniczne, z których jasno wynika, że parokrotnie wybierały numer podejrzanego.

Kto, kogo "upolował"?

Hubert H. pracuje w reskim nadleśnictwie. Przyjechał późnym popołudniem na biwak do Starej Dobrzycy, który prowadziła jego żona - nauczycielka. Podejrzany miał wygłosić tam małą pogadankę dla uczniów pierwszej klasy, profilu leśnego.

Wreszcie padła propozycja wyjazdu na polowanie. Jak się okazało w toku śledztwa, wspólnie z Hubertem H. miały pojechać nie tylko dwie uczennice. Chęć wyjazdu zgłosiło jeszcze dwóch chłopców. Dziewczęta miały jednak stwierdzić, że braknie dla nich miejsc w samochodzie.

Około godz. 22 cała trójka wyjechała z biwaku. Jak wyglądało następnych kilka godzin - tego chyba nigdy się dowiemy. Uczennice twierdzą, że zamiast do lasu pojechały z Hubertem H. do jego mieszkania, bo ten miał zabrać stamtąd telefon komórkowy. Po drodze kupili kilka piw.

- W mieszkaniu zrobiło mi się niedobrze, poszłam do toalety - relacjonuje jedna z uczennic, do której latem dotarł nasz reporter. - Kiedy wróciłam jej już nie było i wtedy on nagle rzucił się na mnie, zaczęłam się szarpać, wyrwałam się i uciekłam do dziecinnego pokoju, przewrócił mnie na jakieś przedmioty, tak jakby to były zabawki.

Wedle ówczesnych relacji mężczyzna wykorzystując rzekomo nieobecność jednej z dziewczyn, miał zgwałcić jej koleżankę, która po całym zajściu oszołomiona uciekła z mieszkania.

Na ratunek koleżance...

Tymczasem do mieszkania wraca pierwsza z poszkodowanych. Jak mówi - pomyślała, że nie może uciec, bo to tej drugiej grozi podobne niebezpieczeństwo. Po wszystkim cała trójka wraca na biwak. Kiedy pytamy dlaczego wróciły, jedna z uczennic odpowiada, że się bały.

- Hubert H. miał przy sobie broń myśliwską, bo przecież poluje, nie groził nam, ale skąd miałyśmy wiedzieć, co zrobi. Kazał koleżance wsiadać za kółko, bo on niby już wypił - mówi jedna z dziewczyn. Jak ustalono w czasie śledztwa, Hubert H. owszem miał broń, ale w drodze powrotnej na biwak zostawił ją już w domu.

- Dziewczęta zatajają prawdę, lub fałszują rzeczywistość w niewygodnych dla siebie sytuacjach. Mało, że wypierają się faktów, potwierdzonych przez nas w śledztwie, to kłamią także w sprawach nie mających związku z całą historią - mówi prokurator. - Jedna z nich zataiła na przykład, że pali papierosy, to błahe kłamstwo, ale wskazuje na to, że w sytuacjach dla siebie niewygodnych dziewczęta bez skrupułów mijają się z prawdą.

Żadnych wywiadów!

Od chwili kiedy wybuchł biwakowy skandal wiele pozmieniało się w życiu trójki głównych bohaterów. Dziewczęta stały się mniej rozmowne, niż w najgorętszej fazie śledztwa, kiedy Hubert H. siedział w areszcie tymczasowym. Wówczas rodzice chętniej odbierali telefony od dziennikarzy.

Dziś jedna z nich wyjechała z Reska. Zmieniła szkołę, wkrótce zostanie mamą. Chce odciąć się od całej historii. Zapomnieć. Odwiedziliśmy drugą z dziewcząt. Mieszka z rodzicami, na osiedlu w pobliżu szkoły. Mieszkanie typowe jak dla bloków z wielkiej płyty - niewielkie.

- Proszę wejść - słychać donośny głos za drzwiami. Po chwili już mniej przyjemnie. - Nie będzie żadnych wywiadów - rzuca nam dziewczyna od progu. Siedzi z matką w kuchni.

- Nie chcemy już o niczym mówić, nie będzie żadnej rozmowy - mówią wspólnie. Wycofujemy się z mieszkania. Jedno jest pewne, dziewczyny nie godzą się postanowieniem prokuratury. Rodzice w ich imieniu złożyli odwołanie do Prokuratury Okręgowej w Szczecinie. To jeszcze nie koniec. Nie ma przysłowiowej kropki nad "i", a Hubert H. mimo, iż prokuratura rejonowa nie znalazła dowodów jego winy, nadal ma status podejrzanego.

Straszliwy błąd

To był największy błąd mojego życia - mówi Hubert H. Rozmawiamy w mieszkaniu państwa H. Mimo skandalu, który ciągnie się za nimi od kilku miesięcy, wciąż są razem. Właśnie robią remont. Służbowe mieszkanie nabiera z każdym dniem kolorów. Na środku stołowego pokoju kredens okryty papierami. Pod sufitem okazały żyrandol zdobiony jelenim porożem.

On - postawny mężczyzna, wysoki, brunet. Z pewnością podoba się kobietom. Ona drobna blondynka w okularach. Spokojna. Milcząca.

- Znamy się od czasów szkolnych - mówi żona Huberta H.

- To wielki gest ze strony mojej kochanej żony, że mi wybaczyła i pomagała w najcięższym dla mnie momencie, kiedy byłem w areszcie - mówi ukradkiem spoglądając na kobietę. - Popełniłem straszliwy błąd, ale nigdy nikogo nie skrzywdziłem, a tym bardziej nie zgwałciłem, ludzie w Resku mnie znają, udzielałem się w wielu dziedzinach życia, jestem społecznikiem, czuję się oszukany przez te dziewczyny.

Zostają w Resku

Zostajemy - mówi żona Huberta H. Ona także jeszcze długo będzie pamiętać o biwakowej historii. Nie tylko ze względu na męża.
W początkowej fazie śledztwa bowiem, prokuratura zabezpieczyła zdjęcia z wyjazdu, na których uczniowie pozują z puszkami piwa.

Kilku uczniów zeznało później, że nauczycielka pozwoliła im pić, sama też piła. Kobieta została zawieszona w obowiązkach nauczyciela. Dziś już nie pracuje w Zespole Szkół w Resku. Prokurator postawił jej jednak zarzut nakłaniania uczniów do fałszywych zeznań.

- Nikogo do niczego nie nakłaniałam, nikogo nie zmuszałam do niczego - mówi spokojnie kobieta. Losy całej małżeństwa H. oraz dwójki uczennic zależą teraz od postanowienia Prokuratury Okręgowej w Szczecinie.

JAK TO BYŁO...

Skandal wybucha w połowie maja, gdy Prokuratura Rejonowa w Łobzie stawia Hubertowi H. zarzut podwójnego gwałtu na uczennicach swojej żony. Do zdarzenia miało dojść 4 maja w trakcie biwaku klasowego nad jeziorem Stara Dobrzyca, kilkanaście kilometrów od Reska. Tam właśnie przyjeżdża mąż nauczycielki - Hubert H. Pracuje w nadleśnictwie, ma wygłosić pogadankę dla uczniów, którzy od września uczą się w klasie o profilu leśnym w Zespole Szkół w Resku.

W końcu pada propozycja wyjazdu do lasu na obserwację zwierząt. Hubert H. zabiera dwie uczennice - 16 i 17-letnią. Zamiast do lasu, jadą do mieszkania mężczyzny w Resku. Po drodze kupują alkohol.

Tam wedle zeznań dziewcząt dochodzi do gwałtu. Cała trójka wraca na biwak. Nic nie wskazuje na to, by dziewczyny zostały skrzywdzone.

W kilka dni po biwaku do Huberta H. odzywa się chłopak jednej z uczennic, żądając od niego 20 tys. złotych w zamian za milczenie o gwałcie. Umawiają się na spotkanie, na które Hubert H. potajemnie przemyca w bagażniku swojego samochodu dwóch kolegów.

Mężczyźni dość mocno traktują chłopaka, tak że ten trafia do szpitala ze wstrząsem mózgu. Szpital powiadamia policję i cała historia wychodzi na jaw.

W połowie maja Prokurator Rejonowy stawia Hubertowi H. zarzut podwójnego gwałtu na uczennicach. Prokuratura zabezpiecza również materiały w postaci zdjęć, na których uczestnicy biwaku pozują z puszkami piwa.

Poszkodowane dziewczyny zeznają, że nauczycielka pozwoliła pić klasie, sama też piła. Pozostali uczniowie zaprzeczają. Wobec części uczestników biwaku prokurator stawia wniosek o składanie fałszywych zeznań. W przypadku kilkorga wysyła specjalne wnioski o demoralizację do Sądu dla Nieletnich.

W tym samym czasie Sądy Rejonowy w Łobzie oddala wniosek prokuratora o areszt tymczasowy dla podejrzanego. 2 czerwca Sąd Okręgowy w Szczecinie unieważnia jednak decyzję niższej instancji i Hubert H. trafia do aresztu.

W czerwcu kilku uczniów zmienia swoje wcześniejsze zeznania. Twierdzą, że faktycznie nauczycielka pozwoliła im pić alkohol na stanicy, sama także piła.

Dyrektor ZS w Resku na wniosek Kuratora Oświaty zawiesza w obowiązkach nauczycielkę. Ta w lipcu odchodzi z pracy na własną prośbę.

W pierwszych dniach lipca Hubert H. wychodzi z aresztu za kaucją. Prokurator wnioskując do Sadu Okręgowego o wypuszczenie podejrzanego z aresztu twierdzi, że przesłuchał już większość świadków, dokonał także konfrontacji, nie istniej więc ryzyko, że Hubert H. będzie mógł mataczyć.

Mija lato, śledztwo ujawnia wiele nowych okoliczności sprawy. We wrześniu Prokuratora Rejonowa w Łobzie umarza postępowanie wobec podejrzanego nie znajdując dowodów winy. Rodzice dziewcząt składają zażalenie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński