Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bardzo silny z niego chłop

Marzena Domaradzka
Grzegorz ćwiczy pięć razy w tygodniu na siłowni, do tego dochodzi żmudny trening na specjalnych sprzętach, których używa się w czasie zawodów. Dźwiganie belki w tzw. martwym ciągu to nie lada sztuka.
Grzegorz ćwiczy pięć razy w tygodniu na siłowni, do tego dochodzi żmudny trening na specjalnych sprzętach, których używa się w czasie zawodów. Dźwiganie belki w tzw. martwym ciągu to nie lada sztuka. Marzena Domaradzka
Grzegorz Szymański z Trzebiatowa startuje w drużynie Pudziana. Twierdzi, że do sukcesu nie wystarczy siła mięśni.

Potrzeba jeszcze uporu, inteligencji i wiary, że można sięgać po marzenia z najwyższej półki.

Maj 2007. Grodzisk Mazowiecki - eliminacje do Pucharu Polski Strong Man. Grzegorz pokonuje wszystkich rywali. Zwycięża. Nagle cała polska widownia, która kibicuje zawodom, skanduje nazwisko mało znanego zawodnika z Trzebiatowa. Kilkutysięcznego miasteczka, leżącego 10 km od morza.

Uczy się na błędach

Występ w Grodzisku to drugi start Grzegorza Szymańskiego. Rok wcześniej na eliminacjach w Gdyni nie powiodło mu się. Ale wówczas pojechał z marszu, bez przygotowania. Kiedy wyjechał z imprezy z niczym, miesiące do kolejnego sezonu okupił ciężką pracą. I wygrał.

W starej, poniemieckiej stodole, wyszykował sobie salę do ćwiczeń. Nie ma tu luksusów, jest za to spokój i miły chłód w upalne dni. Nieduży, leciwy tapczanik. W kącie yok (stojak) do wyciskania, na ziemi gigantyczne kule i opona, metalowe belki do ćwiczenia tzw. martwego ciągu.

- Nie jest to pałac, ale mam swój kąt - zaprasza do środka Grzegorz, który raz w tygodniu jeździ aż pod Gdańsk, ćwiczyć w hali u Jarosława Dymka, uznanego w Polsce zawodnika. - To kawał drogi, ale warto. U Jarka mogę potrenować na sprzętach, których u siebie nie mam - tłumaczy.

Praca i wytrwałość

Siła mięśni nie wystarczy, by wygrywać. Jaki jest więc przepis na sukces? Praca, wytrwałość, upór, inteligencja, wiara i trochę szczęścia, by trafić na odpowiednich ludzi.

Grzegorz ma teraz swoje pięć minut. Po eliminacjach, jako jedyny zawodnik z województwa zachodniopomorskiego, trafił do Teamu Pudziana, czyli Mariusza Pudzianowskiego. Ten wielokrotny mistrz Polski i Europy zwalnia nieco tempo kariery, próbując werbować do swojej stajni nowych, dobrze zapowiadających się zawodników.

- W drużynie panuje fajna atmosfera, nie ma ciśnienia, zawiści, jest oczywiście rywalizacja, ale to uczciwa gra, która bardziej mobilizuje, niż spala - mówi Grzegorz.

Sposób na nudę

Do treningów namówił go dziadek. - Miałem 13 lat i nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Dziadek wiedział, że jestem silny, wcześniej rzucałem kulą i próbowałem boksu - wspomina Grzegorz.

Zaczął trening na siłowni, w której w owym czasie królowały sztangi, hantle, ławka do wyciskania. I tyle. - Spróbowałem, spodobało mi się, zacząłem chodzić systematycznie, okazało się, że mam duże możliwości. Tę siłę, to mam po dziadku, on był silny chłop - dodaje.

Ojciec Grześka także. Niestety, nie udało mu się wykorzystać daru, jakim obdarzyła go natura. - Zaczął pić i życie przeleciało mu przez palce, a ja nie chcę tak jak on, bo trzeba mieć cel i do niego dążyć, planuję pójść dalej - tłumaczy Grzegorz. - Studia, rodzina, dzieci - to moje marzenie.

Kucharz jada u mamy

Z zawodu jest kucharzem. W kuchni jednak króluje mama. Kiedy wraca z zawodów, najlepiej smakuje mu kotlet spod maminej ręki. Musi być drobiowy, dietetyczny, do tego ryż i duża porcja surówki.

Swój czas dzieli między pracę, treningi i rodzinę. Niedługo będzie miał swoją. Jesienią zamierza się żenić. Potem jakiś dom, studia. Na razie, prócz startów, zarabia jako ochroniarz w jednym z kołobrzeskich klubów.

- Ludzie czasem traktują nas stereotypowo, że niby duży i z bicepsami, to rozumu u niego mało. Miło jest, kiedy rozpoczynamy rozmowę i ludzie są zaskoczeni - tłumaczy Grzegorz. W Trzebiatowie wszyscy go rozpoznają. W sklepie i na ulicy czasem nie może opędzić się od spojrzeń. - Do mikrych nie należę, więc jestem widoczny - żartuje.

Marzenia się spełniają

Jedno już się spełniło. Wygrał ogólnopolskie eliminacje. Teraz jeździ po Polsce z zespołem Pudzianowskiego. Znalazł sponsora. Jedna z trzebiatowskich firm, produkująca łodzie motorowe na eksport, zafundowała Grzegorzowi sprzęty do ćwiczenia. Wspiera go też indywidualny sponsor.

- Mam wokoło siebie dużo życzliwych osób, ludzi takich, jak Mariusz czy Jarek Dymek, którzy dzielą się swoją widzą i doświadczeniem. To wiele dla mnie znaczy - mówi.
Być może za kilka lat on także będzie szkolił młody narybek. Dziś jest na początku drogi do marzeń.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński