Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy 30 lat temu groziła nam interwencja radziecka?

Marek Rudnicki
Fot. Archiwum Państwowe w Szczecinie
Rozmawiamy z kpt. rezerwy Wojsk Ochrony Pogranicza i Straży Granicznej Robertem K. Leśniakiewiczem m.in. o lądowaniu w Świnoujściu dywizji piechoty morskiej z Bałtijska i Kłajpedy.

30. rocznica wprowadzenia przez Wojskową Radę Ocalenia Narodowego stanu wojennego na terytorium PRL stałą się asumptem do zadania kolejny raz pytania, czy Rosjanie mogliby wejść, gdyby generał Wojciech Jaruzelski nie ogłosił stanu wojennego.

Marek Rudnicki "Głos Szczeciński": - Generał Jaruzelski twierdzi, że wprowadzenie stanu wojennego było koniecznością, albowiem groziła nam radziecka interwencja. Część osób z dawnej opozycji twierdzi coś przeciwnego, interwencji by nie było, bo ZSRR był uwiązany w Afganistanie i nie wysyłałby wojsk do Polski. W ostatnim numerze "Angory" na ten temat wypowiada się prof. Antoni Dudek z UJ, który jest stronnikiem tej drugiej opcji. Uważa, że mieliśmy do czynienia z zamachem stanu i ZSRR wcale nam nie groził. Interwencja to był wymysł towarzyszy partyjnych i w ogóle pretekst do wzięcia Solidarności za twarz. Pan profesor stwierdza: Uderzenie w "Solidarność" planowano jeszcze przed jej narodzeniami rozważając w sierpniu 1980 roku atak na stocznię.

Kpt. Robert K. Leśniakiewicz: - To przecież oczywiste, jaki rząd pozwoliłby sobie na powstanie sytuacji grożącej rebelią? Jest jasne, że żaden i to bez względu na ustrój. Po prostu żadna władza nie pozwoli sobie na to, by zarzewie buntu, choćby potencjalnego, płonęło w newralgicznym punkcie kraju. Dlatego właśnie takie plany były. Należałoby postawić pytanie: skoro władza tak bardzo chciała wprowadzić stan wojenny już w sierpniu 1980, to po co była ta cała heca z rozmowami ze strajkującymi robotnikami? Można było powtórzyć scenariusz wydarzeń z 1970 roku i po prostu spacyfikować Stocznię, a służby zajęłyby się oprawą medialną dla tego wydarzenia.

- Według prof. Dudki, Związek Radziecki wywierał presję na przywódców PZPR, żeby zdecydowali się na bardziej radykalne i skuteczne działania. Jednak pomiędzy wywieraniem presji a zbrojną interwencją jest ogromna różnica.

- Taki nacisk był i nie mógł być ignorowany. Pan profesor celowo pomija fakt, że w PRL była rozmieszczona Północna Grupa Wojsk Radzieckich w Polsce, ponad 60 baz różnego rodzaju wojsk na naszym terytorium. Trzy armie plus kilka korpusów armijnych i pomniejszych jednostek. I bronie masowego rażenia. A zatem te "naciski" były poparte konkretną i realną siłą zbrojną.

- Profesor powołując się na różne źródła radzieckie twierdzi jednak, że zaprzeczają one, by ZSRR w grudniu szykował się do inwazji na Polskę.

- A więc jasne - "Solidarność" nic nie robiła, by przejąć władzę, a gen. Jaruzelski postanowił ją zlikwidować. Ja rozumiem, że młodzi Polacy uwierzą w te bzdury, jeszcze przekazywane przez człowieka z tytułami i stopniami naukowymi. Uwierzą w to moherowe staruszki i wszyscy ci, którzy na historię patrzą tylko z jednej strony. To oczywiste. Ale naukowcowi delikatnie mówiąc mijającemu się z prawdą (bo tylko przez litość nie napiszę, że kłamiącego jak z nut), a zatem - interwencja groziła nam już od sierpnia 1980 roku i to w każdej chwili.

- Skąd ta pewność, że właśnie tak było?

- Skąd to wiem? Z obserwacji, jakie poczyniłem w tamtych latach i w tamtym gorącym okresie. Po sierpniu 1980 roku, dowództwa baz radzieckich w Polsce zaostrzyły reżim ochronny wszystkich obiektów do nich należących. Po ulicach polskich miast zaczęły chodzić patrole żołnierzy uzbrojonych po zęby - obawiano się realnych wystąpień antyradzieckich ze strony członków "Solidarności" i ataków nie tyle na bazy, co na rodziny radzieckich żołnierzy zawodowych mieszkających poza nimi.

- To trochę mało, by stawiać poważną tezę.

- Dodam więc, że zaczęło się dowożenie żołnierzy Armii Radzieckiej do baz. Codziennie dojeżdżało 50 - 100 żołnierzy. Nie eszelonami, ale pociągami kursowymi z Brześcia do Świnoujścia, Legnicy, Wrocławia, itd. itp. - czyli następowało "mrówcze" uzupełnianie stanów osobowych oddziałów stacjonujących w Polsce. Proszę sobie obliczyć, ile mogło w ten sposób dojechać żołnierzy w ciągu prawie półtora roku? Ile dywizji?

- Dylemat "wejdą - nie wejdą" jest więc według pana próżnym biciem piany?

- Proszę nie zapominać, że Rosjanie już tutaj byli i to w sile kilku armii ogólnowojskowych. A do tego w Polsce były już szpice rozpoznawcze wschodnioniemieckiej NVA i czechosłowackiej CSA. Jedni na zachodzie, drudzy na południu kraju. A od mniej więcej połowy października 1981 roku, za 12 milą na Bałtyku pojawiły się radzieckie okręty, które w każdej chwili mogły zablokować polskie porty wojenne i handlowe. Obserwowaliśmy je. Widzieliśmy radzieckie uzupełnienia w bazie Radzieckiej Floty Bałtyckiej w Świnoujściu. Więc rewelacje, które Pan Profesor opowiada są tylko bajeczkami.

- Na redzie mogły sobie pływać...

- ...Nie, 13 grudnia, o godzinie 8:00 okręty radzieckie weszły do portu w Świnoujściu i wyładowały dywizję piechoty morskiej z Bałtijska i Kłajpedy. Widzieliśmy to, potem rozmawialiśmy z tymi żołnierzami. Nie z generałami czy dyplomatami, ale z żołnierzami właśnie. I co najciekawsze - byli to Kazachowie, Uzbecy, Azerowie, a zatem ludzie niezwiązani z naszym regionem geograficznym. Ludzie, którzy nie mieliby żadnych oporów do wykonania rozkazu eksterminacji Polaków. KPN opowiadał o "pełzającej kontrrewolucji", ale to Kreml zastosował "pełzającą interwencję".

- Co pan robił wówczas w Świnoujściu?

- W stanie wojennym stacjonowałem w Świnoujściu. Służyłem w WOP. Niejednokrotnie zastanawiałem się nad tym, co moglibyśmy zrobić w przypadku ataku wojsk radzieckich na nasze placówki. Otóż przy przewadze liczebnej nieprzyjaciela i jego przewadze ogniowej moglibyśmy stawić opór jakieś 30 minut - to był rachunek bardzo optymistyczny. A zakładaliśmy, że będziemy bronić kraju przed nimi tak, jak przed nieprzyjacielem z Zachodu, o czym w ogóle nie mówi… To jest oczywiste, bo nie pasuje to do lansowanego przez "Solidarność" obrazu "dobrych" solidaruchów i "złych" komuchów.

- Profesor Antoni Dudek opisuje, jak to prezydent Ronald Reagan, któremu teraz postawiono pomnik w Warszawie, był zdeterminowany w walce z ZSRR. Może by pomogli?

- Pan w to wierzy? Ja nie zapomnę tego, jak po powstaniu "Solidarności" Reagan nałożył na Polskę embargo, wskutek którego trzeba było wybić całe stada kur i innego drobiu, bo nie mieliśmy paszy sprowadzanej właśnie z USA, a która była objęta embargiem. Wtedy właśnie padło słynne zdanie - "rząd się sam wyżywi". Cios uderzył, ale nie w rząd, tylko w szeregowych obywateli. Taka to była wojna pana Reagana z komuną, a chodziło mu o to, by wygłodzeni Polacy powstali przeciwko promoskiewskiemu rządowi i osadzili w Warszawie rząd prowaszyngtońskich marionetek. Chodziło o stworzenie enklawy w obozie państw socjalistycznych, która byłaby bazą agresji propagandowej przeciwko Układowi Warszawskiemu. Że to nieprawda? - no to w takim razie jak wytłumaczyć odezwę do wszystkich robotników krajów bloku państw wschodnich? Co to było? To właśnie była czystej krwi dywersja ideologiczna. "Solidarność" i Polacy miały być lodołamaczem rozwalającym Blok Wschodni, a w szczególności ZSRR. Byliśmy tylko pionkiem, którego można było poświęcić na politycznej szachownicy. Ile byliśmy warci dla Ameryki, pokazano nam w czasie awantury w Iraku, gdzie zamiast spodziewanych korzyści dostaliśmy guzik z pętelką i trochę starego sprzętu wojskowego, z którego kazano nam być dumnymi i bladymi.

- Pan coś sugeruje? Schemat z Ameryki Południowej?

- Tak, "Solidarność" miała odegrać w PRL taką rolę, jak związki zawodowe w Chile. Amerykanie chcieli w Polsce rozegrać wariant chilijski, co udało się im tylko w połowie - bo zabrakło zdrajcy swego narodu na miarę Pinocheta. I to właśnie zawiodło w planie Operation Polonia. Znalazł się tylko Kukliński, który zresztą uciekł do USA. Gdyby taki zdrajca się znalazł, doszłoby do wojny domowej i straszliwego rozlewu polskiej krwi, a może nawet III Wojny Światowej. Nie zapominajmy, że lata 70. i 80. ubiegłego stulecia to na Kremlu rządy "żelaznych starców", które skończyły się dopiero po śmierci K. U. Czernienki - notabene tego, który przymierzał się do procesu rehabilitującego Stalina.

- Zdaniem profesora Rosjanie, Niemcy i Czechosłowacy nie byli gotowi do inwazji na Polskę i by do niej nie doszło.

- OK., a zatem jak pan profesor wytłumaczy to, że we wszystkich dziennikach, magazynach i tabloidach Zachodu w 1980 i 1981 cały czas powtarzało się jak mantrę tezę o radzieckim zagrożeniu tzw. "demokratycznych" przemian w PRL? Co więcej - pokazywano satelitarne zdjęcia ukazujące dyslokację Armii Radzieckiej, Nationale Volksarmee der DDR i Ceskoslovenskej Armady na terenach graniczących z Polską? To samo powtarzała Radio Wolna Europa, Głos Ameryki, BBC, Radio France Internationale i inne szczekaczki pracujące dla pana Reagana, co doskonale pamiętam! Czyli co? Teraz okazuje się, że kłamały? Ta święte nieomalże Radio Wolna Europa, te "wolne" BBC, VoA, RFI kłamały? I kto tutaj wytwarzał psychozę radzieckiego zagrożenia?

- Dziękuję za rozmowę.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński