MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Anna Kiełbasińska: Nigdy nie oceniam książki po okładce. A bieganie w sztafecie 4x100 jest dla mnie niczym słodki...kochanek!

Adam Godlewski
Mistrzostwa Europy w lekkoatletyce Monachium 2022 były bardzo udane dla Anny Kiełbasińskiej. Jaki wynik na 400 metrów przyniesie bieżący rok? Cel jest jasny!
Mistrzostwa Europy w lekkoatletyce Monachium 2022 były bardzo udane dla Anny Kiełbasińskiej. Jaki wynik na 400 metrów przyniesie bieżący rok? Cel jest jasny! fot. Pawel Relikowski / Polska Press
Annę Kiełbasińską, naszą dwukrotną srebrną (w biegach rozstawnych 4x100 i 4x400) oraz brązową medalistkę (400 metrów) zastaliśmy na zgrupowaniu w tureckim w Belek, gdzie - jak plastycznie to ujęła - wraz z trenerami prowadzi prace wykończeniowe nad formą, z którą chce wejść w sezon letni. Co przede wszystkim chce wygrać i jeszcze sobie udowodnić słynna sprinterka?

Jak przebiegają przygotowania do sezonu letniego?
Jak to u każdego sportowca - są zarówno dołki, jak i lepsze momenty, to naturalne. Wiem oczywiście, że lepiej sprzedaje się narracja, że wszystko idzie wyłącznie super. Tymczasem tak się nie da, żeby wszystko ciągle było idealnie. Ale muszę przyznać, że u mnie w tym roku jest całkiem przyzwoicie, obyło się na szczęście bez większych urazów. Tyle że mam już czasami wrażenie, że na tym etapie kariery mentalnie trudno jest zbierać się do treningu. Bo już odłożyło się w pamięci ileś lat z rzędu takiego poświęcenia. Czasami zastanawiasz się już zatem, czy nadal warto się katować. Wszyscy myślą pewnie, że my tylko sobie tak biegamy, skoro jesteśmy sprinterkami, ale trening biegu na 400 metrów łączy w sobie siłę, szybkość, wytrzymałość, w tym tę specjalistyczną. Wysiłek, który trzeba w to włożyć powoduje, że czasami masz po prostu ochotę przestać.

Gdzie trenujesz?
Od 2 lat mamy ten sam model przygotowań. Jesienią i wczesną wiosną latamy na płaskowyż do RPA, gdzie jest prawie 1400 metrów nad poziomem morza. Tam przez 3 tygodnie wykonujemy pracę mocno ładującą akumulatory. Natomiast teraz jesteśmy już w Turcji. W świetnym ośrodku, z super zapleczem treningowym i bardzo dobrym jedzeniem. W Belek trwa robota wykończeniowa, szlifujemy już ostatnie elementy.

Liczyłaś, ile dni spędzasz poza domem każdego roku?
Może powinnam zacząć, bo jest tego naprawdę dużo. Na pewno ponad 200, czyli ponad połowę życia spędzam na walizkach.

Co zmieniło się w Twoim treningu od czasu, kiedy zmieniłaś trenera, że biegasz znacznie szybciej niż wcześniej?
W zasadzie - wszystko dookoła. Jestem w grupie, w której jest rywalizacja, ale taka zdrowa, na napędzającym wszystkich poziomie. Trening jest oparty o naukę, naprawdę czuję, że pracuję z ludźmi, którzy są wysoko wykwalifikowani i pewni tego co robią. Nowe bodźce, które dostałam, bardzo dobrze i mocno uderzyły w moją mentalność. A gdy odnajdujesz się tak znakomicie w jakiejś sytuacji, mówisz sobie: - Wow, w końcu jest to co sobie zakładałam! I wtedy wszystko naprawdę zaczyna iść jak po maśle. Dzięki tej zmianie znacznie zwiększyłam szansę, żeby osiągnąć to, co zakładam przed danym cyklem startów.

Jakie są zatem Twoje plany na bieżący rok? Co chcesz wygrać i co jeszcze sobie udowodnić?
Dobre pytanie, bo właśnie zaczęłam walczyć ze sobą i zastanawiać się, czego ja konkretnie chcę... Takim jasnym celem jest oczywiście wynik, którego dotąd nie zrobiłam, czyli zejście poniżej 50 sekund na 400 metrów. Wiem, że aby złamać tę granicę, wszystko musi się zgrać i wszystko ułożyć wręcz idealnie – w przygotowaniach, ze zdrowiem, z mentalem. Przed sezonem trochę boję się stawiać konkretne prognozy, bo jeszcze sama nie wiem, gdzie tak naprawdę jestem. Najpierw muszę po prostu rozpoznać teren, a dopiero później definiować cele. Dziś jest po prostu jeszcze zbyt wiele niewiadomych.

W świetnym, medalowym stylu wróciłaś do sztafety 4x100 metrów. To był jednorazowy wyskok, czy zanosi się na dłuższy flirt?
Jeżeli tylko pojawi się możliwość i plan zawodów nie będzie kolidował ze startami na 400 metrów, to bardzo chętnie tę wznowioną przygodę będę kontynuować. Tyle mi to przynosi radości, że trudno to nawet to opisać! To jest jak taki słodki... kochanek!

Ciekawa metafora. A jak dużo czasu poświęcacie ogóle na trening zmian w sztafecie? Przekazywanie pałeczki na pełnej, naprawdę dużej prędkości, to nie jest łatwa sprawa.
Rzeczywiście, nawet najlepsze zespoły na świecie czasem wpadają w tarapaty, bo pałeczka jest przekazywana za strefą zmian, albo w ogóle się gubi i już nie dobiega się do mety... Nawet jeśli na treningach wszystko wychodzi genialnie - na zawodach coś może nie zagrać nie tylko dlatego, że dochodzi stres. Za duży wiatr w plecy może pokrzyżować szyki, nagle okazuje się, że ustalone wcześniej misternie odległości, z których startuje się przed kolejną zmianą, robią się za małe przy wyruszeniu na umówiony znak. Zmieniają się także partnerki w drużynie, aż cztery osoby muszą się zgrać, a to wcale niemało... Także miewam wrażenie, że w dużym stopniu – niezależnie od czasu poświęconego na ćwiczenia – i tak zmiany pozostają loterią. Chodzi oczywiście o dopasowywanie prędkości dwóch zawodniczek w strefie zmian. Zatem wchodząc do tej strefy, wcześniej odmierzamy stopami konkretną odległość ustaloną przez trenera – powiedzmy 28 stóp - i przyklejamy na bieżni taśmę. I obserwujemy, kiedy partnerka minie tę taśmę, aby dokładnie w tym momencie wystartować. A potem, już w biegu, czekasz tylko na ustalone wcześniej słowo „hop” albo „już”, aby wyciągnąć dłoń do tyłu, w którą koleżanka ma obowiązek – to znaczy powinna – włożyć pałeczkę. Im płynniej przeprowadzi się ten manewr, tym lepszym jest się na mecie. W teorii – nawet proste.

Dziękuję za to plastyczne wytłumaczenie. Wasza rywalizacja z Natalią Kaczmarek, Justyną Święty-Ersetić, czy Igą Baumgart-Witan, która niewątpliwie nakręca wyniki, może też wypalać?
Nie wiem, jak dziewczyny do tego podchodzą, bo nie są wylewne w tym temacie. Jeżeli o mnie chodzi, to na pewno jest to aspekt pozytywny, który mega mnie cieszy. Niesamowicie jest mieć takie 3 filary w sztafecie 4x400, mało który kraj może tym się poszczycić, zatem to fakt dodający otuchy. Nie ma się też jednak sensu czarować - to jest rywalizacja na całego, każdy chce być numerem jeden. Wszyscy pamiętają tę najlepszą, numer 2 praktycznie nikogo nie interesuje. Jestem w stanie spojrzeć na całokształt naszego biegania i wiem, że poziom jest niesamowicie wysoki, ale cały czas czekam na moment, kiedy spróbuję zaatakować pierwszą pozycję. Z kolei Natalia prawdopodobnie nieustannie czuje mój oddech na plecach, bo jednak te czasowe odległości pomiędzy nami nie są jakieś kosmiczne. I ona wie, że ja będę próbować. I pewnie ją to także nakręca, żeby też iść do przodu. Każda z nas chce być najlepsza, więc pewnie u każdej po mniej udanym starcie pojawia się i taki moment, w którym pomyśli: - Po co mi to wszystko? Ale potem znowu się nakręcasz, bo czujesz smak rywalizacji, czujesz smak sukcesu i znowu chcesz to robić. Tak to właśnie działa w sporcie.

Aby stworzyć zgraną drużynę musicie się lubić, czy wystarczy być po prostu jak koledzy z pracy?
Ciągle musimy mierzyć się z tym pytaniem, strasznie nas naciskacie... A żadna nie chce powiedzieć czegoś, co by zabrzmiało nie tak, jak powinno. Obiektywnie, na ile jestem w stanie spojrzeć na tę sytuację, bieg rozstawny 4x400 metrów jest taką konkurencją, gdzie właściwie przez większość czasu biegniesz sama. Zmiany nie są aż takie trudne, jak w 4x100 i tutaj nie musisz mieć aż tak wielkiego zaufania z partnerkami i takiej chemii. Natomiast oczywiste jest, że fajnie jest jak jest... fajnie! Niezależnie jednak od tego, jak wszystko układa się na poszczególnych zawodach, to dajemy radę. I to jest najważniejsze.

Słynny trener siatkarek Andrzej Niemczyk zawsze chciał, żeby jego siatkarki chodziły na manicure, pedicure i na inne zabiegi kosmetyczne przed ważnymi zawodami. Po to, żeby wyglądały efektowniej od konkurentek i z tego też czerpały przewagę. Czy w lekkoatletyce także miewa miejsce taka wojna psychologiczna?
Nie ma tego u nas. I szczerze powiem, że oglądając zawody nienawidzę, jak komentatorzy pozwalają sobie na ucieczki do komentowania wyglądu zawodników. Uważam, że jest to niestosowne. I nie ma oczywiście kompletnie znaczenia dla losów rywalizacji, nawet jeśli to oczywiste, że każda z nas stara się wyglądać ładnie. Po środowisku chodzi nawet taki tekst, że jeśli nie dobiegam, to chociaż do...wyglądam, ale ja go nie kupuję. Nigdy nie oceniam książki po okładce. Tym bardziej, że sama miałam problemy zdrowotne, które powodowały, że w pewnym momencie nie wyglądałam tak, jakbym chciała. I ta sytuacja także mnie nauczyła, że to nie ma znaczenia jak wyglądasz. Ważne, co sobą reprezentujesz jako osoba i jakie wartości prezentujesz.

Holenderka Femke Bol jest z zupełnie innego wymiaru?
Jest faktycznie niesamowicie utalentowana, bo właściwie na każdym rodzaju treningu jest bardzo dobra i bardzo mocna, ale to nie jest tak, że coś jej przychodzi super łatwo. Tylko naprawdę strasznie ciężko na to pracuję. U niej nie ma takiego momentu, w którym coś byłoby niedociągnięte; jest perfekcjonistką. Ma fajnie poustawiane wszystko w głowie, i właśnie dlatego wszystko jej żre. Jest bardzo młoda, szybko się regeneruje i tym rekompensuje brak doświadczenia. Na pewno ma jednak miejsca, w których może jeszcze dołożyć i wiele się jeszcze nauczyć. To jest talent, ale poparty bardzo ciężką, jakościową pracą. Dlatego ma takie wyniki. A może być jeszcze lepsza.

Wejście do Orlen Teamu zmieniło coś w organizacji Twojej pracy?
Tak naprawdę rozwinęło mnie to na wielu poziomach, bo gdy zaczynałam już łapać wiatr w żagle, i znalazłam mnóstwo sposobów jak efektywniej trenować, okazywało się, że nie mam na wszystko środków. I dopiero po podpisaniu kontraktu ze sponsorem jestem w stanie trenować na takim poziomie, na jakim chcę. Jestem też w stanie zadbać o regenerację, 2 razy w tygodniu pójść do fizjoterapeuty, 2 razy w tygodniu na kilku godzinny masaż. Chcąc poprawiać wyniki, musisz dobrze jeść, wysypiać się, inwestować w specjalistyczny sprzęt. A to wszystko kosztuje... Ta współpraca to dla mnie inwestycja w siebie, musiałam zacząć być bardziej przedsiębiorcza, bo konieczne okazało się założenie... firmy. Nauczyłam się, jak nią zarządzać, jak być odpowiedzialną. Życie sportowca na pewnym etapie to jest taka przedłużona młodość. Trenujesz, startujesz, dostajesz stypendia na konto, wszystko dzieje się niejako automatycznie. Tymczasem po nawiązaniu współpracy sponsorskiej z Orlenem sytuacja zmusiła mnie do tego, żeby zostać – przynajmniej po części – business woman.

A zastanawiałaś się już, co będziesz robić po karierze?
To jest bardzo stresujące pytanie. Bo daje do myślenia, że już w sumie niedługo będę musiała zredefiniować całą swoją osobę. Przez większość życia jestem sportowcem, dziennikarze proszą o wywiady, wyjeżdżam na obozy i starty, cały czas dużo się wokół mnie dzieje. Po zakończeniu kariery, jak powiedzieli mi starsi koledzy-sportowcy, to wszystko ucicha i ciężko jest odnaleźć się w normalnej biurowej pracy, od 9 do 17. Bo my – sportowcy - nie umiemy usiedzieć w jednym miejscu tak długo. Dlatego już teraz próbuję układać życie tak, żeby mieć kilka źródeł, w których będę mogła coś robić i zarabiać na siebie. Ale to łatwe i kolorowe nie jest, trenując dalej na najwyższych obrotach trudno po prostu o czas na inne zajęcia. Jestem żołnierzem, z dumą reprezentuję wojsko, ale nie mam tego typu osobowości, która by się odnalazła na wiele kolejnych lat w takiej strukturze. Bardziej chcę iść w kierunku sportowym. Jako organizator, chciałabym trochę pracować dla młodzieży – aby miała łatwiej niż ja, gdy zaczynałam. Ale nie wykluczam także próby w dziennikarstwie. Miałam szansę bycia ekspertką przy komentowaniu zawodów i bardzo mi się to spodobało. Dostałam nawet bardzo pozytywny oddźwięk, więc czemu by nie?!

Rozmawiał Adam Godlewski

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kadra Probierza przed Portugalią - meldunek ze Stadionu Narodowego

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński