Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ciasnota

Wioletta Mordasiewicz, 4 marca 2005 r.
Wśród ośmiorga dzieci państwa Szostaków są trzy dziewczynki i pięciu chłopców. Mieszka z nimi ich ulubieniec - pies Dżekuś. Na zdjęciu brakuje najstarszego syna Mateusza, który podczas naszej wizyty był u rodziny poza Karkowem.
Wśród ośmiorga dzieci państwa Szostaków są trzy dziewczynki i pięciu chłopców. Mieszka z nimi ich ulubieniec - pies Dżekuś. Na zdjęciu brakuje najstarszego syna Mateusza, który podczas naszej wizyty był u rodziny poza Karkowem. Wioletta Mordasiewicz
W pomieszczeniu o powierzchni około trzydziestu metrów kwadratowych gnieździ się 10-osobowa rodzina. Małżeństwo i i gromadka dzieci w wieku od 16 miesięcy do 12 lat. Pokój jest jednocześnie sypialnią, kuchnią, łazienką i czasami toaletą. To rzeczywistość, w której musi funkcjonować rodzina Szostaków z Karkowa.

Już nie mają siły tak żyć

Karkowo to niewielka wieś oddalona trzy kilometry od Chociwla. W starym budynku mieszka pięć rodzin. Państwo Aneta i Dariusz Szostakowie zajmują pokój na pierwszym piętrze. Lokum dostali od gminy, gdy urodził im się pierwszy syn Mateusz. Lata mijały, wraz z nimi rosła liczba dzieci. Teraz jest ich ośmioro, z czego czworo uczęszcza do szkoły.

Rodzina Szostaków żyje w warunkach uwłaczających ludzkiej godności. W niedużym pomieszczeniu znajdują się: lodówka, szafka na kuchenne akcesoria, pralka i niewielkie meble na ubrania. Pokój ogrzewany jest piecem kaflowym, na którym przygotowywane są ciepłe posiłki. Resztę zajmują kanapy. Po ich rozłożeniu miejsca w pomieszczeniu już nie ma.

- Nie wiem co będzie - rozkłada bezradnie ręce Aneta Szostak. - Nie mamy żadnych perspektyw. Dzieci nie mają warunków do nauki. Uczą się wieczorami, jak położę spać te młodsze. Wtedy siadają przy ławie i po kolei odrabiają lekcje. Myjemy się w misce albo w dziecinnej wanience. Wodę grzejemy na piecu, bo mamy tu doprowadzoną tylko zimną. Nie mam już siły żyć tak dalej.

Za potrzebą - na strych

Wodę doprowadzono na piętro 4 lata temu. Wcześniej trzeba było dźwigać ją wiadrami z dołu po stromych schodach. Duży problem stanowi też korzystanie z toalety. Nie tak dawno maluchy musiały za potrzebą wychodzić na podwórko, gdzie jest wychodek. O ile latem mogło to nie stanowić problemu, o tyle jesienią czy zimą wizyty w toalecie szybko mogą skończyć się chorobą.

Jak opowiada pani Aneta, aby temu zapobiegać, maluchy załatwiały się do wiaderka lub nocnika. Szostakowie otrzymali od znajomych sedes, który zamontowano zaraz za drzwiami ich pokoju. To nie rozwiązuje problemu do końca, bo strych nie jest ogrzewany. Podczas mrozów panuje tam przenikliwe zimno.

Pani Aneta ma 29 lat. Nie pracuje. Jej mąż Darek też jest bezrobotny. Pani Aneta chwyta się jedynie prac dorywczych.

- Pracowałam jakiś czas w Chociwlu przy obróbce krewetek - opowiada pani Aneta. - To była praca na zmiany. Najgorzej było gdy wracałam z nocek. Ledwo położyłam się spać, zaraz dzieci wstawały. Po dwóch tygodniach zrezygnowałam. Przy takiej liczbie dzieci kobieta musi być w domu. Trzeba się nimi zająć, uprać i ugotować. Mąż szuka pracy, ale nadaremnie. Może teraz jak przyjdzie wiosna uda się znaleźć pracę przy robotach interwencyjnych.

Rodzina Szostaków utrzymuje się z tego, co da opieka społeczna. Otrzymuje 446 złotych zasiłku i rodzinne w wysokości 496 złotych. Z tego muszą opłacić rachunki i przeżyć cały miesiąc. Jest z tym duży kłopot. Gromadka dzieci dziennie pochłania 6 bochenków chleba. Wielkie problemy są wtedy, gdy dzieci zaczynają się przeziębiać. Jedno po drugim. Połowę pieniędzy pochłania wtedy kupno leków. Pomaga im trochę rodzina i znajomi. Ale z czasem coraz mniej.
Gmina nic nie może

Sąsiedzi nie chcą pożyczać pieniędzy, bo się boją, że już ich nie odzyskają. W sklepie "na zeszyt" też nie chcą już dawać.

- Gmina proponowała nam lokum w Chociwlu - opowiada pan Dariusz. - Ale odmówiliśmy, bo to była jakaś obora czy pomieszczenia gospodarskie. Trzeba było włożyć dużo pieniędzy w remont. A skąd je wziąć?

Sytuację wielodzietnej rodziny z Karkowa dobrze znają władze gminy. Zbigniew Gruszczyński, zastępca burmistrza w Chociwlu tłumaczy, że gmina nie dysponuje wolnymi mieszkaniami komunalnymi.

- Wiemy, że żyją w strasznych warunkach, ale w tej chwili nie jesteśmy w stanie im pomóc - mówi zastępca burmistrza. - Nie wiem nawet kiedy będziemy mogli zapewnić im lokal zastępczy. Tym, którzy zajmują większe mieszkania, a zalegają z czynszem, proponujemy zamianę na mniejsze. Ale dobrowolnie nie chcą. Mamy sporo spraw w sądzie o eksmisję. Ale to trwa. Nie jesteśmy nawet w stanie przydzielić lokali socjalnych tym, którzy już mają nakazy eksmisji.

Gmina nie ma lokali komunalnych. Nowych nie buduje, bo podobno nie ma na to pieniędzy. Na listach oczekujących na przydział znajduje się ponad setka nazwisk. Większość tych rodzin mieszka w trudnych warunkach. Dzieciom pani Anety i pana Dariusza trudno jednak wytłumaczyć, że gmina nie może...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński