Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bałtyk jest wielkim toksycznym śmietnikiem historii

Anna Piwowarska
Latem ubiegłego roku morze wyrzuciło na plażę w Czołpinie niebezpieczną, żrącą substancję. Eksperci przyznali, że może to być broń chemiczna zatopiona po II wojnie światowej w Bałtyku.
Latem ubiegłego roku morze wyrzuciło na plażę w Czołpinie niebezpieczną, żrącą substancję. Eksperci przyznali, że może to być broń chemiczna zatopiona po II wojnie światowej w Bałtyku. Łukasz Capar
Po II wojnie światowej do Morza Bałtyckiego wrzucano tony broni chemicznej. Lata później musimy zmierzyć się z ewentualnym zagrożeniem i znaleźć rozwiązanie tego problemu.

W czasie II wojny światowej broń chemiczna używana była na skalę masową. W samej III Rzeszy wyprodukowano ponad 65 tys. ton związków chemicznych używanych do wytwarzania broni, wśród których najpowszechniejszym był gaz musztardowy, a także tabun, chloroacetofenon (związek używany w granatach dymnych i miotaczach gazu) oraz olej arsenowy. Produkcja postępowała sprawnie i szybko, ale nikt nie brał pod uwagę konsekwencji takiego działania.

Składowiska broni
Po wojnie w Niemczech przechwycono ponad 300 tys. ton broni wyprodukowanej na bazie związków chemicznych. Problemem okazało się ich zneutralizowanie. Na polecenie Radzieckiej Administracji Wojskowej, a także brytyjskich i amerykańskich władz okupacyjnych w Niemczech, odpady chemiczne w latach 1947-1948 zrzucano do wód Bałtyku. Na wysokości cieśniny Skagerrak, a także Głębi Got­landzkiej, Basenu Bornholmskiego i Małego Bełtu, wyznaczono składowiska odpadów chemicznych. W większości wypadków do wód wrzucano luzem pociski artyleryjskie i bomby lotnicze. Zdarzało się jednak, że topiono całe statki.

W ostatnich latach zespół naukowców dotarł do danych, które sugerują, że poza wymienionymi oficjalnymi strefami zrzutu, istnieją również liczne, mniejsze miejsca składowania broni. Wiele ton chemikaliów trafiło m.in. w okolice Głębi Gdańskiej oraz Rynny Słupskiej.
Dokładnego zbadania nieoficjalnych miejsc zrzutu podjęła się grupa naukowców z Polski, Niemiec, Szwecji, Finlandii i Litwy. W ramach projektu CHEMSEA od kilku lat starają się oni umieścić na mapie i dokonać dokładnej charakterystyki miejsc zdeponowania broni.
Naukowcy chcą dokładnie ustalić potencjalne zagrożenia dla środowiska i rybołówstwa, a także przygoto­wać wspólny plan działania w regionie w razie spodziewanych wycieków.

Potencjalne zagrożenia
- W obecnym stanie, te składowiska stanowią zagrożenie prawdopodobnie tylko dla rybaków i ludzi związanych z konstrukcjami podwodnymi, w sensie narażenia na fizyczny kontakt i poparzenia. - mówi dr Jacek Bełdowski z Instytutu Oceanologii PAN, jeden z koordynatorów projektu CHEMSEA.

Dr Bełdowski ostrzega, że powinniśmy obawiać się prze­de wszystkim wypad­ków wywołanych przez człowieka.

- Jeśli rybacy lub przedsię­biorcy naruszą pojemniki, wyciek może się zwiększyć i zagrozić większym obszarom dna, a co za tym idzie - większej ilości organizmów żywych. Niewykluczone, że nastąpi masowa korozja, co również miałoby podobny skutek - mówi.
Jednocześnie jednak us­po­­kaja, że zdania naukow­ców na ten temat są podzielone, gdyż dotychczas niczego podobnego nie zaobserwowano.

Naruszenie pojemników wydaje się prawdopodobne, ponieważ cały czas wzrasta eksploatacja Morza Bałtyckiego. Coraz częściej zaawansowane technologie umożliwiają docieranie do dna morskiego, gdzie składowana była broń. Instalowanie morskich farm wiatrowych, układanie kabli na dnie morza oraz trałowanie denne sprawia, że ludzie coraz częściej zbliżają się do stref skażonych.
Bez wątpliwości składowiska mają negatywny wpływ na florę i faunę morską. - Substancje te są nie tylko parzące, ale i rakotwórcze oraz genotoksyczne. Jednakże na tak dużych głębokościach kontakt jest ograniczony, a uwalnianie jest powolne - więc i wpływ jest (przynajmniej jak dotąd) niewielki i ściśle lokalny - ale badania trwają, w przeciągu kilku lat powinniśmy wiedzieć więcej - mówi dalej dr Bełdowski.

Co możemy zrobić?
Pomimo że nie pozostajemy zupełnie bezradni, jak zauważa dr Bełdowski, metody na rozwiązanie problemu składowisk są bardzo ograniczone: - Możemy wytypować, które z tych obiektów są najbardziej niebezpieczne (leżą na powierzchni dna, w rejonach odwiedzanych przez ryby, lub w miejscu planowanych inwestycji) - i albo wprowadzić ścisły nakaz unikania takich miejsc i łowienia tam ryb, albo, co lepsze ale też bardziej ryzykowne - wydobyć je w taki sposób, aby nie naruszyć pojemników. Np. zapakować na dnie do szczelnych pojemników, tzw. overpack'ów i dopiero wycią­gać, przetransportować na ląd i zniszczyć w specjalnych fabrykach.
Działania te są jednak szalenie kosztowne. Jak poinformował nas dr Bełdowski, Główny Inspektorat Ochrony Środowiska w Warszawie popiera pomysł stworzenia jakiegoś międzynarodowego funduszu, który wspierałby państwa pragnące przeciwdziałać zagrożeniu.
Dotychczasowe wyniki badań naukowców spowodowały również, że NATO-wski program Nauka na Rzecz Pokoju i Bezpieczeństwa zdecydował się sfinansować dalsze badania dna morskiego.

W ramach nowego projektu, dno Bałtyku będzie obserwowane za pomocą autonomicznych oraz zdalnie kierowanych pojazdów podwodnych.

Pozwoli to wytypować najlepsze działania prowadzące do rozwiązania problemu składowisk broni.
W nadchodzących badaniach dna morskiego uczestniczyć będą studenci ze Studenckiego Koła Astronautyki Politechniki Warszawskiej. Skonstruowany przez nich robot będzie wykonywał pomiary, które pomogą w ustaleniu zagrożenia i wpływu składowisk na środowisko morskie. Parę dni temu projekt CHEMSEA oficjalnie ogłosił bliskie zakończenie badań i zapowiedział, że ostateczne ich wyniki przedstawi w połowie lutego na konferencji w Warszawie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński