Do ciężko chorego mężczyzny w miniony poniedziałek przyjechali strażacy, zamiast karetki pogotowia. Pierwszej pomocy udzielił lekarz z przychodni, który piechotą przyszedł do domu chorego. Rodzina chorego była w szoku.
- Tata miał nowotwór - opowiada jeden z synów pacjenta. - Jego stan bardzo się pogorszył, więc zadzwoniliśmy po pogotowie. Gdy nie przyjeżdżało, mój brat pobiegł do pobliskiej przychodni po lekarza.
Chwilę później do chorego mężczyzny przyjechali strażacy wozem bojowym. Okazało się, że nie było wolnej karetki i dyspozytorka poprosiła strażaków o pomoc, bo są szkoleni w zakresie pierwszej pomocy. Zadzwoniła też do przychodni i wezwała karetkę z odległych o kilkadziesiąt kilometrów Międzyzdrojów. Zanim dojechała pacjent zmarł.
- Nie obwiniam pogotowia za śmierć taty - podkreśla syn zmarłego. - I tak by od nas odszedł, bo nowotwór był nieuleczalny. Ale gdyby chodziło o innego pacjenta i trzeba byłoby go przewieść szybko do szpitala, to jak strażacy wtargaliby go na ten wielki samochód?
Okazuje się, że to nie pierwszy taki przypadek, kiedy pogotowie prosi strażaków o pomoc. Niedawno ratowali mężczyznę z podejrzeniem zawału serca. W Kamieniu są bowiem tylko dwie karetki pogotowia ratunkowego. Obsługują Kamień, Golczewo, Świerzno, Dziwnów. Wystarczy jakiś wypadek drogowy i robi się poważny problem.
- Nie mamy wpływu na ilość karetek - tłumaczy Elżbiet Sochanowska, rzeczniczka Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego. - To ustala ustawa o państwowym ratownictwie medycznym.
Więcej przeczytaj w czwartkowym, papierowym wydaniu Głosu Szczecińskiego, lub kup e-wydanie Głosy nie wychodząc z domu
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?