Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Problem czy stereotyp? Stargardzianie boją się dzieci z domu dziecka

Emilia Chanczewska
Miejsce takie jak dom dziecka to niełatwe sąsiedztwo. Zdarza się jednak i tak, że wybryki dzieci z "normalnych" domów idą na konto wychowankówdomu dziecka.
Miejsce takie jak dom dziecka to niełatwe sąsiedztwo. Zdarza się jednak i tak, że wybryki dzieci z "normalnych" domów idą na konto wychowankówdomu dziecka. Fot. Emilia Chanczewska
Sąsiedzi obawiają się dzieci ze stargardzkiego bidula. Jeden z naszych internautów uważa, że mieszkańcy domu dziecka przy ul. Sikorskiego są zagrożeniem dla otoczenia. Dyrektor zapewnia, że nie ma tu chuliganów.

Odwiedził nas stargardzianin, mieszkający w pobliżu domu dużego dziecka. - W Domu Dziecka nr 1 jest niebezpieczna banda - twierdzi internauta (dane do wiadomości red.) - Grasują po starym mieście, zaczepiają niepełnosprawnego człowieka, mieszkającego w barakach
przy Jagiellońskiej. Chuliganią i zakłócają spokój. Czują się mocni w grupie, dlatego trzeba by ich rozbić, przenieść do innych domów dziecka. Boję się o swoją rodzinę, bo żona z dziećmi często zostają sami w domu.

Policja notuje chuligańskie wybryki z udziałem mieszkańców domu dziecka. Zdarzają się im też np. drobne kradzieże.

- Dochodzi do interwencji policji zarówno wobec nieletnich i małoletnich mieszkańców domu dziecka, związanych najczęściej z zakłócaniem porządku - potwierdza asp. Krzysztof Orzechowski z Komendy Powiatowej Policji w Stargardzie. - Nie grupujemy ich jednak pod względem tego, czy są to dzieci z domu dziecka, czy nie. Tymi przestępstwami lub wykroczeniami zajmuje się zespół ds. nieletnich, informowani są o nich również dzielnicowi, którzy z tym zespołem współpracują.

Policja przesyła do sądu rodzinnego i nieletnich materiały do rozpatrzenia, a sąd decyduje jaki środek zastosować. Dzieciak taki może zostać pouczony, dostać naganę lub dozór kuratora.

- Czasami to nasze dzieci powinny bać się niektórych mieszkańców z okolicy, a nie na odwrót - uważa Krystyna Kłosowska, dyrektor Domu Dziecka nr 1. - Gdy mieszkańcy przychodzą na skargę, proszę o wskazanie konkretnego dziecka, bo często uczynki innych dzieci są przypisywane naszym. Nie ukrywam jednak, że do domu dziecka kierowane są różne dzieci, pochodzące z różnych trudnych środowisk.

Szefowa "bidula" kategorycznie jednak zaprzecza istnieniu kiedykolwiek chuligańskiej grupy w domu dziecka. - Wychowankowie, z którymi
były problemy wychowawcze, którzy wchodzili w konflikt z prawem, są już w odpowiednich dla siebie placówkach - mówi dyrektor DD 1. - Dwoje w młodzieżowych ośrodkach socjoterapii, a jeden ma skierowanie do młodzieżowego ośrodka wychowawczego. Teraz jest u nas większość małych dzieci. Starsze trafiły do mieszkania rodzinkowego, czworo osiągnęło pełnoletniość i się usamodzielniło, siedmioro nastolatków jest na ucieczkach.

Co zrobić by do domu dziecka nie trafiała więcej zdemoralizowana młodzież? - Myślę, że problem leży w tym, że do domu dziecka kierowane są niezdiagnozowane dzieci, mające za sobą czyny karalne - mówi Krystyna Kłosowska. - Gdyby sąd rodzinny wcześniej diagnozował je w regionalnym ośrodku diagnostyczno-konsultacyjnym, wtedy dzieci z oznakami demoralizacji trafiałyby prosto do odpowiednich ośrodków wychowawczych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński