MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Richard Onyango, jego prace są podziwiane na całym świecie. Wkrótce zobaczymy je w Szczecinie

Agata Maksymiuk
Agata Maksymiuk
Od wernisażu 6 czerwca aż do 8 września w Trafostacji Sztuki w Szczecinie będzie można oglądać wystawę Richarda Onyango zatytułowaną „Kangalika”. Seria nieoczywistych obrazów prowadzi widza przez świat maszyn, przepychu, niepokojących katastrof i postaci popkultury. Wszystko zaczęło się jednak od…

Autobusy? Zacznijmy od nich.

- Autobusy fascynują mnie od dziecka. W miejscu, w którym dorastałem, były rzadkością. Jeden przyjeżdżał co 2 - 3 dni. A podczas pór deszczowych zdarzało się, że nie przyjeżdżał wcale. Pamiętam, że kiedy miałem 9 lat, intrygowało mnie, jak dużo ludzi zbiera się na placu, gdy ten w końcu się pojawi. Kobiety, mężczyźni, dzieci, starcy. Jedni z pakunkami, inni bez. Ta mieszanina miała też swój szczególny zapach. Nawet po tylu latach, kiedy zamykam oczy, widzę i czuję tych ludzi, ten chleb, te pomarańcze, dym tamtych papierosów… Czuję to wszystko. Już jako dziecko miałem poczucie, że to coś ważnego. Przyglądałem się tym scenom i myślałem - żałuję, że nie mam kamery, mógłbym to wszystko uwiecznić. Ktoś podpowiedział mi wtedy, że przecież mam dwie ręce, mam oczy, wyobraźnię - sam sobie mogę być kamerą. Kupiłem papier, ołówek i zacząłem rysować. Kangalika tak nazywał się ten autobus. Pierwszy autobus, który narysowałem. Dookoła kabiny miał czarny pas i zawsze był wypełniony po brzegi.

Miałeś świadomość, że obserwowane przez ciebie sceny są ważne, a czy sam rozumiałeś, że tworzysz, coś równie ważnego, chwytając za ołówek czy pędzel?

- Był taki moment, kiedy kierowca narysowanego przeze mnie autobusu podszedł, spojrzał na pracę i stwierdził - jesteś artystą. Zdziwiłem się. Nie rozumiałem, kim jest artysta. - Artysta to osoba, która rysuje czy maluje to, co widzi i dzieli się tym z innymi. Odpowiedziałem więc - tak jestem artystą. Tak się zaczęło.

W swoich pracach przeobrażasz spokojne uliczki w olbrzymie, zakorkowane metropolie. Ta inspiracja pojazdami nigdy cię nie opuściła?

- Nie, maszyny są mi wciąż tak samo bliskie. Mój ojciec z nimi pracował. Pamiętam warsztat, w którym spędzałem cale godziny, przyglądając się różnego rodzaju pompom wodnym, buldożerom, koparkom czy częściom do nich. Byłem pod ogromnym wrażeniem tego, że człowiek jest w stanie zbudować takie rzeczy. Ja potrafiłem je tylko narysować. Ale mój tata nie pochwalał ani mojej fascynacji pojazdami, ani rysunkiem. Pewnego dnia zapytał mnie, co chciałbym w życiu robić. Powiedziałem, że chciałbym być kierowcą autobusu. - Jesteś głupi - usłyszałem - powinieneś być prawnikiem, lekarzem, pracować w rządzie, robić coś co ma znaczenie. Zabronił mi też rysunku. Uważał, że sztuka to strata czasu, coś, co odciąga mnie od nauki. Czasem musiałem się chować, żeby rysować. Ale ani wtedy, ani dziś ta fascynacja maszynami nie osłabła.

Paradoksalnie wszystko to, czego tata ci zakazał, doprowadziło cię do robienia tego, co chciał, żebyś robił - czegoś, co ma znaczenie.

- Zdradzę ci coś. Jestem drugim synem mojego ojca. Urodziłem się drugiego dnia, drugiego miesiąca, w drugiej godzinie. Moja mama, rodząc mnie, miała 22 lata. Dwójka, a w zasadzie podwójna dwójka, towarzyszy mi przez całe życie. Mam ją nawet w numerze telefonu. A lecąc tu, wizę załatwiałem 22 (śmiech).

Chyba ci wierzę, bo mój kalendarz podpowiada, że mamy 22 tydzień roku (śmiech). Sprawdzałeś, co te dwójki oznaczają?

- Powiedziano mi, że podwójna dwójka oznacza, że jestem osobą, która kroczy ścieżką dziecka. Wyjaśniając, jeśli w moim sercu pojawi się marzenie, znajdę w sobie siłę czy sposób, który poprowadzi mnie do jego spełnienia. Zauważam, że sprawdza się to w moim życiu. Czasem odpuszczam pewne kwestie, czasem przyjmuję pewne rzeczy z pokorą i dobro do mnie wraca.

Nietrudno w to uwierzyć, twoje prace są wystawiane na najważniejszych przeglądach sztuki na świecie i obecne w prestiżowych kolekcjach. Pamiętasz pierwszą wystawę?

- To był bardzo intensywny czas. Wiele się działo w moim życiu. Grałem na perkusji, rysowałem, pracowałem w firmie autobusowej i poznałem Drosie. Była niesamowitą kobietą, która sprawiła, że zakochałem się w niej. Nasz związek niestety był skazany na porażkę. Jej rodzice, szczególnie ojciec, nie akceptowali nas. Wkrótce po tym Drosie weszła na drogę pełną złości i zmarła w wypadku. Czułem się zagubiony.

Drosie została jednak z tobą na obrazach.

- To, co było między nami, było czymś specjalnym. W pewnym sensie nadal jest. Po jej wypadku zaszyłem się w domu. Przez następne pół roku chwytałem się dorywczych rzeczy, aż w końcu zabrakło mi zleceń i kiedy byłem już naprawdę głodny, zwróciłem się do przyjaciela z firmy przewozowej o pomoc. Byłem gotów sprzątać, robić cokolwiek. Na co usłyszałem - nie Richard, jesteś artystą, nie możesz tak żyć. Skontaktował mnie z Włochami, którzy byli zainteresowani sztuką. Wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy, ale to był moment, kiedy zaczęło się dla mnie nowe. Włosi zdecydowali się podpisać ze mną kontrakt. Zaproponowali pierwszą wystawę w Europie. Kupili mi pierwsze płótna i farby, wprowadzili do naprawdę pięknego studia. Malowałem samochody, autobusy, korki uliczne, maszyny. Okazało się, że Włosi nigdy wcześniej nie widzieli takiej sztuki. Zafascynowałem ich. Wkrótce potem poleciałem do Mediolanu. Inwestorzy chcieli mnie poznać.

Dziś nie tylko malujesz pojazdy, ale sam masz ich pokaźną kolekcję. Słyszałam, że otwierasz muzeum w Malindi?

- Tak, postanowiłem zebrać wszystkie pojazdy, które urzekły mnie w dzieciństwie. Zacząłem szukać, może bardziej instynktownie niż celowo autobusu, który tak dobrze pamiętałem z dzieciństwa. Motory, koparki na gąsienicach - jak byłem chłopcem, patrzyłem na te pojazdy i powtarzałem sobie w myślach - kiedyś te rzeczy będą moje. I dziś są (śmiech). Z każdym z tych pojazdów wiąże się odrębna historia, inne wspomnienia. Chciałbym te wspomnienia zatrzymać i przedłużyć ich życie. Nie mam dzieci, nikt po mnie tego nie odziedziczy, dlatego pomyślałem, że założenie muzeum będzie najlepszym sposobem na przekazanie mojej opowieści dalej.

Kolejne spełnione marzenie?

- Można tak powiedzieć. Choć tym największym niezmiennie pozostaje prowadzenie autobusu (uśmiech).

Myślałam, że dalsze tworzenie.

- Sztuka w pewnym sensie jest dla mnie zabawą. Prowadzenie autobus dziecięcym marzeniem.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Atmosfera przed meczem Polska Holandia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński