Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dominik Nowak: Śmiało mogę spojrzeć w lustro

Paweł Pązik
Dominik Nowak prowadził Flotę w 26 spotkaniach (21 ligowych i 5 pucharowych). Łącznie jego podopieczni wygrali 16 meczów (jeden po rzutach karnych), 2 zremisowali i przegrali 8.
Dominik Nowak prowadził Flotę w 26 spotkaniach (21 ligowych i 5 pucharowych). Łącznie jego podopieczni wygrali 16 meczów (jeden po rzutach karnych), 2 zremisowali i przegrali 8. Andrzej Szkocki
- Mocno wierzę we Flotę. Będę kibicował panu Kafarskiemu, żeby udało mu się z tym zespołem wywalczyć awans. To nie jest łatwe zadanie, ale nikt nie mówił, że takie będzie - twierdzi Dominik Nowak, były trener Floty Świnoujście.

- Emocje już w panu opadły po tym całym zamieszaniu?

- Nie było zbyt dużych emocji we mnie, jeśli chodzi o tę sytuację. Jestem teraz w domu w Polkowicach, czuję się dobrze, bliscy cieszą się, że wróciłem. Życie toczy się dalej.

- W pierwszych dniach po przebudzeniu odruchowo nie obmyślał pan taktyki na mecz z Okocimskim?

- Nie (uśmiech). Mam już na tyle duże doświadczenie w tym zawodzie, że liczę się z tym, że kiedyś przyjdzie dzień, że trzeba będzie się pożegnać ze swoim stanowiskiem. W moim przypadku taki dzień nastąpił przedwczoraj (rozmowa odbyła się w piątek - przyp.red.). Jeśli chodzi o piłkę nożna ciągle chcę być przy niej obecny, na pewno nie jestem zmęczony po pracy w Świnoujściu.

- Kiedy pan poczuł, że we Flocie coś idzie nie tak?

- (chwila zastanowienia) Po meczu z Olimpią Grudziądz. Miałem przeczucie, że coś zaczyna się psuć. Potrafię zauważyć takie rzeczy, widzieć pewne symptomy. Nie wiedziałem jednak, że nabiorą one takiego charakteru.

- Ma pan na myśli jakieś problemy wewnątrz zespołu czy w pańskich relacjach z zarządem?

- Zacząłem zauważać malejące zaufanie do mojej osoby ze strony zarządu. Jeśli ono jest mniejsze lub całkiem zanika, to rola trenera się kończy, bo jego oddziaływanie na zespół maleje.

- Niech pan spróbuje wyjaśnić, dlaczego początek rundy wiosennej w wykonaniu Floty wyglądał tak słabo.

- Odpowiedź jest trudna, bowiem jeszcze nie przeprowadziłem dogłębnej analizy tych wydarzeń od strony sportowej. Ktoś może powiedzieć, że to banalne, ale według mnie ważnym czynnikiem był pierwszy pucharowy mecz ze Śląskiem. W klubie panowało duże ciśnienie, chcieliśmy dobrze wypaść na tle mistrza Polski. Zawodnicy pozytywne napięcie wyrzucili z siebie we Wrocławiu. W następnym meczu w Grudziądzu nastąpiło u nas delikatne rozprężenie. Nie powiem, że zlekceważyliśmy Olimpię, ale były pewne symptomy pewności siebie.

- Najczęściej powtarzającym się zarzutem wobec pańskiej pracy jest złe przygotowanie zespołu do wiosny.

- Nie chciałbym mówić o tym, co zimą działo się wewnątrz zespołu, bo nie jestem człowiekiem, który wywleka pewne rzeczy na łamach gazet. Uważam, że normalnie się przygotowaliśmy do walki o awans. Mam doświadczenie w pracy trenerskiej i wiem co należy zrobić, aby zespół dobrze radził sobie po zimowej przerwie. Za czasów mojej pracy w Polkowicach wiosną nie przegraliśmy żadnego meczu. Jeśli chodzi o nasze tegoroczne przygotowania, to może powiem tylko tyle, że trudno jest odpowiednio pracować z zespołem, jeśli nie można przeprowadzić prostych badań fizjologicznych. Teraz nie było na to środków, a takie badania naprawdę nie są drogie.

- Kolejny zarzut, który nawet w wywiadzie dla "Głosu" sformułował Ivan Udarević, brzmi następująco: zespół należało wzmocnić, a nie tworzyć nowy. Może sprowadzeni zimą piłkarz zbyt szybko dostali miejsce w składzie?

- Nie zgodzę się z tym zarzutem. W meczu ze Śląskiem nie mogliśmy skorzystać z kluczowych zawodników, który mieli spory udział w spory udział w jesiennych sukcesach. Postawiłem na tych zawodników, którzy na treningach prezentowali dobrą formę. Później nasza sytuacja kadrowa zmieniała się dynamicznie, dopiero w ostatnim meczu z Miedzią nasz skład był stabilny, był wynikiem potrzeb jakie mieliśmy przed tym spotkaniem i formy poszczególnych zawodników. Nigdy nie zwracam uwagi na nazwisko czy wiek zawodnika. Jeśli ktoś dobrze prezentuje się na treningach, to potem wychodzi w pierwszej jedenastce.

- Właśnie z Miedzią skład i styl gry Floty były najbardziej zbliżone do tego, co zespół prezentował jesienią. Chciał pan wrócić do tego skutecznego rozwiązania?

-Nie doszukiwałbym się tu jakiegoś nagłego powrotu do starych pomysłów. Po meczu z Miedzią chwalony był Marek Niewiada i ktoś może zapytać, czemu dopiero w tym spotkaniu zagrał na takim poziomie. Proszę zauważyć, że przed meczem z Olimpią Grudziądz Marek skręcił kostkę na sztucznej murawie, nie mógł trenować przez tydzień. Potem dopadła go choroba i znowu wypadł na tydzień. Nie był w optymalnej formie, przez długi czas do niej dochodził. W pełni gotów był właśnie na Miedź.
Jesienią nasza siła tkwiła w stabilności. Nie było kontuzji i kartek. Zawodnicy z takimi charakterami, jakich miałem w szatni, czuli się pewniej. Podobnie miało być wiosną. Miał się wyklarować szkielet złożony z 8-9 piłkarzy, którzy mieli wprowadzić zespół do ekstraklasy. Pojawiły się jednak kontuzje, kartki, choroby. Musieliśmy trochę eksperymentować ze składem.

- Jesienią często pan wspominał, że lubi piłkarzy niepokornych, że jakoś udało się panu znaleźć wspólny język np. z Grzegorzem Kasprzikiem. Ivana Udarevicia i Ensara Arifovicia też śmiało można nazwać piłkarzami niepokornymi, ale jednak zdecydował się pan w trudnym momencie przesunąć ich do rezerw. Miarka się przebrała?

- Nie chciałbym tego tłumaczyć, wikłać się w dyskusje, kto przesunął i dlaczego tych piłkarzy. Mogę powiedzieć tylko tyle, że m.in. na mój wniosek wrócili oni do pierwszego składu, z czego się bardzo cieszę. Nerwowa sytuacja, jakie się wytworzyła po trzech porażkach w lidze, w moim mniemaniu przerosła wiele osób.

- Pana współpracownicy Jakub Myszkorowski i Sergiej Szypowski zostali we Flocie i pracują z trenerem Kafarskim. Nie ma pan do nich o to żalu?

- To ich decyzje, ale nie mam do nich pretensji. To ja byłem odpowiedzialny za ten zespół w dobrych i złych chwilach. Mam satysfakcję, że odszedłem jako wicelider tabeli.

- Wielokrotnie podkreślał pan dobre relacje z Arturem Skowronkiem, do niedawna trenerem Pogoni Szczecin. Panów losy potoczyły się bardzo podobnie. Sukcesy jesienią i rozczarowania wiosną. Mówiąc trochę przekornie, może tych punktów w poprzedniej rundzie było za dużo?

- W moim przypadku na pewno, u Artura podobnie. Jeżeli teraz mielibyśmy 33-34 punkty i ćwierćfinał Pucharu Polski, to każdy byłby zadowolony. Sukces rozbudził wyobraźnię, wierzono, że awans nastąpi po 9-10 wiosennych kolejkach. Przez brak spokoju pracowało nam się trudniej. W pewnym stopniu staliśmy się ofiarami własnych sukcesów. W wielu przypadkach brak kontynuacji pracy trenerskiej może mieć dwojaki skutek. Zobaczymy jak to będzie z Flotą i Pogonią.

- Wiele osób twierdzi, że duży wpływ na słabszą grę Floty wiosną miało odejście trenera Ryszarda Kłuska. Co pan na to?

- Do Świnoujścia przychodziłem jako pierwszy trener, a nie jako słup. Ja decydowałem o taktyce, o przygotowaniu zespołu do meczu, mikrocyklach treningowych. Kłusek miał jasny podział zadań, ale to ja byłem głównym kierownikiem.

Nie chcę komentować wypowiedzi, które pojawiły się w różnych miejscach. Sam trener Kłusek prowadzi do tego, że może być postrzegany z rezerwą przez środowisko. Sam wypisuje różne rzeczy. To jest jego problem, ja czegoś takiego nigdy nie robiłem.

- Mówił pan, że na jesienne sukcesy pracowali wszyscy. Do wiosennych porażek też chyba każdy przyłożył rękę.

- Wszyscy wychodzili przed szereg gdy były sukcesy, ja chowałem się na obok i studziłem nastroje. Gdy przyszły porażki ja starałem przyjąć na siebie wszystkie ataki i krytykę. Potrzebowałem jednak wsparcia, którego nie otrzymałem.

- Kibice w Świnoujściu byli z zespołem w trudnych chwilach?

- Ludzie są tu bardzo wymagający. Gdy były zwycięstwa, to przychodzili na mecze, gdy przyszło pasmo porażek, to przestali. To normalne. Spotkałem w Świnoujściu wielu wspaniałych ludzi, którzy mnie wspierali i chciałbym im za to bardzo podziękować.

- Kto według zwykłego kibica Dominika Nowaka awansuje do ekstraklasy?

- Mocno wierzę we Flotę. Będę kibicował panu Kafarskiemu, żeby udało mu się z tym zespołem wywalczyć awans. To nie jest łatwe zadanie, ale nikt nie mówił, że takie będzie. Jest Cracovia, Zawisza, Termalica, Miedź. Tabela I ligi zrobiła się zwariowana. Teraz jeszcze do walki o awans podłączyły się Tychy. Wszystko jeszcze może się zdarzyć, nie bez szans jest też chociażby Arka Gdynia.

- Miał pan już jakieś telefony z propozycjami pracy? Do końca sezonu ma pan jeszcze sporo możliwości.

- Rozwiązałem kontrakt na zasadach, które umożliwiają mi podjęcie pracy gdzie indziej. Po pracy w Świnoujściu mam jeszcze większe doświadczenie, chciałbym się jeszcze rozwijać. Nie jestem zmęczony, nie czuję się wypalony. Po zakończeniu pracy we Flocie mogę sobie śmiało spojrzeć w lustro.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński