MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zdał egzamin swojego życia

Hanka Lachowska
- Nigdy w życiu nie przeżyłem czegoś takiego i obym już więcej nie musiał - mówi Kamil Jeziorny.
- Nigdy w życiu nie przeżyłem czegoś takiego i obym już więcej nie musiał - mówi Kamil Jeziorny. Sławek Ryfczyński
Tego dnia Kamil z Miedzyzdrojów miał jechać do szkoły. Przez myśl mu nie przeszło, że za kilka godzin będzie prawdziwym bohaterem.

Był piątek, godzina 16. Pogoda taka sobie, ale na plaży w Międzyzdrojach wypoczywało sporo osób. Część przyjechała już na wakacje. Tak jak państwo Agnieszka i Włodzimierz P., którzy razem z dwoma synami przyjechali aż z Łgoty koło Zawiercia na Śląsku. Kobieta razem z chłopcami relaksowała się wśród plażowiczów. Żadne z nich nie myślało, że za kilka chwil ich życie zmieni się na zawsze.

Na plażę zamiast do szkoły

Ratownicy zaczynają za późno

Co roku jest ten sam problem. Mimo że na nadmorskich plażach już w czerwcu pełno jest plażowiczów, to jednak ratownicy pojawiają się dopiero od 1 lipca. Tak samo w tym roku. Władze samorządowe głośno trąbią o tym, jak bardzo chciałyby przedłużyć sezon w swoich miejscowościach. A gdy pogoda daje im taką szansę, to szkoda im pieniędzy na wcześniejsze zatrudnienie ratowników. Tłumaczą się przy tym, że przecież sezon rusza dopiero od lipca...

Tego dnia Kamil migał się jak mógł od wyjazdu do szkoły w Kołobrzegu. W sobotę miał zdawać egzamin na młodszego ratownika. To zaprzątało jego myśli.

- Wolałem zostać ratownikiem niż jechać do szkoły na zakończenie roku - mówi z uśmiechem. - Nie dało pogodzić się tych dwóch rzeczy.

Miał dodatkowy dylemat, bo rodzicom nie bardzo podobało się, że syn opuści szkołę. W końcu jednak egzamin na ratownika wziął górę.

Razem z kolegą, Pawłem Sobczakiem, poszli na plażę.
- Usiedliśmy na piasku nie bardzo wiedząc, co robić - opowiada Kamil. - Chcieliśmy trochę popływać jeszcze przed egzaminem, ale były bardzo wysokie fale i silny prąd.
Nagle usłyszeli krzyk. Spojrzeli w miejsce, skąd dochodził. Krzyczała kobieta. Stała po szyję w wodzie.

Mogli oboje utonąć

- Pierwsza myśl - topi się - opowiada Kamil. - Ale zaraz potem pomyśleliśmy, ze może to tylko takie wygłupy czy coś w tym stylu. Tak się czasem zdarza.

Obaj podnieśli się jednak z piasku. Minęło kilka sekund, zanim zdjęli koszulki i ruszyli na ratunek.

- Na początku baliśmy się trochę, żeby nie wyjść na głupków, gdyby okazało się, że to tylko jakieś żarty - mówi Kamil. - Ale w kilka sekund wiedzieliśmy, że to nie jest dowcip. Ta kobieta naprawdę się topiła. A razem z nią dwóch chłopaków.

Wbiegli do wody. Z trudem poruszali się po kamienistym dnie. Kobieta była jakieś 30 metrów od brzegu. Może dalej. Pierwszy doszedł do niej Kamil. Paweł ruszył w stronę jednego z dwóch chłopców.

- Zapytałem tę kobietę, czy da radę dojść sama do brzegu. Odpowiedziała, że nie - opowiada Kamil. - Chwyciłem ją w pasie i próbowałem iść w stronę plaży. Ale strasznie nas znosiło.

Nagle kobieta chwyciła go za szyję.
- Nie potrafię powiedzieć, czy poszliśmy oboje pod wodę. Nie pamiętam - mówi Kamil. - Pamiętam tylko, że zachłysnąłem się wodą. Wystraszyłem się, że oboje utoniemy.

Ratujcie moich synków!

Puścił kobietę. Chciał sprawdzić, czy sam jest w stanie utrzymać się na wodzie. Nagle zahaczył nogą o coś na dnie.
- Zaparłem się. Dzięki temu mogłem już skutecznie walczyć z silnym prądem - dodaje Kamil.

Po chwili razem z kobietą byli już na brzegu.
- Ona krzyczała "ratujcie moich synków. Oni są tacy młodzi" - mówi cicho Kamil.

Obrócił się w stronę wody. Nigdzie nie widział Pawła ani żadnego z chłopców. Wystraszył się. Zauważył, że obok niego stoi jakiś mężczyzna. Krzyknął, żeby przyniósł jakąś linę z baru na plaży.

- Ćwiczyliśmy to na kursie na młodszego ratownika - wyjaśnia Kamil. - Liną przewiązuje się ratownika w pasie. On wchodzi do wody, ale z brzegu jest cały czas asekurowany.

Nagle zobaczył Pawła. Stał na płyciźnie razem z chłopcem. Już nie czekał na linę. Ruszył w ich kierunku.
- Chłopiec był w wielkim szoku. Stał zaledwie po kolana w wodzie, a mimo to cały czas krzyczał, że się topi - wspomina Kamil.

Kilka chwil później cała trójka była na brzegu. Niestety, drugiego z chłopców nie udało się uratować. Zniknął pod wodą. Dopiero siedem godzin później, sto metrów od miejsca, gdzie widziany był po raz ostatni, znaleziono jego zwłoki.

Mama nic nie wiedziała

Pod wieczór Kamil wrócił do domu. Rodzicom nic nie powiedział. W sobotę rano poszedł na egzamin. Chwilę później zadzwoniła do niego mama.

- Powiedziała, że dowiedziała się od znajomej, że jakiś Kamil J. razem z kolegą uratowali tonących. Zapytała, to ty synu? - uśmiecha się skromnie Kamil. - Odpowiedziałem, że tak. Wtedy mama zapytała "to ja od znajomych się muszę dowiadywać takich rzeczy?".

"Głos Szczeciński" jako jedyna gazeta napisał w sobotę o bohaterskim czynie dwóch międzyzdrojan.
- Gazeta rozeszła się błyskawicznie - mówi Marian Baranowski, szef międzyzdrojskiego oddziału WOPR. - Już w południe nigdzie nie można było jej dostać. Udało się kupić jeden egzemplarz w kiosku u znajomego. Gdy zobaczyłem artykuł, byłem dumny z chłopaków. Zdali egzamin swojego życia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński