Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wszystkie psy chcą iść do nieba

Anna Folkman
Andrzej Szkocki
Tutaj zamiast numerków dostają imiona. Nimi przywoływane są na spacerze, na którym być może nigdy nie były. Nie muszą spać w zimnej klatce wśród odchodów. W domu tymczasowym porzucone czworonogi wyrwane z piekła poznają lepszą stronę życia. Nabierają zaufania i czekają na kochających ludzi, którzy przygarną je już na zawsze. To taki pieski czyściec - przed prawdziwym niebem.

Tori jest energiczna. Wszędzie jej pełno. Po tym jak dziś się bawi i cieszy ze spacerów trudno wywnioskować, że została porzucona w lesie a potem przeszła twardą szkołę w schronisku. Sunia trafiła do Marty Głowackiej tydzień temu.

- Została znaleziona w Bartoszewie. Miała kolczatkę, ale biegała po lesie bez opiekuna - opowiada pani Marta. - Jej losem zainteresowała się przypadkowa kobieta, która powiadomiła Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami. Wszystko wskazywało na to, że suka zaginęła i wkrótce zgłosi się po nią właściciel. Niestety. Tori była w schronisku, minęły ponad dwa miesiące i nikt nadal się po nią nie zgłosił.

Nikt na razie nie chce Tori, ale jest wspaniałym psem wiec na pewno ktoś się wkrótce w niej zakocha. Najważniejsze jest jednak to, że na tę osobę nie musi czekać w którymś z przepełnionych boksów w schronisku. Uratowała ją przed tym pani Marta, która od około dwóch lat prowadzi dom tymczasowy dla zwierząt. Dwa lata temu wzięła pod opiekę pierwszego czworonoga.

- Od zawsze kochałam zwierzęta, w małym rodzinnym mieszkaniu mogłam jedynie pozwolić sobie na chomiki - śmieje się Marta głaszcząc Tori. - Kiedy zamieszkałam z chłopakiem w domku na Warszewie mogłam pomyśleć o znacznie większym pupilu. Najpierw zaangażowałam się w akcję "Spacerowicz" w szczecińskim Towarzystwie Opieki nad Zwierzętami. Wyprowadzałam psiaki na przechadzki.

Dowiedziała się tam o możliwości tworzenia domu tymczasowego dla zwierząt. Na początku opiekowała się szczeniakami, które szybko znalazły nowe domy.

- Kiedy zobaczyłam radość ludzi, ich miłość do tych zwierząt wiedziałam, że oddaję psiaki w dobre ręce i to sprawiło, że pożegnać się z nimi było o wiele łatwiej, bo tego obawiałam się najbardziej - wspomina opiekunka Tori. - Chociaż może nie do końca, bo za każdym razem, kiedy trafiał do naszego domu kolejny czworonóg mój chłopak mówił, że ten już zostanie z nami. Ja też przystawałam na to, ale potem okazywało się, że ktoś szuka właśnie takiego pupila, chce stworzyć mu wspaniały dom i oddawałam go do adopcji myśląc, że przecież są jeszcze inne psy, które potrzebują pomocy.

Miała rację. Spod skrzydeł pani Marty do adopcji trafił np. stary, chorowity pies, który znalazł kochających właścicieli w Danii. Przygarnęła go szczecinianka, która wyjechała tam z mężem.

- Trzeba powiedzieć, że stare psy, niepełnosprawne bardzo często dom znajdują za granicą - dodaje pani Marta. - U nas taki psiak jest przekreślony. To przykre.

Opiekunka ze wszystkimi właścicielami, którzy adoptowali psa z jej tymczasowego domu jest w kontakcie. Dostaje od nich zdjęcia, pozdrowienia, czasem się spotykają.

- To najlepsza nagroda - widzieć szczęśliwego "tymczasiaka", który wcześniej kulił się słysząc trzask lodówki lub widząc podniesioną rękę - zauważa Marta.

"Tymczasiaki" jak mówią na takie zwierzęta osoby tworzące domy tymczasowe, mają za sobą różne historie. Jeden z psów, który trafił do pani Marty przed Tori bał się mężczyzn. Najprawdopodobniej to oni wyrządzili mu największą krzywdę.

- Bał się do tego stopnia, że nie chciał jeść, kiedy miskę podawał mu mój chłopak - wspomina Marta. - Czekał na mnie do wieczora i wtedy dopiero jadł. Odpowiednia opieka i troska sprawiły, że czworonóg ponownie nabrał zaufania do ludzi.

Pani Marta jest kosmetyczką, praca zawodowa to jedno, hobby jakim są zwierzęta to drugie. Dzięki tym zainteresowaniom, kontaktom ze specjalistami, zdobyła praktyczną wiedzę na temat wychowania zwierząt, ich przysposabiania do społeczeństwa. Zawsze może też liczyć na pomoc innych wolontariuszy z TOZ.

- Moim zadaniem jest tak przygotować psa, by nowy właściciel miał z nim jak najmniej problemów - kończy Marta Głowacka. - Obserwuję jego zachowanie, to gdzie się załatwia, czy wchodzi do łóżka, czy jest agresywny, jak zachowuje się w stosunku do dzieci i innych zwierząt. Nauczyłam się to robić. Początki zawsze są trudne, bo psy ze schroniska nie potrafią zachowywać się odpowiednio w domu. Jesteśmy po to, by pomagać im wrócić do cywilizacji.

Marta wszystkie zwierzaki, które znalazły opiekę w jej domu uwiecznia na zdjęciach. Te wiesza na lodówce. Jest już około 24 fotografii. Zdjęcie trafia na lodówkę, dopiero kiedy psiak znajdzie nowy wspaniały dom. Teraz kolej na Tori. Jest śliczna, zadbana, uwielbia się bawić. Niestety do tej pory w sprawie jej adopcji nie było jeszcze żadnego telefonu. Chcesz ją przygarnąć? Wejdź na www.toz.szczecin.pl lub zadzwoń 791 074 970.

Serca zdobył mruczeniem

Także od dwóch lat prowadzi dom tymczasowy dla zwierząt pani Ania. Są to przeważnie psy, ale trafiają do niej także koty. Zdecydowała się na taką pomoc zwierzętom zupełnie przypadkiem.

- Chciałam zostać wolontariuszem, który wyprowadza na spacer czworonogi będące pod opieką TOZ-u. Niestety przyszłam za późno, ale w biurze usłyszałam o innej formie pomocy zwierzętom - mówi Anna Hrabi. - Od roku nie miałam psa. Kiedy moja sędziwa bokserka odeszła, trudno było mi pogodzić się ze stratą. Później myślałam o tym, by wziąć jakiegoś ze schroniska, ale bałam się, że taki pies będzie trudny do wychowania, agresywny. Jak na ironię, teraz przygarniam tylko takie psiaki, dzięki temu też zmieniłam o nich zdanie.

W sumie przez jej dom przewinęło się kilkanaście czworonogów. Kundelek, który trafił do jej domu, jako jedenasty, został już na zawsze. Ozzy na początku był agresywny, nie lubił obecności innych zwierząt. Trudno było znaleźć mu odpowiednią rodzinę. Spędził ponad miesiąc w schronisku. Wiadomo tylko tyle, że wcześniej spał w lesie.

- Razem z mężem zresocjalizowaliśmy go. Nie załatwia się w domu, uwielbia pieszczoty i nie jest tak agresywny - opowiada pani Ania. - Urzekł nas tym, że podczas głaskania głośno mruczy. Głośniej niż kot, to jest takie słodkie!

Odkąd Ozzy o trójkolorowej sierści mieszka z panią Anią, do tomu tymczasowego przyjmowane są tylko suczki. Właściciele nie chcą prowokować psa do agresji.

- Wszystkie psy chciałoby się przygarnąć, ale to niemożliwie więc naszą rola jest odnaleźć im nowe domy - kończy Ania. - Zachęcam wszystkich do takiej pomocy zwierzętom. Te, które nie miały nigdy albo nie pamiętają już ciepła prawdziwego domu, są sto razy wdzięczniejsze. Każda osoba prowadząca dom tymczasowy może liczyć na pomoc biura, innych wolontariuszy. Śmiało! Kto raz przygarnie psa i odda go w dobre ręce popadnie w nałóg. Tak jak ja.

>b>Z podwórka do mieszkania

Marta Olesiewicz kilka lat temu wyprowadziła się od rodziców, czegoś zaczęło jej brakować. W rodzinnym domu zawsze były zwierzęta, trzy kundelki. Szperała w Internecie i trafiła na informację o domach tymczasowych.

- Pierwsza myśl była taka - czy dam radę potem oddać zwierzę, które przygarnęłam. Czy zbyt mocno się do nich nie przywiążę - przyznaje pani Marta. Pojechałam do TOZ- u tam z wolontariuszką poszłyśmy do schroniska. Miałam wybrać pierwszego psa. Chodziłam i nie mogłam się zdecydować, gdy w tym czasie ona miała już samochód pełen psów. Dawno nie odwiedzałam schroniska, było mi szkoda wszystkich tych zwierząt. Nie mogłam patrzeć na ich smutne oczy i słuchać wycia. Zauważyłam jedną sunię, owczarka z długą sierścią siedziała spokojnie z tyłu. Dostała imię Duszka.

Weterynarz dokładnie ją obejrzał, przebadał. Była zaszczepiona, odrobaczona. Otrzymała też karmę, smycz.

- Przykro było patrzeć, kiedy sunia kuliła się przy ścianie wchodząc po klatce. Bała się schodów - wspomina Marta. - Całe życie prawdopodobnie spędziła na krótkim łańcuchu na podwórku. Trzęsła się. Miała kłopoty z utrzymaniem czystości. Nie miała pojęcia, że w ciepłym mieszkaniu nie załatwia się swoich potrzeb. Trochę czasu minęło, ale wkrótce nauczyła się zachowywać, jak domowy psiak. Nie bała się już wyjść z kojca, zaglądała z ciekawością do innych pomieszczeń i nie unikała już mojego wzroku.

Z czasem sunia stawała się coraz przyjaźniejsza. Po kilku tygodniach znalazła kochający dom, a w nim rodzinę z dzieckiem.

- Bywa, że spotykamy się czasem na spacerach. Psiaki, które przekazałam do adopcji poznają mnie. Widzę je radosne, w doskonałej kondycji. To genialne i dla takich chwil watro to robić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński