Gra "Selekcja" jest oparta na zasadach rekrutacji do jednostek specjalnych. Odbywa się rokrocznie od 1998 roku i za każdym razem gromadzi setki chętnych.
W pierwszym etapie, w tzw. preselekcji, wzięło udział kilkaset osób. Do drugiego etapu, czyli wyjazdu na poligon, zakwalifikowało się około 83 śmiałków.
- Uczestnicząc w "Selekcji" zauważyłam, że z roku na rok jest mniej pań - mówi Dorota Papież ze Szczecina, która trzykrotnie brała udział w grze. - Szkoda. Ale znam również mężczyzn, którzy są dobrze przygotowani kondycyjnie, jednak obawiają się sprawdzić w "Selekcji". W tym roku odpadłam drugiego dnia imprezy podczas forsownego marszu.
Jakie atrakcje czekały na uczestników? Obok skoków do wody, musieli nurkować z zawiązanymi oczami, desantowali z motorówki. Musieli również popisać się umiejętnościami strzeleckimi. Mało tego, uciekali w zakutych w kajdanki parach pod ostrzałem snajperów. Chodziło nie tylko o sprawność fizyczną - uczestnicy musieli zapamiętać hasła, liczb, teksty i azymuty, przechodzili przesłuchania. Niewielu przetrwało.
- Tegoroczną "Selekcję" ukończyło sześciu uczestników, nie ma wśród nich ani jednej pani - mówi major rezerwy Arkadiusz Kups, prowadzący grę. - W ubiegłym roku było to szesnaście osób. Dlaczego tym razem o dziesięć mniej? "Selekcja" była dłuższa o jeden dzień i dopiero pod koniec zaczęliśmy "kasowanie" ludzi.
Ostatniej doby z rywalizacji odpadło 10 osób. I to w jaki sposób! Podali swoje nazwisko, osobom podającym, się za pracowników centralnego biura śledczego. A w grze są tylko numerami...
- Zaproponowano im pracę w służbach, podali nazwisko i tym samym odpadli z gry, bo podstawową zasadą jest zakaz podawania tych informacji, można je podać tylko majorowi Kupsowi i to na hasło - mówi Marcin Bielecki, fotoreporter PAP, który fotografował zmagania uczestników gry.
Dobre wspomnienia z "Selekcji" ma Anna Gołąb z Widuchowej koło Gryfina, która przetrwała na poligonie pięć dni.
- Cieszę się z tego. To był mój drugi udział w grze - mówi Anna. - Było ciężko, tym bardziej, że miałam kontuzjowane kolano. Najtrudniejsze dla mnie było wskakiwanie na ponton.
Smutna wiadomość jest taka, że była to ostatnia edycja imprezy. Przynajmniej w takiej formule.
- Po piętnastu latach prowadzenia "Selekcji" jestem już zmęczony. Mam zwyczajnie dość - wyjaśnia mjr Arkadiusz Kups. - Szkoda, że nikt nie potrafi wykorzystać potencjału imprezy, bo co roku przez "Selekcję" przewijało się 500-600 osób. Czy wojsko bądź policja nie może wykorzystać tych ludzi? - pyta.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?